Artykuły

Baśń czy parabola?

"Kaukaskie koło kredowe" należy do najpiękniejszych sztuk autora "Opery za 3 grosze". Ten przedziwny stop epiki i poezji, liryki i drwiny, filozofii i dydaktyki, ma urok starej legendy, prostotę średniowiecznego moralitetu i wyrafinowany smak współczesnej sztuki. Pozornie jest to stara baśń z pradawnych czasów, opowieść pełna nieprawdopodobieństwa. Ale tylko pozornie. Co chwila bowiem wyziera zza nieprawdopodobnych zdarzeń mądra twarz filozofa, który w tej baśniowej formie zawarł prawdy na dziś, prawdy aktualne w XX wieku, o wojnie, krzywdzie ludzi biednych i panoszeniu się bogaczy. "Kaukaskie koło kredowe" nie jest bowiem w istocie rzeczy baśnią, choć występują w niej ludzie z nieprawdziwego zdarzenia, dobroczynny bandyta, sprawiedliwy sędzia, a bohaterka opowieści poczciwa Grusza ratuje się cudem nieledwie przed pościgiem pancernych. "Kaukaskie koło kredowe" jest parabolą jest metaforą o bardzo aktualnej treści. Trzeba tylko odczytać jej sens aby zrozumieć ile pragnął Brecht tą sztuką powiedzieć.

Spróbujmy więc wgłębić się w jej wymowę. Oto jest to pierwszy utwór Brechta w którym autor "Matki Courage" porzucił zwątpienie w człowieka i zastąpił je wiarą w jego dobroć i szlachetność. Bohaterowie jego dawniejszych sztuk giną w walce ze złem otaczającego ich świata. Bohaterka "Kaukaskiego koła kredowego", chłopka Grusza, nie tylko ratuje przybrane dziecko z pożogi i zniszczenia, lecz także wygrywa proces przeciw niegodnej matce małego Miszy - i wbrew wszelkim trudnościom i przeszkodom wiąże się w końcu z ukochanym człowiekiem. "Kaukaskie koło kredowe" jest sztuką optymistyczną, pełną nadziei i wiary w człowieka, w jego odwagę, zdrowy rozum i uczciwość. Pisał tę sztukę Brecht - komunista, który dożył zwycięstwa nad hitleryzmem i widział na horyzoncie świata u schyłku swego życia perspektywy lepszego jutra ludzkości. Cóż dziwnego, że inaczej musiała brzmieć nuta "Matki Courage", pisanej w okresie panoszenia się hitleryzmu i nadciągającej pożogi, inaczej zaś motyw przewodni "Kaukaskiego koła kredowego", stworzonego u świtu zwycięstwa.

Przedstawienie jest bardzo ładne i robi duże wrażenie. Początkowo wydaje się, jak by baśń skusiła reżysera i scenografa, jak by poetyckie i legendarne uroki "Kaukaskiego koła kredowego" pociągnęły inscenizatorów w kierunku zewnętrznych piękności, owych kolorowych kostiumów, jak z bajki, lajkonikowych przejazdów pancernych przez scenę, powłóczystych trenów i efektownych kompozycji scenicznych. Powoli jednak tekst Brechta toruje sobie drogę wśród tego baroku, przystrojonego w szatki nowoczesności i proste prawdy autora zaczynają docierać coraz lepiej do widowni. Im dalej, tym przedstawienie staje się prostsze, jaśniejsze.

Bardzo pięknie wypadają sceny w górach, u brata Gruszy i w domu jej niewydarzonego męża. ZOFIA KUCÓWNA, wyróżniająca się od początku w tym trochę niejednolitym przedstawieniu prostotą i bezpośredniością, chłopskim sposobem bycia i delikatną liryką - osiąga tu w scenach z dzieckiem maksimum wyrazistości i ekspresji. Szczytowym punktem, kulminacją przedstawienia stają się jednak sceny z ludowym sędzią Azdakiem. Gra go znakomicie, ostro, prosto, dowcipnie WOJCIECH RAJEWSKI, prawdziwie ludowy mędrek, brechtowski filozof w podartych gaciach, opój i łapownik, a przecież znacznie uczciwszy i sprawiedliwszy od wszystkich szacownych sędziów burżuazyjnej sprawiedliwości. W postaci sędziego Azdaka udało się realizatorce przedstawienia osiągnąć to, czego zawsze tak bardzo pragnął Brecht: aby wygląd zewnętrzny był zaprzeczeniem wnętrza postaci, aby wszystkie pozory przemawiały przeciw człowiekowi, który w rzeczywistości jest kimś zupełnie innym, niż ten, za którego uchodzi i na jakiego wygląda.

Zadanie IRENY BABEL było na scenie Teatru Powszechnego szczególnie trudne. "Kaukaskie koło kredowe" wymaga bowiem zarówno dużej sceny, jak i zespołu wybitnych aktorów. Widziałem prapremierę tej sztuki w teatrze Brechta w Berlinie, cudowne przedstawienie, które reżyserował sam autor. Widziałem pierwszą polską inscenizację "Kaukaskiego koła kredowego" na scenie teatru im. Słowackiego w Krakowie, w reżyserii tej samej Ireny Babel i "góralskiej" scenografii Andrzeja Stopki, wyjątkowo trafnie znajdującej polski klucz do legendarnej Gruzji ze sztuki Brechta. Było to również jedno z najlepszych przedstawień sztuk Brechta, jakie w życiu widziałem. Tym razem nie wszystko wypadło, jak należy. Trudności techniczne poszatkowały przedstawienie na zbyt wiele części, skutkiem czego cała opowieść o losach Gruszy straciła na tempie, płynności i napięciu. Brak wirującego kręgu, czy obrotowej sceny, uniemożliwił ukazanie marszu Gruszy w góry i pościgu pancernych, tak efektownego w przedstawieniu Zespołu Berlińskiego. Nie wszyscy aktorzy dorośli w tym spektaklu do trudnych zadań sztuki, a songi śpiewane są niewyraźnie, muzyka często nakrywa tekst, którego nie słychać. Dotyczy to niestety także ważnej pieśni Gruszy, poprzedzającej sceny ucieczki w góry, której znaczna część ginie w czasie jej wędrówek za sceną.

A mimo to jest to bardzo interesujące i dobre przedstawienie, które nie powtarzając żadnego z dotychczasowych spektakli "Kaukaskiego koła kredowego" daje nową i oryginalną kompozycję na planie tej sztuki. Trzeba z uznaniem mówić o ambicji i wysiłku Teatru Powszechnego, który w trudnych warunkach porwał się na inscenizację pięknego dzieła Brechta i wyszedł z tej próby zwycięsko. Publiczność gorącymi oklaskami kwituje sukces spektaklu. Dziś kiedy większe i mocniejsze teatry warszawskie lękają się wciąż jeszcze decyzji i odwlekają inscenizacje sztuk Brechta, które potrafiłyby znacznie łatwiej wystawić; czyn ideowy i artystyczny Teatru Powszechnego należy szczególnie wysoko ocenić. Zapewne, brak nam np. w scenie stypy i wesela owego kontrapunktu dwóch planów, który w teatrze Berliner Ensemble był efektem niezawodnym i niezapomnianym, ale tam, gdzie szczupłość sceny, brak zaplecza i obrotówki nie uniemożliwia jak w Teatrze Powszechnym osiągnięcia maksimum efektu, tam przedstawienie wznosi się na wyżyny prawdziwej sztuki, mądrej, pouczającej i wzruszającej zarazem.

Słów kilka o aktorach. Nie mogę wymienić wszystkich, którzy na to zasługują. Trudno mi jednak nie wspomnieć o JERZYM TKACZYKU, przezabawnym tłustym księciu Kazbeki, o ANDRZEJU TOMECKIM (mąż w kąpieli), BOGDANIE ŁYSAKOWSKIM (Simon Chrachawa), ALICJI MIGULANCE (Ludwika), TADEUSZU JANCZARZE (policjant Szauwa) i MIECZYSŁAWIE SERWIŃSKIM (I Pancerny). Rolę gubernatorowej Natelli Abaszwili zagrała bardzo ostro i wyraziście ZOFIA RYSIÓWNA. Sekundował jej dzielnie, jako adiutant, RYSZARD BARYCZ.

My, Polacy, mamy szczególne powody, aby oglądać z zainteresowaniem "Kaukaskie koło kredowe". Nie wszyscy wiedzą, że Brecht wystawił tę sztukę z myślą o naszych Ziemiach Zachodnich. Spór dwóch kołchozów miał być metaforą o sporze w sprawie granicy na Odrze i Nysie. Morał sztuki przysądza ziemię tym, którzy potrafią ją lepiej zagospodarować. Dzień dzisiejszy i 15 lat minionych świadczy o tym, że śpiewak Czeidze miał słuszność. Jeszcze raz więc spójrzmy na "Kaukaskie koło kredowe" pod tym kątem widzenia: nie jest to baśń, lecz metafora. Mądra, współczesna i bardzo aktualna. Mały Michel zaś (tak nazywa się w oryginale dziecko, o które toczy się walka) symbolizuje w tej sztuce Niemcy. Dostał się on i przysądzony zostanie w przyszłości nie tej matce, która go urodziła, lecz tej, która uratowała go w czasie wojny i wychowała na uczciwego człowieka, a nie na wyzyskiwacza i krwiopijcę. Przyszłość Niemiec należy do ludu - oto co chciał Brecht powiedzieć swą sztuką milionom Michlów, milionom Niemców, którzy jeśli nie dziś, to jutro zrozumieć muszą głęboki sens i słuszność paraboli o kaukaskim kredowym kole.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji