Artykuły

Wszyscy jesteśmy z "Wesela"

- Siłą polskiej dramaturgii jest jej wysoka temperatura, słabością to, że opowiada zbyt płytko o świecie i człowieku - mówi Bogdan Ciosek, dyrektor programowy Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni.

Mirosław Baran: Jak Pan ocenia polską współczesną dramaturgię? Bogdan Ciosek: - Przyjęta też w regulaminie R@Portu cezura roku 1989 wyraźnie dzieli literaturę napisaną jeszcze w systemie komunistyczno-totalitarnycm, od tej powstałej w wolnej Polsce. A ta ma już dwadzieścia lat. Niestety, na dramaturgię tego okresu możemy patrzeć wyłącznie w sposób historyczny. Poza nielicznymi przypadkami - typu "Noc Helvera" Ingmara Vilqista - z tej literatury dramaturgicznej do obecności w naszej teraźniejszości nie przetrwało nic. Można powiedzieć, że jest ona literaturą doraźną i jednorazową. I w tym tkwi jednoczesnej jej siła i słabość. Siła, bo stara się ona tak mocno chwytać puls czasu, że traci na pewnym uniwersalizmie. A z tym wiąże się oczywiście je słabość. Siłą jest jej wysoka temperatura, słabością to, że opowiada zbyt płytko o świecie i człowieku.

Obserwując literaturę dramatyczną ostatnich sezonów nie wydaje się, aby ta sytuacja w sposób istotny się zmieniła. Czy to jest brak osobowości? Przecież dosłownie co parę lat pojawia się nowa grupa czy wręcz pokolenie autorów, którzy swoje życie zawodowe chcą związać także - a w niektórych przypadkach: przede wszystkim - z teatrem. Starają się oni co rusz stworzyć taką syntezę naszej rzeczywistości, aby spełniła ona zrealizowany postulat "Wesela" Wyspańskiego: zapisu stanu polskiej świadomości w danym okresie historycznym. Dlaczego tak się nie dzieje? Dlaczego nie powstają utwory poza jednorazowość - i wystawienniczą, i czasową - wychodzące? Festiwale typu R@Portu powoływane są między innymi po to, aby na takie pytania poszukiwać odpowiedzi.

A jak, Pana zdaniem, brzmi odpowiedź na te pytania?

- Wydaje mi się, że polski teatr stał się głównie teatrem reżysera. Stawał się nim w stosunkowo długim czasie, ale to, co dawało odpór omnipotencji reżyserów, czyli sztuka aktorska i literatura dramatyczna, zeszły ze swoich stanowisk bojowych do pozycji całkowicie defensywnych. Nie stwarzają już osobie reżysera takich wyzwań, z którymi musi się on liczyć, nie zmuszają go do tego, by podporządkowywał się on innym celom niż niejednokrotnie tak subiektywne, że aż narcystyczne widzenie sztuki. W tym dopatruję się zaniku ważności literatury dramatycznej w polskim teatrze.

Zmienił się też sposób pracy nad dramatem. Coraz więcej sztuk jest pisanych dosłownie w trakcie prób na scenie, jak w przypadku duetu Paweł Demirski i Monika Strzępka. Może i tu leży część winy?

- Niewątpliwie tak. Choć tak zwane "pisanie na scenie" zawsze istniało, ale jako alternatywa wobec dramatu. Te scenariusze doraźne tworzone były często przez samych reżyserów czy też dramaturgów, nazywanych wówczas scenarzystami lub adaptatorami. Dramat jest wysokim gatunkiem literackim; stara się opisać cały świat, przedstawić jego podstawowe problemy i dylematy, dotrzeć do ich jądra, być syntezą rzeczywistości. I jeśli tak rozumiemy dramat, to w ciągu ostatniego dwudziestolecia nie mięliśmy i nie mamy takiego przykładu mamy w polskiej literaturze czy polskim pisaniu dla teatru.

Ostatnie sezony to była dominacja "dyżurnych" tematów dla dramaturgów. Jaki temat czy tematy dominują w programie tegorocznego R@Portu?

- Polski teatr wszedł w orbitę kultury masowej. I sam, z własnej woli, po załamaniu się frekwencji, zaczął poszukiwać nowego widza. W poszukiwaniu nowego odbiorcy zrezygnował ze swojego wysokiego tonu, zszedł na poziom publicystyki, atrakcyjności poprzez doraźność, wybór gorących tematów społecznych i politycznych. W sposób bardzo skuteczny i dojmujący te tematy na swoim warsztacie opracowuje, interpretuje i reinterpretuje. Nadaje im przy tym często niezwykle atrakcyjną formę. To przyciągnęło do teatru przede wszystkim młodych ludzi, którzy - zagubieni we współczesnym świecie, w którym popękały wszystkie hierarchie - zaczęli poszukiwać autorytetów, sensów, zrozumienia. Teatr stał się dla polskiej młodej inteligencji miejscem atrakcyjnym, bo zaprezentował się jako pole do gorącej, ale odpowiedzialnie poważnej rozmowy na wiele palących tematów. I to tematów często stanowiących tabu poza teatrem. Stało się też tak, że jednocześnie teatr poważny, ambitny stracił dojrzałego widza, dla którego ten nieco populistyczny i publicystyczny poziom dialogu stał się niewystarczający. Na takie przedstawienia, jakie prezentujemy na R@Porcie, w zasadzie nie chodzi publiczność powyżej 40 roku życia.

To ciekawe, ale trochę odeszliśmy od istoty mojego pytania. Zatem: jakie tematy dominują w spektaklach konkursowych R@Portu?

- Starałem się na to pytanie odpowiedzieć, idąc nieco opłotkami. Teatr ambitny chce dziś rozmawiać o rzeczach ważnych: o nas, jako współczesnym postindustrialnym społeczeństwie; jako społeczeństwie postkomunistycznym, które jest na pewnym etapie dalszego rozwoju; wreszcie jako o społeczeństwie neokapitalistycznym czy post religijnym. Wartości wydawałoby się zakorzenione w społeczeństwie, pojęcia takie jak "honor", "ojczyzna" czy "odpowiedzialność" utraciły swoją wiarygodność, przestały być wystarczające. W zasadzie, jak spojrzymy na to szerzej, to cały współczesny teatr skupia się na tej problematyce. Mówi się "My z niego wszyscy, z Mickiewicza". Ale w teatrze polskim jesteśmy coraz bardziej wszyscy z Wyspiańskiego i jego "Wesela".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji