Artykuły

Bezlitosny? Perwersyjny?

Bartosz Wieliński: A ja się zastanawiam, czym my się właściwie fascynujemy. Opowieścią o nikczemnych ludziach, którzy żyją w brudnym i śmierdzącym slumsie? To jest ohydny świat! Przecież bohaterowie "Cholonka..." są w pewnym sensie aspołeczni Cojest takiego fascynującego w tym Śląsku? - z dyskusji w zabrzańskim Teatrze Nowym o fenomenie powieści Janoscha "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny".

Dyskutowali Adam Szostkiewicz z "Polityki", Jerzy Ulg z wydawnictwa Znak_ i Aleksandra Klich oraz Bartosz T. I Wieliński | z "Gazety Wyborczej". Swój głos przesiał też Kazimierz Kutz.

Kazimierz Kutz: "Cholonka..." poznałem w latach 70. Wtedy nikt o niej nie wiedział, bo to przecież książka niemiecka. Przeżyłem ją przede wszystkim jako wstrząs intelektualny. Janosch podziałał na mnie jak piorun. Ujawnił bezsens całej tej polskiej literatury, właściwie pisaniny o Śląsku. On ją całkowicie zdewaluował. W tej książce jest całkowicie nowe otwarcie i odkrycie, że można pisać o Śląsku w zupełnie inny sposób. Janosch z jednej stronyjest fenomenalnym humorystą i nawet faszyzm i wkroczenie Ruskich są wjego powieści bezgranicznie śmiesznie, nie ma weselszej książki o Śląsku. Z drugiej strony w "Cholonku..." jest jednak coś szekspirowskiego i tragicznego. Bartosz Wieliński: A ja się zastanawiam, czym my się właściwie fascynujemy. Opowieścią o nikczemnych ludziach, którzy żyją w brudnym i śmierdzącym slumsie? To jest ohydny świat! Przecież bohaterowie "Cholonka..." są w pewnym sensie aspołeczni Cojest takiego fascynującego w tym Śląsku? Aleksandra Klich: Muszę się przyznać, że nie lubię "Cholonka...". Dlatego że jest to chyba najbardziej bolesna książka, którą czytałam w życiu. Na pewno fascynuje mnie fantastycznym językiem, kompozycją, umiejętnością budowy anegdoty, epickością, ale naturalizm Janoscha jest tak wstrząsający, że aż mnie odrzuca. "Cholonek..." śmieszył mnie, gdy byłam młodsza. Teraz już nie. Mimo że ten Śląsk z "Cholonka..." nie istnieje, bo nie majuż ulicy Piekarskiej, nie ma już tej scenografii, nie ma tych ludzi i tego kontekstu politycznego, to on został w nas, ja go czuję. To jest Śląsk szwejkowski, bo dla bohaterów Janoscha najważniejsze w życiu jest przetrwać. Taka jest Świętkowa i z przerażeniem odnajduję w sobie te cechy: oportunizm, konformizm, poszukiwanie za wszelką cenę możliwości przetrwania. Oczywiście usprawiedliwienie zawsze jest, na przykład sytuacja polityczna czy kryzys. Natomiast to, co najbardziej lubię u Janoscha, to sposób, w jaki pochyla się nad biednymi i słabymi. To jest niezwykle, bo czytając tę książkę, ma się wrażenie, że on generalnie nie lubi ludzi. Janosch ma wyraźną słabość do słabych, chorych, porzuconych i upośledzonych. Bartosz T. Wieliński: Czy wola przetrwania to jest coś, co musimy potępiać? Przecież nad Porembą, w której toczy się akcja powieści, od początku wisiało fatum. To miejsce zostało skazane na zniszczenie, a ostatni akt tej zagłady dokonał się w 2005 roku, gdy ostatnie familoki buldożery zrównały z ziemią.

Jerzy Illg: To jest bardzo ludzkie i mogłoby też dotyczyć ludzi spoza Śląska. Bohaterowie książki Janoscha są chwilami zredukowani do czysto biologicznych funkcji. Tylko jedzą, piją

i się rozmnażają. Owszem, miewająja-kieś większe aspiracje, ale tak naprawdę ich życie sprowadza się do tych prostych uciech: kopulacji, hodowli ptaków i szalonych uciech. No i do przedziwnych śmierci. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, na ile sposobów tutaj ludzie umierają i jakie to jest potwornie zabawne. Bo to jest książka perwersyjna. Myślę, że Janosch cały ten koszmar swojego dzieciństwa i tego świata, w którym żył, egzorcyzmu-je groteską i absurdem, obraca w purnonsens. I to jest tajemnica sukcesu tej książki. Bardzo łatwo byłoby o tym pisać czarno, a to jest czarny humor Janoscha, który to wszystko ratuje i naszym dzisiaj jeszcze bardziej perwersyjnym gustom to jest bliższe.

Można sobie wyobrazić, że nad tym światem nie wisi ta klątwa historii, nie nadchodzi zagłada, nazizm, Armia Czerwona, ale obawiam się, że ci ludzie żyliby tak samo. Oni żyli w potwornej biedzie i to bieda była tym elementem, który redukował ich do takich istot niemal biologicznych.

Co do przedstawienia postaci, to nie zgadzam się z Aleksandrą. Według mnie Janosch pokazuje ich z bezlitosną czułością. Jest u niego bardzo wiele empatii, współczucia, dobrych uczuć, ciepła w podejściu do ludzi. I to jest w tej książce wielkie. Bartosz T. Wieliński: Pamiętam zachłyśnięcie się śląskością na początku lat 90. Wszyscy wymienialiśmy, ilu Śląsk wydał noblistów, jaki mieliśmy nowoczesny przemysł, chwaliliśmy się tym, że mieliśmy tramwaje wcześniej niż w Królestwie Polskim i jaki bogaty byl Śląsk. A tymczasem w Porem-bie Janoscha zderzamy się z dnem dna. Mamy więc dwa zderzające się obrazy Śląska: tego z naszej śląskiej megalomanii, gdzie jesteśmy wielcy i wspaniali, i tego ze świata Janoscha, który jest szambem. Aleksandra Klich: Po tym zachłyśnięciu przyszedł chyba wreszcie taki moment, gdy warto poważnie pochylić się nad "Cholonkiem...". Przecież to jest zwierciadło, w którym widać nasze dobre i złe cechy. Jeszcze długo tych cech się nie pozbędziemy, bo za-wdzięczamyje setkom lat tradycji i historii. Zamiast przymykać oko, musimy się z tym obrazem zmierzyć. Nie możemy powtarzać, że zło jest tylko w innych, a myjesteśmy niewinni. Koniec z sentymentami, popatrzmy chociażby na scenę w "Cholonku...", gdy sympatyczni ludzie grabią przy nadarzającej się okazji sklepy żydowskie. Bartosz T. Wieliński: Czy po lekturze "Cholonka..." mieszkaniec Warszawy, Krakowa lub Łodzi lepiej zrozumie nasz śląski problem? Czy dalej będzie patrzył na nas jak na zakamuflowaną opcję niemiecką? Adam Szostkiewicz: Moja perspektywa jest specyficzna. Nie mam śląskich korzeni, w Zabrzu spędziłem długie lata, tutaj zrobiłem maturę, a potem wyjechałem na studia do Krakowa. Kiedy dorastałem w Zabrzu, niewiele dowiedziałem się o Śląsku. Teraz "Cholonek..." jest dla mnie jak magdalenka u Prousta, który po jej połknięciu wyrusza w wielką literacką wyprawę w poszukiwaniu straconego czasu. Czytając "Cholonka...", miałem podobny efekt. W czasie lektury zacząłem sobie ten mało mi znany Śląsk i Zabrze odkrywać. Dla mnie "Cholonek..." ma wymiar uniwer-salistyczny. Mimo że nieco inaczej pachnie w familoku niż na Podlasiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji