Artykuły

Brechtowski sąd Salomona

KAŻDE przedstawienie sztuki Brechta to przeniesienie widza w szczególną atmosferę, utkaną z poezji, liryki, rozważań filozoficznych a nade wszystko współczucia dla krzywdy człowieka oraz rewolucyjnego buntu przeciw istniejącym dotychczas stosunkom społecznym.

Takie jest też "Kaukaskie kredowe koło", które określić by można jako powiastkę filozoficzną, obficie przyprawioną ludowym sosem. Sztuka ta napisana w roku 1947 znajduje się pod wyraźnym wpływem krzywd, jakich doznawali w czasie ostatniej wojny i jarzma hitlerowskiego ludzie prześladowani, ścigani, ukrywający się, śmiertelnie przerażeni.

Właściwa bohaterka sztuki, to znowu jak w "Matce Courage" kobieta dźwigająca ciężar ponad siły i mimo przeciwieństw nie ustająca w swym nadludzkim trudzie. Tylko że mała wątlutka Grusza, ponosząca wielkie ofiary dla nie swojego a ukochanego dziecka, wędrująca dni i noce po ogarniętym pożogą wojenną kraju dla uratowania małego Miszy, jest znacznie sympatyczniejszą postacią niż sprytna Matka - Courage.

Sztuka ta jest dramatem macierzyństwa. Stary, jak król Salomon, temat sporu dwu matek o jedno dziecko odżył w tym kaukaskim podaniu, nic nie tracąc na swej ostrości. Ostatnia scena, w której złączona krwią z dzieckiem, ale nie mająca do niego moralnego prawa gubernatorowa walczy o nie dla celów wyłącznie majątkowych z małą Gruszą, kochający dziecko nad życie, jest najmocniejszą i najpiękniejszą sceną tej bogatej w wrażenia sztuki.

Konstrukcja "Kaukaskiego kredowego koła" jest oczywiście, jak zawsze u Brechta złożona z emocjonalno-filozoficznej speakerki, towarzyszącej akcji oraz songów, które w tym wypadku noszą bardziej charakter ludowych pieśni, niż w innych jego sztukach. Takie fragmenty songu, jak np. "Będę na ciebie czekała pod zielonym wiązem. Będę czekała pod wiązem bezlistnym, będę czekała aż wróci ostatni i jeszcze dłużej..." śpiewane przez dziewczynę, żegnającą żołnierza, to przecież bliźniaczo podobne do naszych "Rozkwitały pąki białych róż, wróć Jasieńku z tej wojenki wróć..." czy innych piosenek ludu całego świata.

Do wyrazistości tekstów, zarówno prozaicznych jak wierszowanych przyczynia się tu ogromnie, świetny przekład Włodzimierza Lewika.

Irena Babel położyła piętno swej twórczej reżyserii na tym widowisku. Połączenie akcji, rozgrywającej się na scenie z komentarzem Pieśniarza Czeidze (bardzo stonowany i pozostawiający głębokie wrażenie sposób interpretacji Stefana Rydla) było wyraziste. Może należało tylko pewne sceny, zwłaszcza w pierwszej części spektaklu, traktować z mniejszym pietyzmem dla autora i po prostu skrócić. Widowisko zyskałoby na krótkości, a do obcięć nadawały się jedynie sceny pierwszej części. Świetnie natomiast oddany został nastrój paniki w chwili ewakuacji wojennej i sama wędrówka szczutej dziewczyny po niekończących się górskich drogach Kaukazu. Scena przybycia małej strudzonej Gruszy do domu brata, gdzie zła bratowa pokazuje swą władzę, miała w sobie wiele z nastroju baśni o Kopciuszku, czy innych baśniowych bohaterkach ludowych utworów.

Kapitalnie ukazane były sceny sądu, poprzedzające sąd o dziecko. Tutaj też w postaci niezwykłego sędziego Azdaka, który świadomie łamie niekiedy przepisy po to, by stawać zawsze w obronie pokrzywdzonych zamanifestował się humor Brechta, rzadki ale niezawodny.

Posprzeczałabym się tylko na serio ze scenografem, który pokazał nam przedziwną mieszaninę stylów. Czemu np. połączenie podania chińskiego (powtarzam za Pieśniarzem, że praźródłem są tu Chiny) z kaukaskim kolorytem, danym tu przez Brechta, pokazuje nam w pierwszej części cwałujące Lajkoniki krakowskie, nagrodzone zresztą hucznymi oklaskami? Czemu dla pokazania nieludzkości panów mają oni wraz z daniami na głowach jakieś potworne budowle? Czemu rycerze muszą zezować spoza srebrnych patyków, opadających im na nosy? Na te pytania trudno znaleźć odpowiedź.

Z wykonawców na czoło wysunęło się przede wszystkim dwoje. Urocza pełna prostoty i żałosnego wdzięku Zofia Kucówna jako Grusza umiała wydobyć najgłębszy dramat tego skrzywdzonego stworzenia oraz kapitalny wprost Wojciech Rajewski w roli ludowego sędziego Azdeka, bez szarży ukazujący tę znakomitą brechtowską postać.

W olbrzymim tłumie postaci, zalegających scenę, nawet najmniejsze role odtwarzane były przez asy sceny.

Nie sposób wymienić tu wszystkich. Parę gubernatorów krzywdzicieli ludu grali Julian Łuszczewski i Zofia Rysiówna, tłustego księcia Kazbeka zabawny Tkaczyk, adiutanta Barycz, dwu lekarzy trochę zbytnio ich szarżując Leszek Ostrowski i Łysakowski, oficerem pancernym był Serwiński, Niańką Janina Pollakówna, Handlarką - Nowicka, damami uciekającymi z ogarniętego pożogą miasta Zofia Grabowska i Maria Pawłowska, rubaszną gospodynią Wieczorkowska, groteskowo koszmarnym Mężem - Tomecki a matką jego Teofila Koronkiewicz. Bardzo śmiesznym pijanym zakonnikiem - Jan Mayzel, parą chcących się rozwieść staruszków Oksza i Jarszewska.

Wszyscy oni dzięki mocnej ręce reżyserki nie gubili się w tłumie, dając każdy oddzielnie wyrazisty rysunek postaci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji