Artykuły

Janek Wiśniewski, polski James Dean

"Nie ma Solidarności bez miłości" w reż. Macieja i Adama Wojtyszko w Teatrze Palladium w Warszawie. Pisze Piotr Sobierski w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Już nie ofiara Grudnia, ale playboy i bezideowy obserwator rodzącej się 10 lat później Solidarności. Jesteście gotowi na taką wersję?

Pomysł musicalu zrodził się w głowie znanego aktora i producenta Piotra Pręgowskiego w grudniu 2010 roku podczas obchodów 3O-lecia Solidarności. Konkurs na scenariusz wygrał Andrzej Ozga. - Napisał najciekawszy. Mówię to bez cienia wątpliwości. Sam popełniłem własną wersję i wiem, że była gorsza - zapewnia Adam Wojtyszko, który wraz z ojcem Maciejem odpowiada za reżyserię spektaklu.

W drugiej połowie 2011 roku twórcy ruszyli w Polskę w poszukiwaniu aktorów. W błysku fleszy i przed kamerami telewizji chętni w Gdyni, Chorzowie i Warszawie walczyli o miejsce w obsadzie. Ostatecznie wśród szczęśliwców znalazły się zarówno gwiazdy, takie jak Katarzyna Groniec, Cezary Żak i Tomasz Stockinger, aktorzy musicalowi, ale również stawiający pierwsze kroki na scenie absolwenci akademii teatralnych.

O spektaklu zrobiło się głośno, gdy ogłoszono nazwiska światowej sławy artystów, którzy mieli zaangażować się w powstanie musicalu. Słychać było zachwyt, ale też wątpliwości i pytania - czy szykuje się powtórka z rozrywki? Już raz byliśmy świadkami zapowiadanego na wielką skalę rocznicowego widowiska. Jak wypadł koncert przygotowywany przez Roberta Wilsona w Stoczni Gdańskiej, doskonale każdy pamięta

Trudno dzisiaj stwierdzić, czy w przypadku "Nie ma Solidarności..." był to marketingowy chwyt ze strony producentów, czy możliwy do zrealizowania plan. Elton John i Bono nie podjęli się współpracy przy musicalu. Z perspektywy czasu pozostaje tylko się cieszyć, bo ich stawki mogłyby mocno osłabić budżet prywatnego teatru, a poza tym wprowadzić chaos w ciekawą kompozycję Krzesimira Dębskiego.

Piękna rzeczywistość

Na placu boju pozostali więc twórcy krajowi. Obok Dębskiego i Ozgi, odpowiedzialny za choreografię Agustin Egurrola oraz reżyserzy - Maciej i Adam Wojtyszko. Każdy z nich przed premierą zaznaczał swój związek z Solidarnością i bliskość tematów przełomu lat 70. i 80.

Maciej Wojtyszko to nie tylko uznany reżyser i pisarz, ale również jeden z działaczy Solidarności. Egurrola wraca we wspomnieniach na rodzinny warszawski Żoliborz, gdzie służył do mszy jako ministrant księdzu Popiełuszce, a Krzesimir Dębski do Trójmiasta. - Byłem w sierpniu 1980 roku w stoczni. Przyniosłem pieniądze ze zbiórki podczas festiwalu w Sopocie. Trafiłem tam w nocy bezpośrednio przed tym, jak strajk miał się załamać. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że jest Lech Wałęsa. Tylko że jest jakiś Lech, któremu trzeba te pieniądze oddać - wspomina kompozytor.

Twórcy, sięgając po temat wielkiego karnawału Solidarności, podkreślali, że nie chodziło im o martyrologiczną opowieść o historycznym przełomie. - Uznaliśmy, że najwyższy czas opowiedzieć o roku 1980, tamtych nadziejach i marzeniach. W mediach eksponuje się raczej współczesne konflikty byłych solidarnościowców niż tamtą piękną rzeczywistość - mówi Jerzy Gudejko, drugi producent spektaklu.

I tej idei pozostali bliscy do końca. Libretto zaskakuje świeżością i brakiem typowego dla naszych twórców rocznicowego patosu. Andrzej Ozga potrafił z lekkością opowiedzieć o wielkiej historii przez pryzmat miłosnej przygody dwójki głównych bohaterów.

Za stoczniową bramą

Jest więc przystojny i lodowaty Janek Wiśniewski (cóż za kuriozalny pomysł, aby nosił nazwisko symbolu Grudnia 70) oraz dwie podążające za nim dziewczyny. Jego była miłość Hanka, która nie może pogodzić się ze stratą ukochanego, oraz pochodząca z Warszawy Marta, córka dyplomaty, która dopiero walczy o względy chłopaka. Ich miłość rozkwita wraz z rozwojem politycznych wydarzeń.

Akcja spektaklu rozgrywa się w kilku wnętrzach, które ciekawie zaaranżowano na skromnych rozmiarów scenie. Całość przypomina zdewastowaną halę produkcyjną, jest kilka rusztowań, powybijane szyby i zardzewiałe reflektory. W głębi sceny widocznyjest też kadłub statku, który nie pozostawia żadnych wątpliwości - jesteśmy w stoczni.

Scenografia Wojciecha Stefaniaka pomimo swojej skromności znakomicie oddaje charakter gdańskiej kolebki wolności. Nie przeszkadza aktorom, u widzów rozbudza wyobraźnię. Raz jest stoczniowym wnętrzem, innym razem pokojem przesłuchań czy szpitalnym korytarzem.

Musical zaczyna prezentacja dwóch krótkich filmów. W pierwszym Edward Gierek w 1971 roku pyta retorycznie towarzyszy: "Pomożecie?", w drugim obserwujemy robotniczy protest w Radomiu z 1976 roku. W ten sposób w ekspresowym tempie przechodzimy do kluczowych wydarzeń początku lat 80. Są więc zarówno strajk, narodziny Solidarności, jak i kolejki do sklepów, a nawet słynny gest Kozakiewicza z letnich Igrzysk Olimpij skich w Moskwie. Chociaż dość szybko wielka historia ustępuje miejsca opowieści o młodych i gniewnych tamtego okresu, którzy spotykają się na tajnych zebraniach, drukują ulotki i przeżywają chwile strachu podczas niespodziewanego p ukania do drzwi. W tym wszystkim niebrakujejednak zabawy, każdy z nich korzysta z życia na tyle, na ile było to wówczas możliwe.

Trudne wybory

Pod tą lekką skorupą kryje sięjednak poważna historia o politycznym dojrzewaniu i młodzieńczej naiwności. Być może chwilami zbyt mocno zarysowano dwa światy, w których nie ma miej sca na zwątpienie, ale dzięki temu w czytelny sposób pokazano tamtą rzeczywistość. Jest więc walcząca z systemem gromada młodych ludzi z Martą na czele oraz świat Janka, który stoi w opozycji nie tylko do władzy, systemu, ale i postawy swoich rówieśników. Chłopak nie ma zamiaru angażować się politycznie, chce opuścić kraj i zapomnieć o panujących w nim realiach. Jego postawa to konsekwencja rodzinnej tragedii. W Gdyni podczas zamieszek w grudniu 1970 roku ginie jego ojciec.

Niestety, ciekawie nakreślona przez Ozgę postać głównego bohatera całkowicie rozpada się na scenie. Wojciech Michalak (w drugiej obsadzie Kamil Dominiak, znany z roli Osła w musicalu "Shrek" w Teatrze Muzycznym w Gdyni) pozbawił Janka cech, które pozwoliłyby uwierzyć wjego postawę i determinację w dążeniu po upragniony paszport. W swojej hollywoodzkiej stylizacji ten James Dean PRL-u raczej nuży, niż intryguje, brak mu charyzmy.

Z każdą kolejną sceną powraca w pamięci znakomity Mateusz Kościukiewicz w filmie "Wszystko co kocham" Jacka Borcucha. Jego Janek, który również żyje w latach 80., nie ma najmniejszego problemu z wykrzyczeniem ważnych dla siebie spraw. To krwista i wyrazista filmowa rola, z której przeciwieństwem mamy do czynienia na scenie Palladium.

Doświadczenie górą

Aktorskie niedociągnięcia to tylko część zarzutów kierowanych w stronę obsady. Zdecydowanie gorzej jest z wokalnymi umiejętnościami. Niestety, swoją partię położył nic tylko Michalak, ale i wcielająca się w postać Hanki Julia Kolakowska. Oboje w wielu momentach nie byli wstanie sprostać zadaniu, które powierzył im Krzesimir Dębski.

Szkoda, tym bardziej że muzycznie to spektakl bardzo interesujący. Spójna stylistycznie kompozycja Dębskiego jest zlepkiem tego, co najlepsze w historii polskiej muzyki tamtego okresu. Dominuje popowe brzmienie, doprawione bossa novą i elementami disco, ale nie brakuje mocnego i szorstkiego rockowego grania. Niestety są tu również utwory, które w wielu momentach wymagają wspięcia się na wyżyny wokalnych umiejętności. Pełno tam bowiem ozdobników i niełatwych do wyśpiewania fraz.

Najlepiej radzą sobie z tym zadaniem doświadczeni aktorzy. Znany gdyńskiej publiczności z tytułowej roli w musicalu "Shrek" Paweł Tucholski pojawia się w "Nie ma solidarności bez miłości" na chwilę. W roli księdza ma do zaśpiewania tylko jeden solowy numer, ale wykonuje go brawurowo. Dobrą kreację, zarówno pod względem aktorskim, jak i wokalnym stworzyła również Agnieszka Matysiak (w tej roli w innych obsadach Katarzyna Groniec lub Ewa Kuryło). Jako matka Janka wypada przekonująco, wyraziście i staje się filarem spektaklu.

Uliczny taniec zomowców

Z kompozycją Dębskiego świetnie współgrają napisane przez Ozgę piosenki. Nie są błahymi ozdobnikami, ale ważnymi elementami wprowadzającymi w kolejny etap historii.

Ciekawym, ale i ryzykownym posunięciem było zaproponowanie stworzenia choreografii znanemu z telewizyjnego show Agustinowi Egurroli, który w musicalu nie pracuje na co dzień.

- Do dziś pamiętam "choreografie", jakie wykonywali na ulicach zomowcy - mówił przed spektaklem Egurrola Niestety, choreograf nie przełożył swoich wspomnień z powodzeniem na scenę. Zabrakło w musicalu scen milicyjnych akcji i manifestacji. Z drugiej strony, mała scena Teatru Palladium nie pozwalała w pełni rozwinąć skrzydeł. Nawet sylwestrowe tańce pod lustrzaną kulą są raczej skromną prywatką niż typowo musicalowym układem tanecznym.

Pomożecie?

Specyficzne warunki, wjakich przyszło realizować spektakl, determinowały poczynania niektórych twórców, jednak pewne reżyserskie wybory dziwią i są trudne do wytłumaczenia. W dodatku działają na niekorzyść aktorów, którym pod koniec spektaklu po ludzku chciałoby się pomóc. Skok głównego bohatera przez mur stoczni, nawiązujący do legendarnego wyczynu Lecha Wałęsy, "przywrócenie do życia" Janka Wiśniewskiego w iście hollywoodzkim stylu czy chociażby wystylizowanie biegającej po stoczni Marty na Krystynę Jandę z "Człowieka z marmuru" to łatwe chwyty. Jednak powrót do tych utrwalonych w świadomości symboli był całkowicie niepotrzebny, okazując się zbędnym i nachalnym ukłonem w stronę publiczności.

Z zapowiadanego przed premierą rozmachu ostatecznie pozostało niewiele i nie ma najmniejszych szans, aby spektakl ten przeszedł do historii polskiego musicalu. Daleko mu zarówno do już nieco przykurzonego, ponad 20-letniego "Metra", jak i spektakli, które możemy oglądać na najważniejszych scenach w kraju.

Z całości broni się libretto Andrzeja Ozgi, które w połączeniu z muzyką Krzesimira Dębskiego okazuje się doskonałym materiałem do eksploracji. W dodatku jest znakomitym dowodem na to, że można bez patosu i megalomani opowiedzieć o legendarnym zrywie narodu. A, że w nieco kameralnym stylu, do tegojuż czasami trudniej się przyznać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji