Artykuły

Curie Kontra Einstein

"Madame Curie" w reż. Marka Weissa z Opery Bałtyckiej w Gdańsku w sali UNESCO w Paryżu. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Komplet 1200 widzów obejrzał w Paryżu światową prapremierę "Madame Curie" Elżbiety Sikory, przygotowaną przez artystów Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Polska premiera opery - już 25 listopada.

"Madame Curie" do Paryża trafiła dzięki wsparciu finansowemu polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz zaproszeniu od UNESCO - wykonanie opery wpisane zostało do koordynowanych przez tę organizację obchodów Roku Chemii. Co prawda występ w największej sali w siedzibie tej instytucji nie jest może tak prestiżowy, jak chociażby możliwość zaprezentowania się widzom we wspaniałym budynku Opera Garnier, jednak prapremiera nowej produkcji w stolicy Francji jest i tak wydarzeniem wyjątkowym w historii gdańskiej Opery Bałtyckiej. A ogromna sala wypełniła się do ostatniego miejsca. Wśród widzów przeważali przedstawiciele paryskiej Polonii oraz międzynarodowe grono urzędników UNESCO, ale nie zabrakło również paryskich melomanów.

Opera o życiu polskiej noblistki Marii Skłodowskiej-Curie powstała z inspiracji Elżbiety Sikory, kompozytorki od trzech dekad mieszkającej we Francji. Większość z solistów to stali współpracownicy Opery Bałtyckiej, tytułową partię zaśpiewała sopran Anna Mikołajczyk, na scenie zobaczyliśmy także m.in. Pawła Skałubę, Leszka Skrlę czy Monikę Fedyk-Klimaszewską. Inscenizację "Madame Curie" przygotował Marek Weiss, orkiestrą dyrygował Wojciech Michniewski, współpracownik Sikory z grupy kompozytorskiej KEW.

Kompozycja Elżbiety Sikory okazała się niezwykle dynamiczna i emocjonalna. Popisy solistów przeplatały się tu z efektownymi, wyrazistymi partiami chóru. Libretto Agaty Miklaszewskiej skupia się na kluczowych wydarzeniach z życia Marii Skłodowskiej-Curie: wspólnej pracy z mężem Piotrem Curie, pierwszym Noblu, śmierci Piotra, publicznej nagonce za romans z żonatym współpracownikiem i drugiej nagrodzie Nobla. Dość nieoczekiwanie główny konflikt libretta skonstruowany został w oparciu o dyskusję pomiędzy Skłodowską-Curie a... Albertem Einsteinem (Leszek Skrla). Podczas gdy polska chemik wierzy w jednoznacznie pozytywny wymiar odkryć naukowych i ich wkład w dobro całej ludzkości, Einstein przestrzega ją przed negatywnymi skutkami badań - wszak promieniotwórczość może zabijać, a ostatecznie doprowadzi także do wynalezienia bomby atomowej.

Spore problemy artystom sprawiła sala nr 1 siedziby UNESCO, przeznaczona przede wszystkim do celów konferencyjnych. Przez jej nie najlepszą akustykę głosy solistów nie roznosiły się równomiernie i momentami - szczególnie w bardziej ekspresyjnych partiach - były prawie całkowicie tłumione przez orkiestrę. Ucierpiała także inscenizacja: gdy na płytkiej scenie stłoczono całą - w tym przypadku dość liczną - orkiestrę, to dla solistów pozostawał niezwykle wąski skrawek przestrzeni. Te dwa problemy powinny jednak zniknąć w trakcie spektakli w Gdańsku, gdzie scena Opery Bałtyckiej ma zdecydowanie lepszą akustykę i jest kilkakrotnie przynajmniej głębsza.

Oficjalna polska prapremiera "Madame Curie" odbędzie się w Gdańsku 25 listopada. A pierwsze, przedpremierowe spektakle Opery Bałtyckiej oglądać będzie można już od 23 listopada.

Dla "Gazety"

Gretchen Kalonji,

zastępca dyrektora generalnego UNESCO ds. nauki

W ramach obchodów Roku Chemii współorganizowaliśmy wiele naukowych i edukacyjnych wydarzeń, ale opera "Madame Curie" jest na tym tle czymś wyjątkowym, naprawdę imponującym przedsięwzięciem. Sama będąc kobietą, jestem szczególnie zadowolona z faktu, że przybliża ona postać naukowca kobiety, której było trudno przebić się w silnie wówczas zmaskulinizowanym świecie nauki. Samą operą jestem wręcz zachwycona i głęboko poruszona. Fantastyczni byli soliści ze świetnymi głosami, trafnie i efektownie przedstawiono życie Marii Skłodowskiej-Curie w libretcie, jednak największe wrażenie zrobiła na mnie muzyka Elżbiety Sikory - zbudowana na głębokich, przejmujących emocjach. Bardzo mi się podobało.

Hélene Myara

piosenkarka i nauczycielka śpiewu

Muszę być bardzo ostrożna, bo nowo napisaną kompozycję trudno już jednoznacznie ocenić po zaledwie jednym wysłuchaniu, szczególnie gdy jest to tak duży i gęsty utwór. Muzyka wydała mi się dość interesująca, choć brakowało mi w niej więcej wyciszenia i spokoju. Pojawiały się zaledwie dwa spokojniejsze fragmenty muzyczne - i od razu można było złapać oddech. Całość momentami wydawała mi się zbyt ilustracyjna, trochę jak muzyka filmowa. Za to odtwórczyni tytułowej roli Anna Mikołajczyk ma naprawdę świetny głos. Pozostałe elementy - jeśli mogę być zupełnie szczera - wcale mi się nie podobały. Libretto zbudowane zostało na jednaj tezie i kolejne elementy nie dopowiadały nic ciekawego, potwierdzały tylko to, co już wiemy, brakowało w nim choć odrobiny dystansu. Irytowała mnie także inscenizacja, w której główna bohaterka w różnych scenach, często dziejących się w odstępie wielu lat, biegała cały czas w nocnej koszuli, jakby dopiero co wstała. Poza tym był jakiś problem z akustyką, głosy śpiewaków, może poza chórem, były tłumione przez muzykę. Całość sprawiała na mnie zbyt depresyjne wrażenie, zamiast mnie zbudować, to dołowała.

not. mb

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji