Artykuły

Kuszenie dowolnością

Po IV Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia w Krakowie pisze Jakub Derbisz w portalu G-punt.

Tegoroczna - czwarta edycja festiwalu "Boska komedia" - bez wyraźnej i spójnej linii programowej kusiła dowolnością. Ponownie trzy nurty: Inferno (konkurs polski), Purgatorio (przegląd repertuarowy) oraz Paradiso (młodzi twórcy). Jak co roku mnogość wydarzeń ciekawych i tych mniej interesujących; trzy kręgi, siedem dni: spektakle, spotkania autorskie, konferencje. Jednym słowem klęska urodzaju, róg obfitości, teatralna uczta. To na papierze i ekranie. Zapowiedzi organizatorów i koordynatorów festiwalu nie zawsze jednak zgadzały się z rzeczywistością.

W programie znalazły się spektakle wielu estetyk, form, jakości, wizji etc., co w sumie powinno być plusem przekroju przez repertuar polskich scen,. Niestety, dobór przedstawień mógł pozostawiać wiele do życzenia. Szlagiery, które również zaproponowali organizatorzy, na obecną chwilę zdawały się być oklepanymi, nazbyt znanymi. Co z resztą programu? Czy to staranny, krytyczny dobór czy może, brzydko mówiąc, "pulpa" teatralna?

Szeroko komentowany i dobrze przyjęty przez krytyków spektakl "Mickiewicz. Dziady. Performance." w reż. Pawła Wodzińskiego (Teatr Polski w Bydgoszczy, premiera: 22 kwiecień 2011), miał być nowatorskim ujęciem narodowej klasyki: " To sztuka o budowaniu wspólnoty narodowej i wzmacnianiu własnej tożsamości. Intencją jest ironiczne i krytyczne przyjrzenie się rytuałowi zaplanowanemu przez Mickiewicza i zdjęcie z niego narosłych, banalizujących interpretacji. (z programu). Niestety stało się to co dzieje się zazwyczaj. Intencje rozminęły się z efektem, a widz przez trzy godziny (z jedną przerwą) atakowany jest krzykiem, biegiem, niezwykle bujną ekspresją gry aktorskiej i wszelkimi innymi "ironicznymi komentarzami" twórców spektaklu. W spektaklu główną rolę grał tekst, próżno było szukać autorskiej lektury. Całość okazała się przewidywalną recytacją. Obok tekstu, grał więc świetny warsztat aktorów, bierna scenografia oraz nic nie znacząca prostolinijność interpretacji. Był to swego rodzaju ambalaż, którego tworzywem był tekst Mickiewicza, w środku zaś brakowało sensu. Teatr ten okazał się niezwykle konwencjonalną próbą aktualizacji.

Młodzi twórcy teatru zwykli w naturalny sposób tak formułować wypowiedź, by trafić mogła do młodych odbiorców; tworzy się wtedy pewna więź, nić porozumienia. Język tych pierwszych bowiem, bliski jest językowi tych drugich. Rzecz się komplikuje, gdy młody twórca próbuje komunikować się w innym systemie znaków. Przykład takiej próby dostarcza spektakl "Córeczki" w reż. Małgorzaty Głuchowskiej (Teatr Dramatyczny w Warszawie, premiera: 18 luty 2011). Widz ponownie cofnięty został w czasie; w historycznej przestrzeni Kawiarni Jamy Michalika, przywoływane przez reżyserkę postaci Dagny i Stanisława Przybyszewskich, Zofii Naukowskiej, Władysława Podkowińskiego czy Marii Komornickiej starają się przemówić, poświadczyć o sobie i swojej historii. Niestety nadmiar materiału wyjściowego lub niezdecydowanie dramaturżki wprowadzić mogą w konsternację. Widz atakowany jest licznymi, pojedynczymi wątkami, postaciami, historiami. Aktorzy wkraczają w przestrzeń gry monologizując na tematy wybrane z wielką dowolnością. Wszystko tu powinno być wymownie znaczące: piedestały, klatki, samo miejsce, w którym odbywa się prezentacja spektaklu, pojawiające się nazwiska; niestety taka forma, niejako wymusza na widzu przyjęcie treści. Pocięty tekst ograniczony klasycyzującą formą - wskazać, nazwać, przedstawić, wmówić - wszystkie te metody nie pozostawiają miejsca na interpretację odbiorcy. Spektakl przyjmuje formę dość chaotycznego eseju historycznego, z którego tym razem nie wynika nic, teatr nie wyszedł ponad literaturę.

I znowu przypomnienie - historia Polski dość wyraźnie wkroczyła na teatralne sceny poprzedniego sezonu; za sprawą Krzysztofa Garbaczewskiego widz ma okazję stanąć twarzą w twarz z opowieścią wysnutą z nieteatralnego źródła. "Życie seksualne dzikich" oraz "Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu" wybitnego polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego posłużyły za materiał twórcom spektaklu zrealizowanego w Nowym Teatrze w Warszawie ("Życie seksualne dzikich", premiera: 14 kwiecień 2011). Kolektywna praca przyniosła nadzwyczaj pozytywne efekty. Spektakl zanurzony w scenografii Aleksandry Wasilkowskiej (centralne miejsce zajmuje tu instalacja pod nazwą "Czarna Wyspa") i muzyce Jana Duszyńskiego, przedstawia dość niezwykłe ujęcie klasycznej literatury naukowej w ujęciu Marcina Cecko, całość świata przedstawionego dopełniona została świetną grą aktorską całego zespołu. Garbaczewski przywołuje metodykę opisu antropologicznego i zestawia z wykreowaną wizją przyszłości, której źródła leżą w obecnych czasach. Jest to świat usystematyzowany poprzez kategorie językowe, świat, w którym zaniknęły tradycyjne formy kontaktów międzyludzkich. Odpowiednie akcentowanie tekstu zanurzonego w ujmującej estetyce pozwala widzowi na dopowiedzenie, na poszukiwanie, a to prowadzi do prostej przyjemności, parafrazując Barthesa, "przyjemności teatru". Pozbawiony wydumanej wzniosłości, w sposób przystępny i lekki zmusza do pewnej refleksji.

Festiwale teatralne mają to do siebie, że w swej ambicji totalności wiele tracą. Podobnie było w przypadku tegorocznego Dialogu we Wrocławiu. Mnogość tematów, estetyk i form teatralnych poniekąd zmusza do określonego profilowania programu; niestety nie jest możliwe rzetelne ujęcie i przedstawienie ogółu teatralnej twórczości w ciągu tygodniowego przeglądu. Czy uda się odświeżyć formułę "Boskiej Komedii", przekonamy się podczas następnej odsłony festiwalu.

4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia, 8-15 grudnia 2011

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji