Artykuły

Ślązacy kopulują, władza się cieszy

Czy dziś po lekturze niecenzurowanej wersji "Cholonka" uniesiemy się świętym oburzeniem? Niewykluczone, że z pokorą przyznamy, że jeśli Horst Eckert przesadził, to tylko ociupinkę - pisze Michał Smolorz w Gazecie Wyborczej.

Powraca "Cholonek", opowieść o Śląsku odrażającym, brudnym i złym, która miała zburzyć śląski mit z filmów Kazimierza Kutza. Dziś Kutz tę książkę poleca.

Janosch "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny"

przeł. Emilia Bielicka

Znak, Kraków

Janosch, czyli Horst Eckert - słynny autor książek dla dzieci - w "Cholonku, czyli dobrym Panu Bogu z gliny", autobiograficznej książce o dzieciństwie przeżytym w robotniczej osadzie na obrzeżach Zabrza, na swoich śląskich ziomkach nie zostawił suchej nitki. Szydzi z nich bezlitośnie, ma ich za zapijaczonych, obleśnych prostaków bez moralnego kręgosłupa. Widzi ich żrących, kopulujących, zawistnych, katujących się nawzajem. Na kartach powieści dominują postaci z oznakami debilizmu na twarzach, w gestach i przemowach - a to wredne baby, których tłuste biusty wylewają się z parapetów, a to męskie pokraki cuchnące tanim piwem. Choć autor wyraża współczucie z powodu nieubłaganych wyroków historii i skutków politycznych kataklizmów, książka robi wrażenie psychoterapii. Eckert wyrzuca z siebie traumę dzieciństwa spędzonego w najobrzydliwszym zakątku świata, jaki można sobie wyobrazić.

Pamiętam przemożny sprzeciw, jaki narastał we mnie, gdy po raz pierwszy czytałem "Cholonka" w 1973 r. Kiedy trzy lata później w kinach pojawił się genialny film Ettore Scoli "Odrażający, brudni, źli", można było odnieść wrażenie, że obaj autorzy czerpali inspirację z tego samego źródła, że wynaturzenia, kazirodztwo, totalna demoralizacja nie są opisem włoskich slumsów, ale Janoschowej ulicy w Porembie.

Poszukiwanie anty-Kutza

Dlaczego komunistyczna ekipa zdecydowała się blisko 40 lat temu wydać powieść? Wszak ówczesna polityka nie dopuszczała twórczości niemieckich wypędzonych na polski rynek, tym bardziej na Śląsk. Nazwiska autorów niemieckojęzycznych, którzy opiewali swój górnośląski Heimat - jak August Scholtis, Horst Bienek czy tenże Horst Eckert - znajdowały się na indeksie.

W marcu 1970 r. na ekrany kin weszła "Sól ziemi czarnej" Kazimierza Kutza, dzięki któremu proletariacki Śląsk został wprowadzony do obiegu artystycznego. Dwa lata później drugie uderzenie - "Perła w koronie", również Kutza. Oba filmy stworzyły powszechnie uznawany archetyp śląskości: wysublimowanej, szlachetnej i czystej. Sami Ślązacy uwierzyli, że są tak wspaniali. Dzięki Kutzowi ich tożsamość regionalna zaczęła się budzić do życia.

A skoro nawet dziś odradzanie się śląskiej tożsamości jest witane z wrogością, cóż się dziwić komunistom. Potrzebne było silne artystyczne kontruderzenie, coś na kształt "anty-Kutza", które rozbije rodzący się mit. Z nieba spadł Janosch. Pisarz, znany już na całym świcie ze swoich książek dla dzieci, w tymże samym 1970 r. zabrał się do poważnej literatury i od razu bezlitośnie rozprawił z utraconym Heimatem.

Polskie służby dyplomatyczne i rezydujący przy nich wywiad uważnie śledziły, co się w RFN pisze i wydaje na temat "polskich ziem zachodnich i północnych". "Cholonek oder der Liebe Gott aus Lehm" nie uszedł ich uwadze i okazał się idealną "odtrutką na Kutza". W 1974 r. w przekładzie Leona Bielasa ukazał się w wydawnictwie Śląsk w nakładzie 20 tys. egzemplarzy. Z polskiej edycji usunięto kilka fragmentów obrazujących pierwsze dni po wejściu Armii Czerwonej w 1945 r., co osłabiło współczucie autora dla wykreowanych bohaterów i wyostrzyło szyderstwa.

Intencje inspiratorów powiodły się - Ślązak jako obleśny prostak, bohater wiców o Masztalskim upowszechnianych na stołecznych salonach, zyskał swój literacki obraz. Ale były też nieprzewidziane skutki uboczne - część inteligencji potraktowała powieść jako satyrę na ekipę Edwarda Gierka, a zwłaszcza jego śląskich współpracowników pokroju Jana Szydlaka czy Jana Mitręgi. Nazwiska autora - poza literaturoznawcami - nikt w Polsce nie znał (zakazane były nawet jego książki dla dzieci), powszechnie sądzono więc, że jest to pseudonim polskiego pisarza, a przekład to mistyfikacja.

Przez Śląsk - o dziwo - "Cholonek" przeszedł niemal bez echa. Inteligencja rodzimego chowu przeczytała go z głębokim obrzydzeniem, ale już "pod strzechy" książka nie trafiła i nawet nie tknęła kutzowskiego mitu.

Cholonek bez cenzury

Drugie wydanie przygotowano w tym samym wydawnictwie w 1990 r. Trudno zgadnąć, co zachęciło ekipę wydawnictwa Śląsk do wypuszczenia "Cholonka" raz jeszcze na rynek - może chęć ośmieszenia wszechwładzy nowo powstałego Związku Górnośląskiego i regionalizmu lansowanego przez pierwszego niekomunistycznego wojewodę katowickiego Wojciecha Czecha? Jakiekolwiek były intencje, przedsięwzięcie nie wypaliło.

Wielki comeback prozy Janoscha nastąpił dopiero w 2005 r. za sprawą Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej, jedynej instytucji, która od początku swego istnienia stara się przywracać do naszej świadomości twórczość niemieckojęzycznych Ślązaków. Horst Eckert pojawił się na polskim rynku w swoich opowieściach dla najmłodszych o tygrysku i misiu. Nie zaryzykowano jednak kolejnego wydania książkowego "Cholonka". Powstała jedynie ugładzona sceniczna adaptacja Roberta Talarczyka i Mirosława Neinerta wystawiona na scenie prywatnego katowickiego Teatru Korez.

Czy dziś po lekturze niecenzurowanej wersji "Cholonka" uniesiemy się świętym oburzeniem? Niewykluczone, że z pokorą przyznamy, że jeśli Horst Eckert przesadził, to tylko ociupinkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji