Artykuły

Jazda na ABBIE. Rozmowa z Tomaszem Manem

- Wyszła kapitalna płyta, szwedzka - przeboje ABBY w wykonaniu zespołów metalowych. Słuchałem jej przy pisaniu tej sztuki. Pierwsza scena ma rytm piosenki "SOS" i tak ją zamierzam inscenizować - Justynie Jaworskiej opowiada Tomasz Man.

Justyna Jaworska: Czy słuchanie ABBY w pańskim pokoleniu nie było obciachem?

Tomasz Man: Na obciach byłem za mały. W 1976 roku, kiedy ABBA przyjechała do Polski, miałem osiem lat. Wcześniej dostałem od mamy ich płytę i do dziś pamiętam okładkę, na której cała czwórka siedziała w rolls-roysie i piła szampana. Ta limuzyna, ten szampan zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że pocałowałem okładkę i całą noc spałem z nią w objęciach. A dodam, że jestem z Rzeszowa, mieszkaliśmy w typowym szarym bloku i nagle ta płyta - to był raj! Do tego jeszcze słynny występ w Studiu 2, jak strzał między oczy. Muzycznie poszedłem potem w inną stronę, grałem z kolegami trash metal, ale ABBA to moje dobre wspomnienie z dzieciństwa: kojarzy mi się z miłością, radością...

Zresztą wyszła kapitalna płyta, szwedzka - przeboje ABBY w wykonaniu zespołów metalowych. Słuchałem jej przy pisaniu tej sztuki. Pierwsza scena ma rytm piosenki "SOS" i tak ją zamierzam inscenizować.

Dobrze się przy tym pisało?

Wiadomo! Muzyka w ogóle pomaga, jakaś praktyka instrumentalna też się przydaje przy pracy nad tekstem. Coraz bardziej piszę, jakbym na czymś grał. Podobnie z reżyserią: żeby czuć rytm przedstawienia, wiedzieć, kiedy zrobić pauzę, dobrze jest mieć jakieś przygotowanie muzyczne albo chociaż słuch. Na przykład Adam Nalepa, który reżyserował moją sztukę "Sex Machine" w Teatrze Laboratorium, jest muzykologiem i gra na pianinie, dlatego spektakl trzyma tempo.

ABBA doskonale trzymała tempo, za to kiedy się patrzy na ich kostiumy...

Są niesamowite! Proszę - mam teraz na sobie zwykły tiszert i dżinsy, a jak oni wtedy kombinowali! Przebierali się między piosenkami, wszystko mieli starannie wymyślone, przecież to był osobny teatr. Kiedy zespół koncertował w Polsce, zażądał podobno kwadransa przerwy na zmianę strojów. Profesjonaliści! Równolegle rozwijał się jeszcze glamrock, na przykład zespół The Kiss, zupełny odjazd. Z moją żoną, która jest scenografką, będziemy niedługo pracować nad Moją ABBĄ w Kielcach i chcemy pójść w szaleństwo lat siedemdziesiątych.

Które pańska bohaterka przypłaca prawdziwym szaleństwem?

Tu trochę się inspirowałem filmem "Requiem dla snu", w którym matka bohatera, grana przez Helen Burstyn, stopniowo odkleja się od rzeczywistości i odjeżdża w swój wewnętrzny wątek. Tylko że ona bierze podejrzane tabletki na odchudzanie i ogląda za dużo telewizji, a moja bohaterka nie musi niczego zażywać - jedzie na ABBIE. Ja też chciałem trochę odjechać we własne wspomnienia. Po raz pierwszy tak swobodnie użyłem wyobraźni.

Ale pańska sztuka także jest o telewizji - tamtej kiczowatej z czasów Studia 2 i dzisiejszej, zupełnie już potwornej.

Zgadza się. Takiej "TV Machine", która żywi się ludzką krwią i przemiele wszystko. Planuję wyreżyserować najpierw wersję radiową, bo chciałbym ten tekst usłyszeć. Mam świetne doświadczenia z nagrywaniem "Sex Machine" dla radia, z Jadwigą Jankowską-Cieślak i Sandrą Korzeniak, to istne demony! Muzykę zrobiła wrocławska grupa Karbido, z którą współpracowałem już przy "111".

Pańskie teksty są minimalistyczne, ale nie surowe -jest w nich jakaś czułość.

Ja chyba po prostu jestem czuły, staram się być. Przynajmniej dla dzieci, (śmiech) Nie zawsze mi wychodzi. Ale im jestem starszy, tym bardziej dochodzę do wniosku, że najtrudniej jest pisać prosto. Weźmy Thomasa Manna (tak, ciągle słyszę żarty ze zbieżności nazwisk...). Żona czytała niedawno "Czarodziejską górę" i zaśmiewaliśmy się, jak proste miał pomysły. W pewnym momencie Castorp powiada, bodaj do Settembriniego, jakoś tak: "Kiedy pan mówi, widzę chrupiące bułeczki". Genialne, prawda? To by dopiero było - wystawić w teatrze "Czarodziejską górę" i powyjmować z niej same proste kwestie, proste sytuacje. Dostałem jakiś czas temu od Tadeusza Słobodzianka zamówienie na adaptację "Fausta" i przyznam, że to już nie są przelewki, to wyzwanie. Żeby się na to zamachnąć, powinienem znać wszystkie Fausty, jestem właśnie po "Doktorze Faustusie" Manna. Ta powieść już mu nie wyszła tak prosto... Ale to jeszcze nic - przez zeszły rok pracowałem nad tekstem dla teatru w Aachen, polski tytuł brzmiałby "Nad wodami Babel". Zadzwonili do mnie z pytaniem, czy napiszę Biblię. Zapytałem: na kiedy? I napisałem w skrócie Stary Testament: historię od Szatana do Szatana, czyli od Ewy do Hioba, oczywiście możliwie prosto. Ale "Moja ABBA" to co innego, jest bardzo moja.

Rozmawiamy po spektaklu "Sex Machine", to pańskie studium chorobliwie zaborczej matki. Po raz kolejny pokazuje pan zaburzoną rodzinę.

Zawsze powtarzam, że rodzina jest najważniejsza! Proszę spojrzeć na zdjęcie.

A o czym pisał pan doktorat?

O "Medei".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji