Artykuły

200 "Skrzypów"

"Skrzypek na dachu" Jerry Bocka z librettem Josepha Steina w reżyserii, inscenizacji i choreografii Jana Szurmieja cieszy się na scenie Teatru Muzycznego - Operetki Wrocławskiej niesłabnącym powodzeniem. Musical ten będzie w listopadzie grany już po raz dwusetny.

To przede wszystkim pan tak czaruje publiczność. - zwracam się do ZDZISŁAWA SKORKA. Tewjego - mleczarza.

- Na każdym przedstawieniu staram się być dobry aktorsko i autentyczny, choć nigdy nie jestem z siebie do końca zadowolony. Cieszy mnie jednak, że się podobam. Od wielu widzów zbierałem gratulacje, a niejeden Żyd mówił mi, że jestem prawdziwy Jidish Tate.

Czy miał pan, poza wskazówkami reżysera, jakieś wzorce?

- W czasie okupacji niemieckiej, w 1940 roku, jako mały chłopiec, przebywałem na wsi, w której społeczności przeważali Żydzi. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje dziecięce obserwacje ich mowy, gestów, sposobu bycia i życia, kiedyś mi się przypomną i przydadzą. Poza tym dużo czytałem na temat historii narodu żydowskiego m.in. książki Szołema Alejchema.

Czy do każdej roli się pan tak przygotowywał? Które to już pana wcielenie sceniczne?

- Z większych, chyba siedemdziesiąte ósme i w zasadzie do wszystkich ról podchodziłem zawsze bardzo sumiennie. Efekty oceniała publiczność, dla mnie najważniejsza. Powracając do "Skrzypka na dachu" uważam, że największym komplementem nie tylko dla mnie ale i całego przedstawienia była opinia jednego Anglika pochodzenia żydowskiego, który powiedział, że wrocławski spektakl bardziej mu się podobał niż ten na Broadwayu. Przez swoją słowiańskość jest bliższy prawdy.

Gdzie chciałby pan zagrać 300 przedstawienie?

- Oczywiście w Tel-Awiwie, bo wtedy bym się skonfrontował u źródła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji