Artykuły

Śpiewające, drapieżne, niezależne

PO DZIEWIĘTNASTOWIECZNYCH operetkach klasycznych Offenbacha i Straussa czy nie mniej już dziś klasycznych, choć dwudziestowiecznych Lehara czy Kalmana pojawił się nowy gatunek sceniczny z muzyką w roli głównej; narodzony w USA musical wydaje się nam sztuką całkiem młodą. Tymczasem od jutra w warszawskiej Romie możemy oglądać legendarny już spektakl pt. "Koty".

Warto przypomnieć, że pierwsza jaskółka nowej rozrywki autorstwa Cole Portera wystartowała na nowojorskiej scenie - bez sukcesu zresztą - już w roku 1916! Ten sam kompozytor zrehabilitował się znacznie później, bo w roku 1948 udaną pozycją "Kiss me, Kate" na tle Szekspirowskiego "Poskromienia złośnicy"; nieco wcześniejsze sukcesy odnosił od prapremiery w roku 1949 musical "Oklahoma" Rodgersa, grany przez 5 lat przeszło 2200 razy, utrwalając swoją pozycję pierwszym dla tego gatunku albumem płytowym.

Pełny rozkwit musicalu to lata 50. i 60. ubiegłego wieku; to wtedy triumfy na Broadwayu święci: rok 56 - "My Fair Lady"; 57 - "West Side Story", 64 - "Skrzypek na dachu", 65 - "Człowiek z La Manczy", 67 -"Hair". W roku 1971 pojawił się nowy hit musicalowy "Jesus Christ Superstar" Andrew Lloyd Webera; potem była "Evita" tegoż autora i wreszcie, w roku 1981, nie na Broadwayu, lecz w Londynie, bowiem Weber jest z urodzenia Anglikiem - najsławniejsze do dziś "Koty", oparte na wierszach świetnego poety-noblisty Thomasa S. Elliota, "Cats", w reżyserii Trevora Nunna, który jest też autorem słów najpopularniejszej piosenki z tego spektaklu "Memory" - w rok później przeniesione zostały na amerykański Broadway.

Przez 21 lat utwór ten nie schodził z afisza w New London Theatre, gdzie przyniósł 136 mln funtów zysku. Pokazywane na całym świecie (w tłumaczeniu na 12 języków) zgromadziły 50 mln widzów - w 300 miastach 26 krajów - którzy oglądali je jednak zawsze w oryginalnej wersji scenicznej zastrzeżonej przez producenta. Dopiero po wycofaniu z eksploatacji tego spektaklu w maju 2002 r. warszawski Teatr Muzyczny Roma uzyskał zgodę na wystawienie "Kotów" w nowej, własnej inscenizacji, reżyserowanej przez dyrektora tej placówki Wojciecha Kępczyńskiego.

Po serii przedstawień przedpremierowych oraz zamówieniach na bilety do końca lutego wiadomo już, że ta nowa pozycja repertuarowa Romy będzie się cieszyć ogromnym zainteresowaniem. Nie można bowiem wykluczyć, że swą wielką sławę i popularność musicalowe "Koty" - oprócz świetnej muzyki - zawdzięczają także celnie wybranej tematyce, czyli bohaterom spektaklu: przecież prawdziwe koty, tak licznie hodowane w domach, są przykładem bardzo indywidualnych cech, u każdego niemal egzemplarza odrębnych, które świadczą o niebanalnej osobowości naszych pełnych wdzięku ulubieńców, których natura obdarzyła wyjątkową niezależnością charakteru. Chętnie więc obejrzymy na scenie upostaciowanie tych wszystkich cech, które niekiedy wydają się być bliskie naszym własnym.

WOJCLECH KĘPCZYŃSKI, dyrektor Teatru Roma:

- Z perspektywy wielu miesięcy mogę powiedzieć, że praca była fascynująca. A wszystko dzięki cudownej poezji Elliota i fantastycznej muzyce Webera. Sam temat "Kotów" fascynował i pochłaniał zarówno mnie, jak i całą ekipę pracującą przy musicalu.

- Jest Pan zadowolony z efektu końcowego?

- Nigdy nie jestem do końca zadowolony, poza tym efektu końcowego jeszcze nie ma! Cały czas pracujemy. Okazuje się, że to jest studnia bez dna. Ciągle pojawiają się elementy, które musimy poprawiać, odrzucać lub tworzyć nowe. Cały czas pracujemy nad przedstawieniem i sprawdzamy reakcję widzów.

Więcej o musicalu "Koty" i rozmowa Moniki Woś z Wojciechem Kępczyńskim w jutrzejszym "Magazynie Trybuny"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji