Artykuły

Teatr słowem tkany

Wierzę w Twój teatr i chciałbym go koniecznie współtworzyć, bo on byłby różny od wszystkich [...] i nie łamałby człowieka, ale podnosił i zapalał, i nie psuł, ale przeanielał" - pisał Karol Wojtyła do Mieczysława Kotlarczyka. Był pamiętny dzień: l listopada 1941 roku.

Waśnie wtedy odbyła się premiera inaugurująca działalność Teatru Rapsodycznego, założonego przez Mieczysława Kotlarczyka. Tą premierą był "Król - Duch" Juliusza Słowackiego z muzyką Fryderyka Chopina i plastyką Tadeusza Ostaszewskiego.

Mimo strasznych wojennych warunków po raz pierwszy spotkali się 22 sierpnia tegoż roku, z inicjatywy Karola Wojtyły, w mieszkaniu państwa Dębowskich przy ul. Komorowskiego w Krakowie. Spotkali się w dość licznej grupie. Chcieli robić teatr. Kotlarczyk na pierwszym spotkani u zrobił im wykład, w którym wyjawił założenia nowego teatru i jego program. Z tej grupy wyłoniła się piątka: Halina Kwiatkowska, Danuta Michałowska, Krystyna Ostaszewska, Karol Wojtyła i Mieczysław Kotlarczyk. Ta piątka tworzyła okupacyjny Teatr Rapsodyczny, Teatr Słowa, jakże potrzebny w tych straszliwych wojennych czasach.

- Rodzinę Kotlarczyków poznałam w Wadowicach, gdzie mój ojciec był dyrektorem gimnazjum. Karol był moim szkolnym kolegą. W 1940 roku opuściłam Wadowice, czyli Reich i wyjechałam do Krakowa, do Generalnej Guberni - tam był Wojtyła, Kotlarczyk pozostał w Wadowicach, a ja krążylam pomiędzy tymi miastami. Stałam się łącznikiem pomiędzy Mietkiem a Karolem i przenosiłam przez zieloną granicę na Skawie ich słynne listy, w których rodziła się koncepcja Teatru Słowa. Wciągu całej okupacji daliśmy jeszcze kolejnych sześć premier. "Beniowskiego", Hymny" Kasprowicza, "Godzinę" Wyspiańskiego, "Portret artysty","Pana Tadeusza" i "Samuela Zborowskiego ". Próby odbywały się na Tynieckiej, w tzw. katakumbach, czyli w suterenie, gdzie mieszkał Wojtyła, A premiery dawaliśmy w krakowskich salonach, u przyjaciół Oczywiście, wszystko odbywało się w konspiracji - wspomina Halina Kwiatkowska

Opiekunem ideowym grupy był pisarz i krytyk teatralny Tadeusz Kudliński, który tak wspominał tę niezwykłą, listopadową premierę: "Ciemna kotara, na niej zawieszona blada maska poety, fortepian, na nim świecznik i egzemplarz "Króla-Ducha", przełożony barwnymi wstążkami - to była cała dekoracja tego teatru. Te warunki i okoliczności przyczyniły się do misteryjnego nastroju wieczorów Kotlarczyka brak rampy scenicznej, bezpośrednie obcowanie słuchaczy z aktorami, repertuar wizyjny celebrowany odświętnie''.

Teatr Rapsodyczny, zgodnie z koncepcją Kotlarczyka, narodził się z zachwytu nad słowem i został zarazem przez to samo słowo całkowicie zrewolucjonizowany.

- Ideowy wkład Karola Wojtyły w powstanie i działanie naszego podziemnego teatru był bardzo ważny, ale niewątpliwie mózgiem i ideologiem był Kotlarczyk. Walczył o ten teatr do końca, był człowiekiem bezkompromisowym. Dla Kotlarczyka Teatr Rapsodyczny miał być punktem wyjścia do stworzenia polskiego teatru narodowego, który wypracowałby sposób grania arcydzieł. Jako reżyser był niezwykle stanowczy, zawsze świetnie przygotowany, bardzo cierpliwy Miał duszę lunatyka i to było jego siłą. Marzyciel, gorący romantyk i uparty fanatyk w swej koncepcji Teatru Słowa - opowiada Danuta Michałowska

Profesor Jacek Popiel pisze we wstępie do książki "Mieczysław Kodarczyk. Karol Wojtyła. O Teatrze Rapsodycznym": "Ta historia teatru opowiedziana słowami Kotlarczyka i innych Rapsodyków to historia niepowtarzalnej przygody grupy osób, które złączyła autentyczna miłość do teatru. Jest to zarazem historia pokolenia, dla którego okres wojny i okupacji był doświadczeniem pokoleniowym, kształtującym charaktery i decydującym o późniejszych losach. Dzieje Teatru Rapsodycznego po II wojnie światowej są znamiennym przykładem (nazbyt rzadko przywoływanym) losu polskiej kultury i polskich twórców w zetknięciu z polityką kulturalną PRL-u".

Przez całą okupację konspiracyjny teatr dodawał Rapsodykom skrzydeł, po zakończeniu wojny wyszedł z podziemia i zaczął działać oficjalnie. Jego losy były burzliwe, teatr zamykano i otwierano, działał w latach 1941-1945,1945-1953 i 1957-1967. - Władzom komunistycznym nie w smak była działalność sceny, z której bił duch patriotyczny i religijny.

Po wojnie teatr wznowił działalność 22 kwietnia 1945 r. jako zespół amatorski w sali kina "Wolność" przy uL 18 Stycznia 2 (obecnie ul. Królewska). Do zespołu aktorskiego należeli min.: Barbara Ho-rawianka, Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, Danuta Michałowska, Krystyna Ostaszewska, Mieczysław Voit, Mieczysław Kotlarczyk, Maciej Maciejewski, Antoni Żuliński. - Tę scenę dzieliliśmy z rewią wojskową, więc współżycie było osobliwe - opowiada Danuta Michałowska. - Na premierę "Grunwaldu"miałyśmy uszyte czarne, długie suknie, pożyczyłyśmy piękny perski dywan od moich przyjaciół, a błękitne pluszowe kotary pożyczyliśmy z Teatru Słowackiego. Wówczas kuratorem okręgu był Witold Wyspiański, stryjeczny brat Stanisława i kolega Kotlarczyka. Popierał nasz teatr, choć był komunistą, a Kotlarczyk wręcz przeciwnie.

Od września 1946 r. teatr występował w użytkowanej wspólnie z Teatrem Groteska sali przy ul. Skarbowej 2 (skąd po roku zespół został wyrzucony), następnie w specjalnie adaptowanym budynku przy ul. Warszawskiej 5, a od 1951 r. w gmachu przy ul. Bohaterów Stalingradu 21 (Starowiślnej, obecnie Teatr Kameralny).

Na skutek prowokacji politycznej 28 lutego 1953 r. Teatr Rapsodyczny został zlikwidowany. Wznowił działalność 16 listopada 1957 roku spektaklem "Legendy złote i błękitne". - Życie Rapsodyków nie było łatwe. Atakowała nas prasa, ukazywały się prześmiewcze recenzje, nawet "Dziennik Polski" je zamieszczał, choć jego naczelny, Stanisław Witold Balicki był kolegą Kotlarczyka, bywalcem naszych konspiracyjnych spektakli- mówi Danuta Michałowska, a Halina Kwiatkowska dodaje: Do zaciekłych naszych wrogów należał Jan Alfred Szczepański-Jaszcz i Artur Maria Swinarski. Nawet Gałczyński nie był nam przychylny.

Jak wspomina Danuta Michałowska, to na Warszawskiej zaczęło się prawdziwe życie artystyczne. To była sala, którą zaadaptował i jako pierwszą swą scenę zbudował Kotlarczyk, dzięki pomocy finansowej prymasa Augusta Hlonda. Teatr funkcjonował po sąsiedzku z siostrami miłosierdzia, stołówką dla ubogich, skąd często dochodziły kapuściane zapachy albo kwiki nielegalnie hodowanego prosiaka. W takich warunkach powstały min. "Rapsody" Wyspiańskiego, "Dialogi miłości" i"Eugeniusz Oniegin" z legendarną już dziś rolą Danuty Michałowskiej jako Tatiany. Jak wspomina aktorka właśnie to przedstawienie stało się przełomowe dla teatru pod każdym względem. - Było świetne, autor rosyjski, więc można było o nim pisać dobrze. Najpiękniej pisał Konstanty Puzyna, a widzowiepłakali1przychodzili do nas po kilka razy. Spektakl

grany był 482 razy. Jak do tej pory dla aktorstwa Rapsodyków charakterystyczny był styl gry bez gestu, kontaktu z widzem. - "Eugeniusz Oniegin" to byt czas, kiedy do słowa doszła oszczędna inscenizacja i kostium. Danusia miała piękne toalety, a panowie fraki- wspomina Halina Kwiatkowska.

Wczasach sceny przy Warszawskiej Karol Wojtyła był wikarym w kościele św. Floriana Po sąsiedzku przychodził na premiery. - Wieczorami spotykał się z nami w małym pokoiku. Napisał też kilka recenzji z naszych spektakli Natomiast w owym czasie bardzo pomogła nam wizyta Siergieja Obrazcowa na spektaklu "Oniegina". Spotkał się z nami, wystosował list gratulacyjny W tym czasie w Sejmie decydowała się sprawa teatru po wściekłych atakach Jaszcza. Zachwyt Obrazcowa nad naszym spektaklem uratował teatr, bo przecież wówczas słowo artysty radzieckiego było święte - relacjonuje Danuta Michałowska.

Rapsodycy, z którymi miałam przyjemność rozmawiać, zgodni są co do wielu spraw dotyczących tego teatru, twierdzą m.in., iż rządziły w nim specyficzne reguły artystyczne. - W teatrze dramatycznym aktor grając postać, tą postacią jest, zaś u Kotlarczyka panowała brechtowska zasada bycia obok postaci To była wielka szkoła życia i teatru. Likwidacja tego teatru w 1953 roku była ogromnym ciosem. Co prawda po czterech łatach Kotlarczyk teatr odzyskał, ale jak mawiano "wszelkie powroty są niebezpieczne" Starał się też o zwrot Sceny Kameralnej przy ul Starowiślnej, którą przecież wybudował. Przeciw temu ostro zaprotestowali wówczas aktorzy Starego Teatru w obawie, że utracą swą drugą scenę. Mam zdjęcie z jej budowy, kiedy ksiądz Karol Wojtyła błogosławi kamień węgielny. W 1957 roku nie oddano Kotlarczykowi tej sceny ani też dwóch innych. Żadna z nich nie nosi imienia Mieczysława Kotlarczyka. - Od 1957 r. rozpocząłem pracę aktorską i reżyserską u Rapsodyków. Grałe msporo: Tristana w"Tristanie i Izoldzie", poetę w "Beniowskim" i w "Eugeniuszu Onieginie", tytułową rołę w "Panu Tadeuszu ", Gustawa-Konrada w Dziadach"- wspomina Tadeusz Malak.

O okolicznościach zamknięcia teatru w roku 1953 opowiada też Danuta Michałowska która osobiście to przeżyła. - Gwoździem do trumny okazały się nasze wcześniejsze gościnne występy z "Panem Tadeuszem "w Warszawie z okazji odsłonięcia pomnika Mickiewicza. Na widowni były same szychy: Bierut, Berman i Lebiediew - ambasador ZSRR. Komentarze Lebiediewa na Inwokację w wykonaniu Kotlarczyka ("on ma psychikę emigranta"), a potem miażdżące recenzje w" Trybunie" stały się początkiem końca teatru. Zaczęły się ubeckie prowokacje, a ukoronowaniem był Zjazd Teatralny w 1953 roku. "Życzliwy" Sokorski, twierdząc, że "nie ma narodu polskiego, jest tylko klasa robotnicza" dał początek końca teatru. Zdymisjonował Kotlarczyka, dyrektora przysłano z Warszawy - był nim etatowy pracownik KC PZPR, Ignacy Henner. Rozbito zespół, zastraszano ludzi, co spowodowało, że większość wyrzekła się rapsodyzmu na rzecz teatru realistycznego. W kwietniu 1953 roku dostałam wypowiedzenie.

W latach 1953-1957 Teatr Rapsodyczny nie istniał, ale Mieczysław Kotlarczyk cały czas walczył o odzyskanie sceny. Z wielką energią czynił starania - udało się po Październiku 57 roku, kiedy znów został powołany na stanowisko dyrektora teatru z siedzibą przy u. Skarbowej 2, po raz kolejny przebudowanej. Rozpoczął się czas odbudowywania zespołu aktorskiego. Wyszkoleni aktorzy poszli w świat i trzeba było stworzyć teatr od podstaw. Oprócz Danuty Michałowskiej, która wróciła do teatru, niewielu było profesjonalistów. - Zmienił się czas, a Rapsodyczny kontynuował swoją ascezę, skromność, czyli nie był "na fali" - komentuje Tadeusz Malak.

W 1961 roku Danuta Michałowska dostała wypowiedzenie od Kotlarczyka - ich poglądy stawały się coraz bardziej rozbieżne. W 1963 roku odszedł Tadeusz Malak. Teatr coraz bardziej upadał. Artystyczny poziom przedstawień był coraz niższy, Kotlarczyka nie było stać na zatrudnianie profesjonalnych artystów.

- Czasy były okropne. Robiono wszystko, aby Rapsodyczny ostatecznie zlikwidować. Na 25-lecie teatru w 1966 roku metropolita krakowski, Karol Wojtyła, odprawił na Wawelu mszę w intencji teatru. Ten "antypaństwowy" czyn, w którym uczestniczył cały zespół, rozpętał burzę. Towarzysz Domagała zapowiedział, że za to nabożeństwo sprawi pogrzeb Kotłarczykowi. I stało się. Teatr definitywnie zamknięto w 1967 roku, mimo interwencji różnych ważnych osób, m.in. arcybiskupa Wojtyły - podsumowuje Tadeusz Malak.

Prorocze słowa padły w ostatnim przedstawieniu Rapsodyków, którym była bajka "O krasnoludkach i sierotce Marysi". 18 lipca 1967 roku widzowie po raz ostatni usłyszeli w tej bajce rozmowę króla Brysdra z krasnoludkami: "Co do nas przeżyliśmy tu dni dobre i chwile szczęśliwe. Błogosławmy temu zakątkowi ziemi. A teraz wracamy do podziemia". Teatr Rapsodyczny definitywnie zamknięto.

Nie ma w dziejach polskiej, a nawet światowej sceny drugiego teatru, który mógłby się poszczycić tak znanym na świecie aktorem. Przyszły papież w nim właśnie szkolił swój głos, dykcję, wyrazistość gestu. Scenę porzucił, by oddać się kapłaństwu. Ale idei Rapsodycznego i przyjaźni z jego twórcą pozostał wierny na zawsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji