Artykuły

Udany debiut

"Dom przeznaczony do wyburzenia" w reż. Jacka Rykały w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Tekst Rykały stworzony dla Malarni czy Malarnia stworzona dla tekstu Rykały? Współzależność miejsca z tym, co działo się na scenie podczas sobotniej premiery, była niezwykła. Ostatnia propozycja sezonu w Teatrze Śląskim rozbudziła apetyt teatralny publiczności, niestety, na kolejne przedstawienia "Domu przeznaczonego do wyburzenia" trzeba będzie poczekać do września.

Pierwsze intensywne wrażenie, któremu trudno się oprzeć, to niezwykle intymny charakter przedstawienia. Każdy widz, przekraczając próg domu do wyburzenia, wchodzi w osobisty świat malarza Jacka Rykały, to zaproszenie na prywatny spacer, który wiedzie przez cienistą bramę, podwórko skąpane w słońcu, opuszczoną klatkę schodową czy kręte schody bez poręczy. Teatr pozwolił na krok dalej, na wejście do wnętrza miejsc, które Rykała od lat utrwala w swoich obrazach.

Na scenie dziewięć postaci i on - dom przeznaczony do wyburzenia, osobny organizm, którego odpadający tynk obnaża wnętrzności, a utkane sieci pajęczyn są wewnętrznym układem nerwowym. Opuszczony przez ludzi wydaje się być martwy, a jednak dopóki stoi, dopóty istnieje. Wewnątrz zamkniętych, uwięzionych dziewięć osób, na podobieństwo postaci Pirandella - powołane do życia przez reżysera, nigdy jednak nie uwolnią się od cyklicznie powtarzającej się sekwencji zaprojektowanych zdarzeń.

Utkany ze wspomnień spektakl autorstwa Rykały ma coś w sobie z klimatu Hrabalowskich opowiastek, banalnych i z pozoru nieważnych: wspomnienia mężczyzny na wózku (Wiesław Sławik) o ojcu chórzyście czy spotkaniach karcianych pod czereśnią, poetyckie wyznania kobiety z talerzami (Krystyna Wiśniewska), wspomnienia pijaka granego przez Jerzego Głybina, który opowiadał w taki sposób, że zapach angielskiego mydła prawie unosił się w powietrzu, a także kobieta, która prasuje, Violetty Smolińskiej, dla której koszmar wyburzanego domu kładzie kres sentymentalnej podróży.

Dojrzały, udany debiut teatralny. I nie tyle "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść", co kiedy na scenę wejść. Pewne rzeczy, jak zapewniają zorientowani, smakują wybornie dopiero po pięćdziesiątce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji