Artykuły

210 minut awangardy

Trwa moda na tak zwane "spektakle autorskie". Ostatnio w jeleniogórskim Teatrze im. Norwida Krystian Lupa zaprezentował "Przeźroczysty pokój" według tekstów Hermanna Hesse przetkanych fragmentami z Tomasza Maana, Witkacego, Biblii, folklorem dziecięcym (jeśli te "rymowanki" nie pochodzą od Witkacego właśnie - nie pomnę, a grzebać się nie chce...).

Reklamowa ulotka tak określa charakter spektaklu: "Przygoda ludzka. Ściany pokoju zostaną usunięte, ujawnione tajniki ludzkich związków i ludzkiej samotności. Jak daleko można wejść w drugiego. Rewelacje i niebezpieczeństwa penetracji trudno dostępnych rejonów osobowości, tajemnicy istnienia i śmierci". Powtarza to Lupa w programie pisząc, że bohater jest "człowiekiem oszukanym przez życie i przez własny intelekt", który "snuje (...) utopijne idee dojścia do SPEŁNIENIA I PRAWDY", a "pozorne poznanie SEDNA (...) prowadzi do FIKCYJNEJ ŚMIERCI", będącej wszelako "ŚMIERCIĄ PRAWDZIWĄ".

Niezależnie od emfatycznego tonu tych wyznań (nawet o sprawach ostatecznych można prościej) wskazują one kierunek penetracji - jaźń ludzką. I dodajmy zaraz, że dokonał Lupa rzeczy pozornie niemożliwej - przełożył na język sceny zdawałoby się "nieprzetłumaczalną" prozę Hermanna Hesse. Można naturalnie dyskutować, czy w tym translatorstwie jest on najbardziej precyzyjny myślowo. Sam jednoznacznie rozstrzygnąć nie potrafię, ile w tym nieuporządkowania (nie chaosu jednak) twórcy, na ile zaś sam skoncentrować się nie potrafiłem.

Nie ulega natomiast kwestii, że wpadł Lupa w pułapkę czyhającą na każdego twórcę "spektaklu autorskiego". Jeśli napisze się sztukę (albo opracuje scenariusz) a potem siada za reżyserskim pulpitem brak jest koniecznego dystansu. Wszystko wydaje się ważne i niezbędne, co prowadzi do pewnej celebry (w naszym wypadku dokuczliwej zwłaszcza w końcowych sekwencjach). W rezultacie otrzymaliśmy więc spektakl trwający trzy i pół godziny. Niby o połowę krótszy od "Z biegiem lat, z biegiem dni" Wajdy, ale tam mamy do czynienia ze znanymi tekstami granymi w konwencji realistycznej (zakłada się nawet programowo możliwość wyjść i powrotów), Tu uwaga napięta być musi od pierwszej do ostatniej sceny (potem bowiem zbyt długo "wchodzić" trzeba nie tylko w nastrój, ale i sensu zrozumienie), operuje się środkami awangardowymi, umownymi, wywiedzionymi z niedramatycznych konwencji (śpiew, pantomima), przy pełnym równouprawnieniu słowa z gestem, światłem, muzyką. W tej sytuacji 210 minut przekraczało moje (i nie tylko chyba moje) możliwości percepcyjne. I to jest najpoważniejszy zarzut, który chcę Krystianowi Lupie postawić.

Czas ns niezdawkowe komplementy. Wie już Lupa o teatrze niejedno i naprawdę sporo umie. Potrafi budować nastrój, grać pauzą i milczeniem, zduszonym szeptem i krzykiem, jego reżyserska wyobraźnia jest niezwykle bujna i bogata. Szeroką gamą odmiennych środków aktorskiego wyrazu potrafił umiejętnie zestroić. Nieobca mu jest wreszcie praca z aktorem. Zgromadzono w Jeleniej Górze sporo interesującej młodzieży, a reżyser potrafił wydobyć z niej bardzo wiele, chyba wszystko, co mógł na obecnym etapie artystycznego rozwoju. Dotyczy to przede wszystkim Piotra Skiby (On), kreatora scenicznych wydarzeń. W jego to przecież jaźni rzecz się rozgrywa. Jest więc Skiba przeczulonym nerwowcem, ale potrafi wydobyć wiele interesujących a odmiennych tonów, demonstrując dodatkowo uzdolnienia wokalne, pantomimiczne, sprawność fizyczną wreszcie. Pełnoprawną partnerką Skiby była Maria Maj (Ewa), w pierwszych sekwencjach nawet bardziej niż partner przekonywająca. O jej możliwościach miałem już jednak okazję parokrotnie pisać, dodam więc jedynie, że okazała się również aktorką bardzo "kontaktową" bezbłędnie przejmując od Skiby tony i półtony interpretacyjne. Wiele dobrego powiedzieć można także o pozostałych wykonawcach - Andrzeju Kępie (Morderca), Marku Urbańskim (Sobowtór) a także Uczestnikach seansu: Stanisławie Biczysko, Zbigniewie Bryczkowskim, Zbigniewie Cieślarze, Edwardzie Kaliszu, Sławomirze Suleju, Stanisławie Cichockim oraz (z nieco tylko mniejszym entuzjazmem) Ewie Jagiełło (Olimpia).

Byłoby to więc przedstawienie bardzo dobre, gdyby nie jego "minutaż". Unrar w teatrze jest sztuką trudną. Wierzę przecież, że i tego Krystian Lupa wkrótce zdoła się nauczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji