Artykuły

Nie znam żadnej królewny

- Dzieci wyczują każdy fałsz i nagięcie historii w imię tak zwanych walorów wychowawczych, wtedy robią się nieufne. A ja chcę pisać tak, by być jak najbliżej nic - mówi MALINA PRZEŚLUGA, laureatka Medalu Młodej Sztuki w dziedzinie literatury.

Prezentujemy laureatów Medali Młodej Sztuki

Z Maliną Prześlugą, laureatką Medalu Młodej Sztuki w dziedzinie literatury, rozmawia Stefan Drajewski.

Dlaczego lubi Pani pisać?

- Nie wiem. Tak samo jak nie wiem na przykład, dlaczego lubię długo spać, a nie lubię wcześnie wstawać. Pisanie jest dla mnie naturalnym narzędziem przekazu, dzięki któremu wyrażam to, co dla mnie ważne, co siedzi we mnie od zawsze. To taki wentyl. Gdy piszę, czuję spokój i siłę, bywam w tym szczęśliwa. Zdarza się oczywiście od czasu do czasu, że nie lubię pisać, nie znoszę pisać, obrażam się, nie potrafię i nie chcę. Wtedy udaję, że nic mnie z pisaniem nie łączy. Tak jest na szczęście rzadko.

Napisała Pani wiele sztuk dla dzieci, chociaż wiem, że nie stroni Pani od innych adresatów i form literackich. Dlaczego dziecko - jako odbiorca - dominuje w Pani twórczości?

- Być może chodzi o rodzaj bohatera, który mnie fascynuje, a któremu trudno byłoby się znaleźć w dorosłej przestrzeni. Wyobraźnia podpowiada mi postaci i zdarzenia, które najlepiej czują się w świecie intuicyjnym, nieograniczonym prawami fizyki, tą całą wiedzą o mechanizmach, które nim rządzą. Lubię odkrywać coś po raz pierwszy, pokazywać od innej, nieoczywistej strony, dawać się zaskoczyć jedną rzeczą kilkanaście razy pod rząd. Uwielbiam w dzieciach tę świeżość, unikalność obserwacji, niedotkniętej tym, co wyuczone. Lubię też ich język, sposób porozumiewania

się, który często odbiega od utartych konwencji. Dużo podsłuchuję. Na przykład jakiś czas temu, na Jeżycach, podsłuchałam rozmowę dwóch szkrabów z pieskami na smyczach: "Fajny pies. Jak się bawi?", "Dobrze", "Aha. Mój Maksiu". To jest super - proste i genialne.

A może w dzieciństwie miała Pani kłopot z teatrem? A może teraz próbuje Pani pisać takie sztuki, jakie chciałaby oglądać, będąc dzieckiem?

- Miałam potężny kłopot z teatrem, bo w mieście, w którym się wychowywałam, teatru nie było. Ale może to i dobrze, bo słyszę od moich rówieśników o okropieństwach scen lalkowych lat osiemdziesiątych i mam wrażenie, że ominęła mnie jakaś zbiorowa trauma. Wyrosłam na książkach i bajkach na winylowych płytach. Dlatego wiem, co to trauma, bo gdy Guliwer żegnał Liliputy na zawsze... Nie, nie chcę o tym mówić.

Bohaterowie Pani sztuk nigdy dotąd w światach baśniowych nie występowali, by przywołać Pokurcza, Gęsią Skórkę czy Oczko w Rajstopie... Czy to są dobrzy znajomi, z którymi dobrze się Pani czuje? Gdzie udało się znaleźć, spotkać?

- Oczko w Rajstopie spotkałam na nodze, Gęsią Skórkę na ramieniu, a na przykład Pokurcz składa się z kilku baśni i wysłuchanych opowieści. Nie lubię pisać o królewnach i smokach, bo jakoś trudno się dziś z nimi utożsamić. Nie znam żadnej królewny, a pan?

Ja też nie znam, chociaż takie mentalne, owszem.

- Znam za to całą masę komarów, dzikich mrówek czy foliowych torebek, które nie tylko przeżyły więcej, niż przyśniło się filozofom, ale i są bliżej nas, dorosłych i dzieci, uczestniczą w naszych życiach. Ja tylko oddaję im głos i nadaję troszkę inną rolę. Fascynuje mnie taka inna optyka - patrzenie na znany problem z nowej perspektywy. To daje też pewną swobodę w mówieniu o tak zwanych trudniejszych sprawach. Bo gdy na przykład Włos Patryk na łysiejącej głowie boi się, że wypadnie i zastanawia się, co będzie potem, to to jest historia, którą dziecko zniesie - włosy gubimy wszyscy - a jednocześnie można w niej dotknąć czegoś istotnego, oswoić nią jakiś nowy obszar.

Pozwala Pani bohaterom dyskutować na istotne tematy. Skąd Pani wie, że mogą one poruszyć młodego odbiorcę?

- Ostatnio, po premierze w Toruniu, kilka osób pytało mnie, ile mam dzieci i w jakim wieku. A nie mam ja dzieci, tylko dobrą pamięć. Pamiętam, co mnie fascynowało, gdy miałam pięć lat, czego się bałam, mając lat dziesięć, czego nie rozumiałam i co chciałam zrozumieć. Myślę, że wiele się od tego czasu nie zmieniło, może poza dynamiką opowieści.

Jak udaje się Pani uniknąć moralizatorstwa, taniej dydaktyki, która jest najczęstszym i największym grzechem literatury dla dzieci?

- Mam alergię na morały, katar i wysypkę. A tak serio, to zawsze byłam na nie wyczulona. Opowieść albo mówi sama za siebie i nie trzeba niczego podsumowywać, albo jest złą opowieścią. W moim rozumieniu dziecko to mały dorosły, który dobrze sobie radzi bez nachalnej dydaktyki. Poza tym dzieci wyczują każdy fałsz i nagięcie historii w imię tak zwanych walorów wychowawczych, wtedy robią się nieufne. A ja chcę pisać tak, by być jak najbliżej nich.

W Toruniu odbyła się niedawno premiera "Najmniejszego Balu Świata", który swoją prapremierę miał w Teatrze Animacji w Poznaniu w 2010 roku. Jak się czuje autorka, która może porównać dwie inscenizacje tego samego tekstu w krótkim odstępie czasu?

- Czuję się świetnie, bo widzę, w jak wiele kierunków może prowadzić jeden tekst. Dwie diametralnie różne inscenizacje są dowodem na to, że teatr jest żywym, stale zaskakującym tworem. Fajnie jest odkrywać to, co się napisało, po kilka razy.

Wiem, że czasami pisze Pani piosenki do spektakli teatralnych dla dzieci. Lubi Pani takie zajęcia?

- Uwielbiam pisać piosenki! Sama trochę komponuję, do szuflady i dla przyjemności, piszę dla siebie teksty i mam z tego wielką frajdę. Jeśli chodzi o pisanie utworów na scenę, zwykle mam ten komfort, że muzyka powstaje później, od tekstu, więc nie muszę przejmować się metrum, a jedynie przyjętą wspólnie z reżyserem i kompozytorem konwencją. Choć zdarzało mi się też pisać piosenki pod muzykę lub co gorsza tłumaczyć z angielskiego, gdzie każdy wers musiał kończyć się jednosylabowym słowem. Bywało ciężko, ale naprawdę to lubię. Inspiracją i niedoścignionym wzorem jest dla mnie Osiecka. Kilka taktów, parę słów, a jaką to ma siłę!

I jeszcze jedno, czy to, że angażowała się Pani w robienie teatru jako aktorka, pomaga w tworzeniu sztuk dla dzieci?

- Nie zastanawiałam się nad tym. Być może, ale w stopniu nie większym niż inne życiowe doświadczenia i obserwacje. Choć faktycznie - wtedy po raz pierwszy nawiązaliśmy z teatrem kontakt.

Wręczenie Medali Młodej Sztuki odbędzie się 29 lutego w Teatrze Polskim w Poznaniu.

Malina Prześluga, dramaturg, autorka sztuk dla dzieci.

Absolwentka kulturoznawstwa na UAM w Poznaniu i Szkoły Dramatu przy Laboratorium Dramatu w Warszawie. Laureatka licznych konkursów na sztukę dla dziecka. Jej dramaty były realizowane jako słuchowiska radiowe, a "Najmniejszy Bal Świata" dwukrotnie wystawiony na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji