Artykuły

Jak się bawić romantyzmem?

Że spektakl będzie miał powodzenie, nie należy wątpić. Kostiumy - piękne! Dekoracje - wspaniałe! Fabuła dech zapiera. Blaski i nędze wielkiej kariery, miłosne przygody, publiczne skandale. A wszystko w tych czarujących czasach, gdy zawoalowane damy gubiły wachlarze, zaś konwersacje skrzyły się dowcipom. I na domiar dobrego - Olbrychski w głównej roli.

Ta sztuka ma swoją historię i swoją legendę. Legendarny jest jej bohater - Edmund Kean, gwiazdor romantycznego teatru, genialny odtwórca ról szekspirowskich, który magnetyzował tłumy - ponoć Byron śledząc jego grę ze wzruszenia dostał konwulsji. Kean był tyleż sławny, co osławiony. Syn prostytutki, awanturnik i alkoholik, gigantyczne gaże trwonił w szynku na orgiach i pijatykach, z wyniosłą arogancją traktował zarówno swoich wielbicieli, jak i mocodawców, folgował ekscentrycznym kaprysom - na Tamizie miał własną flotyllę, trzymał oswojonego lwa. Bujna fantazja zrujnowała mu zdrowie, zmarł w wieku 45 lat.

W trzy lata później powstał dramat osnuty na epizodzie z biografii Keana. Napisał go Aleksander Dumas - ojciec dla innego bożyszcza sceny romantycznej - dla Frederica Lemaitre. Sztuka cieszyła się ogromną popularnością w XIX wieku, potem o niej zapomniano.

Przed czterdziestu laty o roli Keana zamarzył wybitny aktor francuski Pierre Brasseur. Na jego prośbę Jean-Paul Sartre adaptował dramat do współczesnych gustów.

W teatrze Powszechnym wystawiono go z imponującym zaiste przepychem. Ramę sceniczną zdobią stiuki i draperie, po bokach zbudowano dwie loże prosceniczne. Wnętrza przedstawione na scenie olśniewają bogactwem. W przerwach (dłuuugich!) na zmianę dekoracji - słuchamy muzyki. Zupełnie jak w XIX-wiecznym teatrze z całym jego nabożeństwem dla splendoru i "wystawy". Z całym dostojeństwem staroświeckiej konwencji, która dziś wydaje się nieodparcie zabawna.

Zabawa przednia, ale ma swoją cenę. Bo skoro romantyczna stylistyka śmieszy swą sztucznością, trudno, żeby równocześnie wzruszała. Kean może być komiczny i kabotyński w garderobie, ale kiedy wciela się w rolę, musi być autentyczny i przekonujący. Inaczej przecież nikt nie uwierzy, że to wielki aktor.

Zatem Olbrychski wypowiada monologi Hamleta, Makbeta i Otella w sposób na wskroś współczesny, językiem dzisiejszego teatru. No, ale te dwie wersje Keana trzeba jakoś związać w całość i tu zaczynają się kłopoty. Jak wybrnąć ze scen, w których wielki artysta mówi ustami śmiesznego kabotyna i na odwrót? Romantyczna poza zgoła nieoczekiwanie przechodzi we współczesną bezpośredniość, w tym pomieszaniu języków indywidualność Keana dziwnie się rozmywa, blednie.

Konflikt konwencji przysparza kłopotów i innym aktorom, natomiast Joanna Szczepkowska konsekwentnie obraca go na własną korzyść i buduje całkowicie spójną postać.

Istniał, myślę, sposób, by uniknąć tych powikłań. Zamiast tworzyć parodię "romantycznych stylów zachowań" można było pokusić się o pastisz. Rozegrać nie tylko to, co w romantyzmie się przeżyło, ale również to, co z niego ocalało, co przemawia do dzisiejszej wrażliwości, choć należy do minionej epoki. Spektakl byłby wtedy pewnie mniej śmieszny, ale kto wie, czy nie subtelniejszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji