Artykuły

Dachowce z Alei Róż

Z WOJCIECHEM

KĘPCZYŃSKIM

rozmawia

Iza Natasza Czapska

Stało się. Na afisz teatru Roma wchodzi tytuł-legenda, czyli "Koty" Andrew Lloyda Webbera. Jakie nastroje za kulisami?

Jesteśmy ogromnie zmęczeni. Mamy za sobą bardzo wyczerpujący, końcowy etap synchronizacji dźwięku, orkiestry i wokalu. Uczyliśmy się obsługiwać niedawno zakupiony, supernowoczesny akustyczny sprzęt. Dopracowywaliśmy też relacje między kotami, bo nam się nieco pogubiły, a są bardzo ważne - bez nich nie ma w ogóle tego musicalu.

Czyli to nie jest tak, że jak w musicalu ładnie tańczą i czysto śpiewają, to już jest dobrze?

Nie daj Boże! Akurat "Koty" są pod tym względem bardzo trudnym spektaklem. To jest afabularny musical, bez konkretnego opowiadania, ale zależało mi na tym, żeby wypełnić go wieloma historiami, żeby się w nim dużo działo, żebyśmy się pasjonowali losami Grizabelli, Myszołapa, Demeter, Makiawela. Podczas prób opowiedzieliśmy więc sobie życiorysy 36 kotów, stworzyliśmy relacje między nimi. Mówiąc żartobliwie - nad rolami pracujemy metodą Stanisławskiego.

Polska wersja "Kotów" jest pierwszą wersją autorską w historii tego musicalu. W jakim stopniu odszedł Pan od pierwowzoru?

W wersji oryginalnej, którą wystawia się niezmienioną na całym świecie, akcja rozgrywa się w latach 40. ubiegłego wieku, na śmietniku w centrum Londynu. U nas będzie się to działo współcześnie, jak u Jarry'ego, "gdzieś w Polsce" - może na podwórzu wytwórni przy Chełmskiej czy na tyłach teatru w Grudziądzu? Wśród starych dekoracji, które ożywają w trak-cie kocich opowiadań. W angielskim przedstawieniu dekoracje się nie zmieniają, operuje się głównie światłem. W naszej wersji wyobraźnia kotów uruchamia całkiem nową scenerię. Przechodzimy do pięknej restauracji, udekorowanej starymi rekwizytami i meblami. Inaczej też obmyśliłem finał. Sporo jest w tekście akcentów wskazujących na to, że to "Koty" z polskich dachów. Padają takie nazwy jak Aleja Róż czy hotel Bristol...

Hanna Banaszak, Krystyna Prońko - to gwiazdy, które miały zaśpiewać w "Kotach" słynny przebój "Memory". Dlaczego żadna z nich nie zagra kotki Grizabelli?

Prowadziliśmy rozmowy z wieloma gwiazdami polskiej estrady i teatru.

Była wśród nich także Maryla Rodowicz. Przykro mi się zrobiło, gdy z jakiegoś wywiadu dowiedziałem się, że "odmówiła Kępczyńskiemu udziału w Kotach". Przeszkód było kilka, z powodu których nie zobaczymy żadnej z tych gwiazd w roli Grizabelli. Po pierwsze - skala w "Memory" jest nieludzka. Na ogół piosenkarki mają albo "góry", albo "doły", ale już całość jest dla nich w wypadku tej piosenki nie do ogarnięcia. Robiliśmy przymiarki do tego utworu z kilkunastoma wokalistkami, wysyłaliśmy taśmy do Londynu i kilka razy zostały one odrzucane przez Webbera. Poradziłaby sobie z tą skalą każda gwiazda opery, ale ten utwór musi być śpiewany "białym" głosem, czyli aktorskim, a nie operowym rejestrem.

Problemem były też przekraczające nasze możliwości wymagania finansowe. Jedna z pań zażyczyła sobie nawet 5000 zł za jeden spektakl.

Mam wrażenie, że aby zachwycić się "Kotami" trzeba obudzić w sobie dziecko. "Grease" - musical o młodzieży - miał w sobie pewną drapieżność, podobnie "Miss Saigon". Tymczasem "Koty" wydają się nieco infantylne.

To jest teatr familijny. Przedstawienie mistyczne, rytualne. Zupełnie nowa propozycja w repertuarze Romy, na którą zapraszamy całe rodziny. Bawić się będą na tym i trzyletnie dzieci, i ich rodzice. "Koty" to baśń dla dorosłych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji