Artykuły

Nie miałam wyboru

Mówi Monika Pęcikiewicz, autorka spektaklu "Leworęczna kobieta"

Ile masz lat?

27.

Co trzeba zrobić, żeby podczas studiów zadebiutować w Jednym z najlepszych teatrów w Polsce?

Trzeba mieć farta. Dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu Paweł Miśkiewicz obejrzał fragmenty prób, dotarły do niego dobre opinie o moich pracach w Akademii Teatralnej. Chyba to sprawiło, że zdecydował się na ryzyko. Dał scenę debiutantowi. W szkole nie ma możliwości, aby przygotować pełne przedstawienie.

Dlaczego zdecydowałaś się na "Leworęczną kobietę" Petera Handke?

Znam to opowiadanie od dawna. Lubię je. Podoba mi się postać Marianny. Pokazuje proces poszukiwania tożsamości, który zazwyczaj mają szczęście grać mężczyźni, a o wiele rzadziej kobiety. Nigdy nie miałam zestawu sztuk, które chciałabym zrealizować na scenie. Muszę czekać, aż do czegoś dojrzeję. Czy jesteś "młodszą zdolniejszą"? Chciałabyś być zestawiana z Grzegorzem Jarzyną i innymi twórcami z tego kręgu?

Myślę, że nie. Dobrze, że pojawiło się kilku bardzo utalentowanych ludzi, którzy przecierają szlak. Nie chcę być zaliczana do żadnej grupy.

Nie czujesz z nimi żadnego związku?

Uważnie oglądam ich przedstawienia. Odwołuję się do Krystiana Lupy, który jest dla mnie mistrzem. Nigdy się z nim nie spotkałam, ale jego spektakle są dla mnie najważniejsze w życiu. Inscenizacje Krzysztofa Warlikowskiego i Jarzyny też są ważne, ale nie sądzę, bym szła w tym samym kierunku. Nie określiłam jeszcze swego miejsca i na razie nie mam takiej potrzeby.

Masz innych mistrzów?

Dużo zawdzięczam moim profesorom z wydziału aktorskiego: Mai Komorowskiej, Mariuszowi Benoit. Nie miałam możliwości spotkania z Krystianem Lupą. Marzę, żeby zostać jego asystentką, zobaczyć, jak pracuje, dotknąć tej tajemnicy. Głupio mówić, że się nie ma mistrzów.

A inspiracje literackie, filmowe?

Bardzo ważne jest kino. Bardzo podobają mi się filmy Wong Kar-Waia. Marzę, żeby uchwycić taki świat w teatrze, coś tak dynamicznego. Cenię też Larsa von Triera. Cały czas czerpię z innych.

W przedstawieniu udało Ci się zachować niemal literacką narrację.

Utwór Petera Handke jest dla mnie interesujący ze względu na jego literackość. Można go potraktować jako podstawowe zapiski, a potem "rozpulchnić", rozsadzić od środka. Szukam tego, co niewidoczne i niezapisane - utworów, za którymi stoi jakiś świat. A potem można go odkryć.

Tworzony przez Ciebie świat ma w sobie coś z "realizmu magicznego".

Chciałabym, żeby tak było. Od kilku lat pracuję z Karoliną Benoit i my te światy odnajdujemy w sobie. To zawsze będzie trochę oddalone od rzeczywistości, bo teatr rządzi się swoimi prawami. Szukamy czegoś, co istnieje, kiedy robimy spektakl, a nie w normalnym życiu.

Twoja bohaterka jest zagubiona, za wszelką cenę szuka kontaktu z innymi. Czy jest w niej trochę z Ciebie?

Z pewnością. Nie wyobrażam sobie pracy bez subiektywnego spojrzenia. To nie znaczy, że muszę opowiadać o kobietach. Przychodzi moment, kiedy chce się odrzucić wszystkie funkcje, zobowiązania. Marianna odrzuca role matki, żony, kochanki i chce zobaczyć, gdzie w tym jest ona sama. Ten temat dotyczy mnie i całego pokolenia kobiet, które świadomie chcą przeżyć swoje życie. To zawsze jest okupione wielkim bólem, ale nie sposób bez tego żyć. Ja przynajmniej nie jestem w stanie.

W naszych czasach każdy człowiek za wszystko sam ponosi odpowiedzialność. To także staje się źródłem cierpienia. O wiele łatwiej jest pozwalać życiu się prowadzić.

Jesteś pesymistką? W przedstawieniu pokazujesz nietrwałość związków międzyludzkich.

Tak to widzę. Nie oceniam ludzi źle, bo właśnie tu się z nimi solidaryzuję, w osamotnieniu, byciu od początku do końca sam na sam ze sobą. To jeden z moich tematów. Ja chcę rozmawiać z widzem jak z dorosłym człowiekiem. Mówisz o rzeczach poważnych, kiedy w modzie jest obracanie wszystkiego w żart. To zjawisko mnie boli. Niby mówimy coś, ale zawsze możemy wszystko przekreślić i uciec.

Robisz teatr serio?

Myślę, że tak.

Przygotowałaś spektakl w renomowanym teatrze. Co teraz?

Nie jest tak, że wypłynęłam na szerokie wody i teraz chcę z tego korzystać. Być może będzie to moje ostatnie przedstawienie - pierwsze i ostatnie. Jeżeli nie znajdę tekstu i poczucia, że chcę go zrobić, że mam coś do powiedzenia. Nie mam żadnych propozycji i nie umiem ich składać. Myślę, że będę czekać, aż poczuję potrzebę zrobienia czegoś, nie podłączając się pod trendy towarzyskie ani artystyczne.

Profesjonalny teatr uczy więcej niż studia?

To prawda. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Zrobienie spektaklu we Wrocławiu oznaczało zaniedbanie szkoły, ale nie miałam wyboru. Szkoła boryka się z ogromnymi problemami. Wychodzimy z niej jako amatorzy. Robimy tylko 10-, 15-minutowe scenki. To nie ma nic wspólnego z dalszą pracą. Ile jesteś w stanie poświęcić dla teatru?

Zadecyduje poczucie, że jestem w teatrze uczciwa. Dla mnie najbardziej liczy się nie efekt końcowy, ale sama praca, spotkanie z ludźmi - to moment magiczny. Nie chcę, żeby reżyseria stała się moim zawodem - koniecznością, bo to zabija wszelką twórczość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji