Artykuły

Wesoła wdówka

Wiadomość o wystawieniu przez Operetką Wrocławską "Wesołej wdówki", melomanów nawet tym teatrem zbytnio nie zainteresowanych, nieco zaskoczyła. Wszak to leharowskie arcydzieło wcale do najłatwiejszych nie należy, zaś aktualny potencjał artystyczny naszej operetki do jego realizacji nadaje się chyba najmniej.

"Wesoła wdówka" - przez wielu uważana wręcz za najpiękniejszą operetkę świata - posiada przede wszystkim, obok wielu innych niewątpliwych wartości, dwie mistrzowsko skomponowane postacie główne - Hanny i Daniłła - dla dwóch w pełni już dojrzałych interpretatorów operetkowego genre. We Wrocławiu w rolach tych wystąpili Felicja Warszawska i Daniel Kustosik. Obydwoje bardzo dobrzy w dialogach, Warszawska również nieźle dysponowana wokalnie. Kustosik, jak na mój gust, odegrał swojego Daniłła zbyt serio, zbyt melodramatycznie. Hanna i Daniłło wiedzą przecież doskonale o swoich wzajemnych uczuciach, a tylko igrają sobie z nimi, jak w najlepszych komediach Musseta. Zresztą i barytonowy głos Kustosika zdaje się wyjątkowo nie odpowiadać tej raczej wysoko napisanej partii; czyżby w zespole naszej operetki nie było odpowiedniego wykonawcy z głosem tenorowym? Mimo to para ta sprawnie spina dramaturgicznie cały spektakl, prezentując - co w naszych teatrach muzycznych nieczęste - aktorstwo koncepcyjnie przemyślane od początku do końca.

Równie pozytywnie wypada mi się wyrazić i o pozostałych wykonawcach - przede wszystkim zaś o Elżbiecie Cieślawskiej i Stanisławie Stelmaszku, jak też o charakterystycznie zarysowanej parze zalotników, Marianie Ogorzelcu i Krzysztofie Pajączkowskim. Starannie wreszcie zaprezentowały się chór, balet i orkiestra.

Niestety wykonanie okazało się jedynym dobrym elementem premiery. Wszystko inne irytowało mnie bowiem w mniejszym lub większym stopniu. Przede wszystkim skróty, jakich dokonano na tej - jak się rzekło - najpiękniejszej operetce świata, urągają często wszelkim prawom logiki (i to nie tylko tej muzycznej). O ile bowiem mógłbym się jeszcze zgodzić na wycięcie niektórych kwestii mówionych czy powtarzających się numerów (np. z finału aktu pierwszego) - choć i tego niewątpliwie tu szkoda - to już doprawdy wstrząsa mną okrutnie, gdy ze słynnej "Pieśni o Wilii" bez wątpienia jednej z najpiękniejszych w ogóle sopranowych arii operetkowych, słyszę tylko pierwszą zwrotkę (i tym samym nie wiem jak się skończyła owa fantastyczna miłość romantycznego rycerza do pięknej rusałki) lub gdy z ostatniej części finału aktu drugiego usuwa się nader charakterystyczną partię Walentyny (i to jak sądzę tylko dlatego, aby ta jak najszybciej mogła się przebrać w strój gryzetki, gdyż realizatorom zachciało się przejść w akt trzeci po prostu bez przerwy). Na takie dowolności nie powinien tu absolutnie pozwolić kierownik muzyczny spektaklu.

Sporo zastrzeżeń mam też do samej inscenizacji. Szkoda np., że akt trzeci rozegrano w tej samej scenerii co drugi, że nie wyczarowano w nim owego nastrojowego salonu z dyskretną grą przyćmionych świateł, szeregiem francuskich stolików, szampanem... wszak miał to być Maxim. Szkoda również, że entree Hanny - tak wspaniale muzycznie przygotowane przez Lehara - nie zaistniało na tyle efektownie, by wzbudzić natychmiastowe oklaski publiczności (a może zabrakło tu tych licznych schodów, po których ta - jak niegdyś w "Hallo Dolly" - w rytmie wiedeńskiego walca zstępowałaby w tłumnej męskiej asyście?). Raziły wreszcie identyczne wachlarze pań chórzystek (czyżby produkcja seryjna?), intymna altanka (jak by nie patrzeć żywo przypominająca miejską toaletę publiczną) oraz naprawdę fatalne nagłośnienie,

"Wesoła wdówka" ma już od lat ustaloną pewną tradycyjną praktykę wykonawczą - zgodną zresztą z teatralnymi didaskaliami wydań źródłowych partytury - i nie ma potrzeby z tradycji tej rezygnować zwłaszcza gdy w zamian nie proponuje się nic szczególniejszego. Mam jednak nadzieję, że przy okazji kolejnej premiery znacznie większą uwagę zwróci się w naszej operetce właśnie na ów szeroko rozumiany czynnik inscenizacyjny. Sami wykonawcy bowiem, aczkolwiek może i w teatrze najważniejsi, jak widać nie decydują wyłącznie o jego sukcesie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji