Artykuły

Olaf Lubaszenko chce być jak Selznick

OLAF LUBASZENKO, aktor i reżyser opowiada o pracy w Teatrze STU nad nowym spektaklem "Księżyc i magnolie", który obejrzymy dziś premierowo w Krakowie.

Po raz ostatni w Teatrze STU widziałam Cię przed laty, podczas benefisu Twojego ojca, kiedy to deklamowaliście fragmenty "Hamleta" po czesku, a my, widzowie, umieraliśmy ze śmiechu, pamiętasz?

- Doskonale pamiętam, bo to było dla mnie wielkie przeżycie. Potem jeszcze dwukrotnie wystąpiłem tam podczas benefisów: Bohdana Łazuki i Czarka Pazury, jednak ten "czeski" wyczyn był jedyny w swoim rodzaju. Wiele osób to pamięta, co świadczyć może o tym - pozwalam sobie na filozoficzną refleksję - że może powinienem zmienić kraj artystycznego udzielania się.

Właśnie jesteś poza granicami - gdzie Cię zastaję?

- W Czechach...

No proszę! Jak rozumiem wracasz do kraju, by "być jak Selznick", czyli wystąpić w STU w roli słynnego producenta "Przeminęło z wiatrem" w spektaklu "Księżyc i magnolie"?

- Między innymi. Czeka mnie także premiera mojego filmu "Sztos 2". Jak widać oba tematy dotyczą kina. Spektakl krakowski rozwija legendę dotyczącą zakulisowych rozgrywek, jakie towarzyszyły powstawaniu amerykańskiej superprodukcji.

Tekst jest ironicznie zabawny. Czy Tobie, człowiekowi obdarzonemu finezyjnym poczuciem humoru, właśnie ten rodzaj dowcipu najbardziej trafia w gust?

- Zdecydowanie. Powiem tak: moim zdaniem dobry efekt spektaklu komediowego zależy w dużej mierze od wnikliwego, czasami bolesnego rozbioru postaci i zdarzeń po to, by ten cały "dorobek" psychologiczny pozostawić na dnie a widzowi dać resztę, czyli dobrą zabawę. No więc my mamy taką solidną pracę za sobą. Wszyscy pracowaliśmy bardzo porządnie, a prowadziła nas świetna reżyserka Agnieszka Lipiec-Wróblewska. Dobry efekt spektaklu komediowego zależy od kilku czynników, m.in. od bezgranicznego zaufania do reżysera, że to, co proponuje będzie bawić widzów. I to zaufanie wszyscy mieliśmy. Praca była wspaniała, a ja sporo nauczyłem się od Agnieszki i kolegów.

Zanim zobaczymy spektakl premierowy zagraliście kilka przedstawień przedpremierowych - jaki był odbiór?

- To była budująca konfrontacja z publicznością. I kolejny dowód, że słuszne było nasze zaufanie. Tekst, reżyser, specyfika miejsca - to wszystko przecież składa się na sukces spektaklu. Miejmy nadzieję, że również tego.

Teatr STU to ważna dla Ciebie scena?

- To miejsce szczególne. Przecież tutaj właśnie chodziłem w latach 80. na spektakle. Pamięć tych czasów wywoływała wzruszenie, a jednocześnie mobilizowała mnie do pracy. Nie tylko mnie - wszyscy pracowaliśmy szczerze i prawdziwie.

W "Księżycu i magnoliach" zaglądamy za kulisy Hollywood, gdzie kręcony jest film legenda, obsypany później Oskarami. A Ty grasz słynnego producenta Selznicka...

- I myślę sobie - choć w Hollywood nigdy nie kręciłem filmu - że kulisy planu filmowego, problemy producenta, scenarzysty i reżysera wszędzie są podobne, o czym mogłem się wielokrotnie przekonać na własnej skórze. Różnica polega jedynie na wysokości honorariów, budżetu i wielkości dekoracji.

Czy w młodości oglądałeś "Przeminęło z wiatrem"?

- Oczywiście. Niedawno, wraz z kolegami z "Księżyca i magnolii" obejrzałem po raz kolejny. I muszę przyznać, że w dużej mierze nadal jest to doskonałe, nowoczesne kino.

A kochałeś się, jak wówczas wielu mężczyzn, w Vivien Leigh, grającej Scarlett O`Hara?

- Nie. Wtedy kochałem się wyłącznie w polskich aktorkach. Bo już wtedy byłem patriotą...

***

Premiera "Księżyca i magnolii" odbędzie się dziś w Teatrze STU o godz. 19. Kolejne spektakle: 17 i 18 bm. Występują: Olaf Lubaszenko, Szymon Bobrowski, Szymon Kuśmider i Barbara Kurzaj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji