Artykuły

Sen Prospera

"Natura moja nosi, widać, ślady

Mego zajęcia, jak ręka farbiarza." W Szekspir "Sonet CXI", przekład J. Kasprowicza

W "Śnie nocy letniej" Jerzy Grzegorzewski staje niewidoczny z laską Prospera. Tworzy rzeczywistość, której cechy dość chyba łatwo jest rozpoznać. Scena "Snu" jest wyspą wynurzoną z morza, mitologii i z własnej Grzegorzewskiego twórczości; renesansowo-śródziemnomorskim nowym lądem o etno-afrykańskich rysach, a przy tym oswojonym przez ludzi i duchy. Niewinnym w prymitywnej dzikości i grzesznym za sprawą Bachantek. W czółnach pojawiają się elfy z asysty Tytanii (groteskowo-liryczna Ewa Konstancja Bułhak). Wyrasta mahoniowe drzewo o fallicznym kształcie - łódź wioślarska odwrócona dnem w stronę widowni. Przestrzeń stwarza wrażenie nieograniczonej - jakby napełniało ją i rozdmuchiwało powietrze dobywane z rozłożonych na scenie miechów. Na horyzoncie jaśnieje srebrna kula księżyca. Głosem tego świata jest "muzyka sfer", rytmów - pierwotna, organiczna, rozpisana przez Stanisława Radwana na perkusję (talerze, bębny, dzwonki, wibrafon) i wykonywana przez dwuosobowy zespół na żywo, w głębi sceny. Muzyka, której istnienia nie uświadamiamy sobie do końca, gdyż nie powtarza natury, lecz uruchamia u widzów ciąg skojarzeń, wywołuje napięcia i reakcje.

Sługą i porte-parole niewidzialnego Prospera-reżysera jest Puk, odpowiednik Ariela. W wykonaniu Beaty Fudalej jest rozedrganym, rozwibrowanym i nieprzewidywalnym duchem, który przekornie i złośliwie krzyżując ścieżki kochanków wszelako nie działa we własnym imieniu. Mocą nadaną mu z góry odsłania przed nami potęgę iluzji, która włada tu bardziej niż miłość. Puk jest mistrzem ceremonii, ale i tubą poglądów artysty na temat własnej sztuki i dzieła innych, zaprawionych chłodem i goryczą. Iluzja zostaje obnażona, a nawet wykpiona, mit teatru zaś pożegnany. Chyba nigdy wcześniej końcowy monolog Puka nie brzmiał tak sarkastycznie, przewrotnie i dotkliwie, jak ten wygłoszony przez Fudalej - z przebijającą w nim nutą oskarżenia wymierzonego w obie strony:

"Dobranoc, drodzy widzowie,

dajcie nam brawo łaskawie,

a co złe, to ja naprawię."

Ale też nikt wcześniej nie poprzedził go sceną śmierci złożonego w łodzi Szekspira (Igor Przegrodzki), która - choć prawie nie zauważona - dokonuje się na oczach zgromadzonych widzów: Tezeusza (Jacek Różański) i Hipolity (Anna Ułas), zakochanych par, a także ubranych w renesansowe kostiumy dworzan: rozgadanych, nieco już zdegenerowanych po odejściu mistrza. Sytuacja jest notabene cytatem z występu aktorów w III akcie "Hamleta". W ich i naszej obecności, w chwili, gdy uosobiona przez Szekspira stara tradycja skończyła się, wciąż trwa dyskurs nad możliwymi projektami teatru. Następuje pokoleniowa zmiana - ateńscy rzemieślnicy przedstawiają prostą sztuczkę o Pyramie i Tyzbe. Nikt jednak ich wysiłku nie docenia. Hipolita kilkakrotnie z niechęcią odwraca głowę wyznając: "Nie lubię, gdy się biedota męczy". Zamiast oklasków zapada głuche milczenie. Tym bardziej zdaje się wymowne, gdy w widowisku zauważamy znamiona autoparodii samego reżysera (ruchy i gesty kierującego występem Pigwy, leżaki wykorzystane w przedstawieniu, nawiązujące do rekwizytów w "Halce Spinozie", spektaklu Grzegorzewskiego sprzed dwóch lat).

II

Napięcie między naturą a kulturą, obecne w "Burzy", w "Śnie nocy letniej" pokazywanym w Teatrze Narodowym przejawia się w miejscach nieoczekiwanych. W humorystycznym epizodzie grupa skautów pod wodzą najstarszego - Igora Przegrodzkiego, która podobnie jak kochankowie w Lesie Ateńskim również zgubiła drogę, stara się poznać, zbadać, a niewykluczone, że po swojemu okiełznać naturę. Żywiołowi namiętności, który popycha ku sobie pary kochanków (doskonała Hermia Magdaleny Warzechy, dla której miarą uniesień jest długość susów w pogoni za ukochanym, oraz Lizander Arkadiusza Janiczka), przeciwstawiono "wyrachowaną", nie-psychologiczną, chwilami dającą niebywale zabawny efekt, grę z dystansem. Dzięki niej miłosne qui pro quo ujęte zostaje w cudzysłów. Mamy do czynienia z kolejną grą pozorów i złudy. Ślepe, ekscytujące Tytanię uczucia znajdują ujście albo raczej ulegają odbiciu i przetransponowaniu na sportowe wyczyny - skoki o tyczce.

Fakt, że relacje między kochankami czy też innymi postaciami (np. Tytania - Oberon) zostają niekiedy zawieszone w próżni, ich rozwiązania zaniechane, nie przeszkadza czytać całości, by tak rzec, na wyższym planie: sporu o teatr, jego kształt, jakość, rolę, miejsce, odbiór u publiczności. Bohaterowie "Snu nocy letniej" służą Prosperowi.

III

W wielkim teatrze wyspy, imponującym rozmachem, wizyjnością i poetyckim pięknem, reżyser ustawia swoich bohaterów. Przygląda się im z wiarą, czyniąc z niektórych rekwizytów, surrealistycznych kostiumów, nawiązujących w wariacjach do najsłynniejszych malarskich tematów (Velazquez, Bosch), aluzje i komentarze do innych, wcześniejszych przedstawień oraz do inspirujących go dziedzin sztuki w ogóle. Akcentuje tonację "durową" - "buffo" pierwszej części przedstawienia, w której mieszczą się trzy akty "Snu...", by po przerwie krótka, zaledwie 40-minutowa część serio zaistniała jeszcze intensywniej i dobitniej. Teatrowi wyrafinowanych znaków, cytatów, chciałoby się powiedzieć "napowietrznemu" przeciwstawia mały, prosty, "ubogi", rozłożony na leżakach i posługujący się leżakami dla zobrazowania myśli - teatr rzemieślników. A jednak nie szydzi z niego. Widzi w nim własne słabości i śmieszności. Teatr Pyrama i Tyzbe, (świetnie obsadzony: Wojciech Malajkat - Pigwa, Jerzy Łapiński - Spój, Zbigniew Zamachowski - Spodek, Grzegorz Małecki - Duda, Paweł Tołwiński - Ryjek, Jan Monczka - Zdechlak), a także inny, obcy teatr, spoza wyspy, do którego odnaleźć można w "Śnie..." dyskretne nawiązania, np. w sylwetkach aktorów występujących dzisiaj w nowym, młodym teatrze - pojawia się jako oponent, alternatywa. Jako jedna z dróg. Spojrzenie reżysera w tamtym kierunku wydaje się dość łaskawe, może tylko trochę kpiąco-pobłażliwe. W spojrzeniu do wewnątrz znać z kolei poczucie przemijania wielkich wzruszeń i wzlotów, nieprzystawalności, izolacji i wyobcowania (skąd tylko krok do mizantropii), przy którym żaden kompromis ani przymierze nie są i nie będą możliwe. Reżyser-Prospero dobrze o tym wie. A przy tym widoczne jest utopijne pragnienie nadania własnym wizjom kształtu ponadczasowego - mitycznego. I tu utożsamienie dwóch postaci wydaje się szczególnie dojmujące.

"Sen nocy letniej" Jerzego Grzegorzewskiego, poprzez niezwykle osobisty, autorski ton staje się artystycznym manifestem, wyznaniem, boleśnie znaczącym autokomentarzem do fascynującej (zawsze) twórczości, w którym, jak rzadko, widać odciśnięty ślad ręki farbiarza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji