Artykuły

Kopciuszek proletariuszka

"Kopciuszek" w choreogr. Eugenio Scigliano Bałtyckiego Teatru Tańca w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Bajka o Kopciuszku to historia tak sentymentalna, że przerabiając ją na spektakl czy film, łatwo wpaść w ckliwość rodem z animowanych disnejowskich filmów. Można się tej bajkowości Kopciuszka wystraszyć i na wszelki wypadek opowiedzieć niby tę samą, a tak naprawdę inną historię. Tak właśnie zrobił choreograf Eugenio Scigliano, odpowiedzialny za baletową premierę "Kopciuszka" Prokofiewa w Operze Bałtyckiej.

Kopciuszek jest w tej wersji proletariuszką, zatrudnioną w jakiejś fabryce, macocha właścicielką tejże fabryki, a książę jest młodym, świetnie prezentującym się (udana rola Michała Łabusia) członkiem towarzyskiej śmietanki.

Nie można odmówić twórcom przedstawienia konsekwencji w tej przeróbce bajki na opowieść z prawdziwego świata. Toczki na głowach dam i ich balowe suknie są w klimacie lat 30., kolory kostiumów i scenografii ładnie się harmonizują, zostaje też w pamięci prosta i sugestywna scenografia Carla Cerriego, w której wielkie kieratowe koło, zawieszone w tle, więcej mówi o wyzyskiwaniu Kopciuszka niż taneczne sceny.

Przedstawienie na wiele sposobów cieszy oczy.

Nie tylko scenograficzną oprawą, także bogatą, dynamiczną choreografią, w której widać stałe postępy zespołu Bałtyckiego Teatru Tańca. Widowisko cieszy oczy, ale czy przy tym budzi emocje?

Kiedy zakochany Kopciuszek (Franciszka Kierc) nazajutrz po balu powtarza jeszcze kroki tańca z sali balowej, może wzruszyć swoją pierwszą dziewczęcą miłością. Narysowane mocną kreską, niemal groteskowe złe siostry (Agnieszka Wojciechowska i Natalia Madejczyk), mogą śmieszyć albo złościć. Ale podobnych momentów, budzących żywsze reakcje u widzów, jest w gdańskim "Kopciuszku" za mało.

Zwłaszcza gdy się pamięta, z myślą o kim wprowadza się takie przedstawienia na afisz w przedświątecznym czasie - to naturalnie ci, którzy w przyszłości będą pracować na nasze emerytury.

Godny pochwały jest oczywiście pomysł, aby stare bajki opowiadać małoletnim widzom na nowo. Do dziś pamiętam, jak trzy lata temu Hans Henning Paar w tej samej Operze Bałtyckiej świetnie wystawił "Dziadka do orzechów" Czajkowskiego na współczesną modłę.

Nie jest jednak dobrze, jeśli przy tej okazji gubi się emocje zawarte w pierwowzorze. Obawiam się, że do dzieciaków ten proletariacki "Kopciuszek", przerobiony na mały społeczny dramat, w większości przypadków nie przemówi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji