Artykuły

Kraków. Sesja fotograficzna z Mrożkiem

Mężczyzna robił zdjęcia drugiemu mężczyźnie. Pierwszy to Andrzej Nowakowski, drugi - Sławomir Mrożek. Wybrane fotografie pisarza, efekt ich trzyletniej współpracy, będzie można zobaczyć już w niedzielę [12 czerwca] w Łaźni Nowej. Okazją są 75. urodziny Mrożka.

Renata Radłowska: Jest wdzięczny?

Andrzej Nowakowski, autor zdjęć pisarza (także literaturoznawca, szef Instytutu Książki): Jeżeli chodzi o to, czy wdzięczy się do obiektywu w trakcie sesji, to nie. Mrożek nigdy by się tak nie zachował.

To jakim jest modelem?

- Trudnym, dramatycznie oszczędnym w minach. W całym tym moim jego fotografowaniu najbardziej na świecie żałuję jednego: umówiliśmy się na sesję w Bibliotece Jagiellońskiej, Mrożek podszedł nagle do regału, wziął z niego któreś z dzieł Słowackiego, usiadł przy stoliku i zaczął czytać; i wtedy, po jakiejś dłuższej chwili skupienia, zaczął się śmiać. Po prostu pękał ze śmiechu. Takiej twarzy Mrożka nigdy nie widziałem, może nawet nikt nigdy nie widział. Niestety, spóźniłem się. Nie uchwyciłem tego momentu.

Jest Pan literaturoznawcą, a nie zawodowym fotoreporterem. Co Panu przyszło do głowy, żeby zacząć robić Mrożkowi portrety? Czy literaturoznawcy przystoi takie podglądanie?

- Oczywiście! A poza tym to nie jest podglądanie. To bycie z nim, patrzenie na niego przez obiektyw. Wszystkie zdjęcia pisarzy to portrety w "stylu skamandryckim". To znaczy: pisarz patrzy w obiektyw i ma tę głębię w oczach, która mówi, że ten człowiek jest odpowiedzialny za cały wszechświat. Powiedziałem mu, że chciałbym towarzyszyć mu z aparatem; popatrzeć na niego w inny sposób. Nie musiałem go specjalnie przekonywać; myślę, że poczuł do mnie sympatię, chociaż głowy bym za to nie dał. Ale z fotografowaniem Mrożka to nie jest tak łatwo. On się zgadza, ale zanim to się stanie, to ja muszę zdobyć się na odwagę i zadzwonić do niego. Ja się go po prostu boję. A gdybym choć raz przekroczył granicę, której on nie określił, ale obaj wiemy, gdzie przebiega, i Mrożek mnie opieprzył, to bym już nigdy nie pokazał mu się na oczy.

Czym zajmuje się Mrożek, kiedy Pan robi mu zdjęcia?

- Patrzy, zamyśla się, siedzi, stoi... On mi wmawia, że nigdy nie pozuje, że taki jest zazwyczaj. Ale ja swoje wiem: Mrożek świetnie pozuje, jest świadomy tego, co mu się dzieje na twarzy. Trzeba się strasznie namęczyć, żeby był to inny niż zwyczajowo Mrożek. Jeżeli coś go drażni, to nuda - w pewnym momencie zaczyna się nudzić i już po sesji.

Z tych trzech lat fotografowania Mrożka co Pan zapamiętał szczególnie?

- Trzy sytuacje. Pierwsza to właśnie sesja w Jagiellonce i Mrożka śmiech nad Słowackim; druga to sesja na cmentarzu Rakowickim. Umówiliśmy się tam bladym świtem, Mrożek przechadzał się wśród grobów, przystawał. Nagle mija go wycieczka szkolna (bladym świtem!) i nauczycielka szepce konfidencjonalnie: "To pan Mrożek", a wtedy on rusza w ich stronę, przechodzi obok, jakby ich zupełnie nie zauważył, i ani przez chwilę nie zmienia wyrazu twarzy. A przeszedł jak postać z "Wesela". Trzecia historia wiąże się z sesją na Błoniach: wyruszamy na miasto też bladym świtem, docieramy na Błonia (zamglone i puste), Mrożek rozgląda się wkoło, unosi ręce i mówi: "Widzi to pan? Widzi? Oto koszmarny sen dewelopera".

Spacerował Pan po mieście z Mrożkiem...

- No, i sam sobie tego zazdroszczę.

Na zdjęciu: Sławomir Mrożek na rysunku Andrzeja Wajdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji