Artykuły

Z życia film

Z KRZYSZTOFEM CZECZOTEM, odtwórcą roli Józefa Piniora w filmie Waldemara Krzystka "80 milionów", rozmawia Katarzyna Kaczorowska, autorka książki "80 milionów. Historia prawdziwa"

Zadzwonił do Pana Waldemar Krzystek i powiedział: "Panie Krzysztofie, widzę Pana w swoim najnowszym filmie" i...

- Nic z tych rzeczy. Tę rolę dostałem w najbardziej typowy obecnie sposób - był ogłoszony casting, w którym wziąłem udział. I wygrałem go. W ten sposób dostałem się do ekipy filmu, którego scenariusz oparty jest na historii najsłynniejszej akcji Solidarności przeprowadzonej tuż przed stanem wojennym.

I co Pan wiedział o tej akcji?

- Raczej mniej niż więcej. Wiedziałem, że podjęto z banku 80 milionów złotych i ukryto je u ówczesnego metropolity wrocławskiego, a po wprowadzeniu stanu wojennego pieniądze te poszły na działalność podziemia i na pomoc dla szykanowanych ludzi. Oczywiście nie znałem bohaterów tej akcji.

Poznał ich Pan?

- Tak, po przyjeździe do Wrocławia na plan filmowy zapytałem, czy jest możliwość spotkania z panem Józefem Piniorem. Była. Spotkałem się z nim i jego żoną Marią na kolacji i długo rozmawialiśmy zarówno o latach osiemdziesiątych, jak i o samym filmie.

Józef Pinior powiedział mi, że rozmowa z Panem przekonała go do filmu Waldemara Krzystka. Zrozumiał, że opowieść o akcji, którą zorganizował, może być doświadczeniem pokoleniowym również dla dzisiejszych dwudziestoparolatków

- Naprawdę tak powiedział? To miłe, choć nie miałem poczucia, że go do czegoś przekonywałem. Na pewno rozumiałem jego obawy i wątpliwości co do samego filmu, który siłą rzeczy, z racji narzędzi, jakimi operuje, tę historię opowiada w określony sposób.

Rozmawialiście o tych wątpliwościach?

- Tak, przecież film dotyczy prawdziwych ludzi, ich życia, często dramatycznego. Rozumiałem więc obawy pana Piniora, w końcu chodziło o niego samego i jego rodzinę. Pewnie gdybym ja był w takiej sytuacji, reagowałbym podobnie, stąd zresztą moja prośba o spotkanie i rozmowę.

Właściwie jest Pan aktorem-intelektualistą. Robi Pan słuchowiska radiowe - wszystkie były prezentowane na najważniejszym dla radiowców festiwalu Prix Europa. Pracuje Pan w łódzkiej Filmówce, reżyseruje spektakle i gra na scenie, ale pierwszą tak dużą rolą jest postać Józka.

- Drugą była rola Romanka, w komedii też zrealizowanej w 2010 roku - "Zgorszenie publiczne". To zresztą ciekawy film, bo w całości grany po śląsku, ale rzeczywiście rola Józka to dla mnie ogromny sprawdzian i wyzwanie.

Podpatrywał Pan Józefa Piniora?

- Nie udaję go ani nie próbuję nim być w tym filmie. Oczywiście rozmawiałem z jego znajomymi, pytałem, jaki był wtedy, w podziemiu, ale też opierałem się na scenariuszu i rozmowach z reżyserem. Tak więc filmowy Józek nie jest literalną kopią prawdziwego Józefa Piniora.

Powiedział Pan, że ta rola to wyzwanie. Dlaczego?

- Bo po premierze spotkam się ze swoim bohaterem i z pokorą będę musiał przyjąć jego uwagi.

Widział Pan już film?

- Widziałem kilka miesięcy temu wersję roboczą, tę ostateczną zobaczę dzisiaj na wrocławskiej premierze.

Ma Pan tremę?

- Jakąś na pewno. Jak już mówiłem, stanę oko w oko z ludźmi, którzy w tej akcji brali udział.

Jest taka scena w filmie, kiedy Józek rozmawia z Władkiem, czyli Władysławem Frasyniukiem. Próbuje mu Pan opowiedzieć o planach dotyczących podjęcia 80 milionów, on nie ma czasu, próbuje Pana zbyć i wtedy słyszy: "Nie, Władek, tak nie będziemy rozmawiać". Podobno tę kwestię zaproponował Pan reżyserowi.

- Nie do końca. Ta scena była w scenariuszu, a ja od znajomych pana Piniora wiedziałem, że z jednej strony w czasie rozmów był zdystansowany, ale zarazem i stanowczy. Że umiał powiedzieć to, na czym mu zależało, nie uciekając się do krzyku. Stąd to "tak nie będziemy rozmawiać".

Praca nad tym filmem była dla Pana dużym przeżyciem?

- Tak. Jestem bardzo wdzięczny panu Waldemarowi Krzystkowi, że dał mi taką szansę i mam nadzieję, że umiałem ją wykorzystać. Ale przede wszystkim świetnie mi się pracowało - Wrocław to wyjątkowe miasto, byłem w bardzo dobrym zespole. To niesie. No a poza tym sama historia jest niesamowita i warto o niej opowiedzieć ludziom w całej Polsce.

No to zadam Panu jeszcze raz pytanie - co Pan wiedział o tej akcji?

- Wiedziałem, że pani pisze książkę, a Michał Rogalski, świetny dokumentalista, robi film dokumentalny. I te dwa projekty opowiedzą ludziom, jak ta akcja wyglądała naprawdę i co się działo z jej uczestnikami po 13 grudnia. I świetnie, że jest taki pakiet, bo powtórzę - film fabularny rządzi się swoimi prawami, swoim tempem, pewnymi skrótami. Ma przekazać pewną ideę, myśl, a nie być dosłownym zapisem jakiegoś wydarzenia. Do tego są inne narzędzia, inne media. Mam więc nadzieję, że z pani książki o tej historii dowiem się wszystkiego. I coś pani zdradzę - dostałem od pana Józefa Piniora czek z tamtych czasów wypełniony na 80 milionów. Jak kiedyś uda mi się go zrealizować, to dopiero będzie przygoda.

No to ja też się pochwalę - w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej znalazłam oryginał tego słynnego czeku.

- O, to muszę przeczytać książkę. Pewnie więcej w niej takich niespodzianek.

Dużo, zapewniam. Wtedy, w grudniu 1981 roku, miał Pan dwa lata. Czym jest dla Pana dzisiaj ta historia?

- Jest niesłychanie ważna. Dzięki takim ludziom, takim właśnie historiom, żyjemy w wolnym kraju, możemy swobodnie rozmawiać, dyskutować, tworzyć. To jest naprawdę coś wyjątkowego, wręcz niewiarygodnego. Nie wiem, jak inni, ale ja jestem wdzięczny prawdziwym bohaterom tej akcji - za ich odwagę, za to, co zrobili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji