Evita w białej limuzynie
Głośny film Alana Parkera "Evita" dotarł na nasze ekrany. W czwartek wieczorem miał swoją premierę w warszawskiej Sali Kongresowej i w gdańskim kinie "Neptun"
Premierowy pokaz w stolicy zgromadził grono VIP-ów z premierem Włodzimierzem Cimoszewiczem na czele. Za bilety płacono "twardą" walutą (20 dolarów za wejście, 50 - za popremierowy bankiet). Dochód przeznaczono na rzecz stypendialnego Programu Fullbrighta.
W Gdańsku było inaczej - na luzie. Bilet (na balkonie) kosztował tylko 8 złotych; miejsca na parterze objęto zaproszeniami. Aż 180 powędrowało do Teatru Muzycznego w Gdyni, który nie tak dawno wprowadził do swego repertuaru inscenizację musicalu "Evita".
Zespół artystyczny zjawił się w kinie w komplecie. Nie zabrakło głównych bohaterów widowiska. Wraz z dyrektorem TM i zarazem reżyserem "Evity" Maciejem Korwinem przybyła odtwórczyni głównej roli - Dorota Kowalewska w towarzystwie dwóch Peronów (Jacek Wester w mundurze, Piotr Gulbierz - po cywilnemu) i Che (Tomasz Steciuk) oraz - przepisowo - ochrona.
Przyjechali do "Neptuna" z fasonem: białym Lincolnem jechali od Złotej Bramy aż pod samo kino, do którego weszli po czerwonym dywanie. Pech chciał, że fotele zarezerwowane dla nich na widowni były zajęte, ale łagodna perswazja nieugiętego reżysera odniosła skutek i bohaterowie mogli usiąść.
A potem był seans, urzekający perfekcją filmowej roboty i magią kina. Publiczność, zwłaszcza ta aktorska, reagowała bardzo spontanicznie, kojarząc sytuacje na ekranie z tym, co działo się podczas prób w teatrze.
Maciej Korwin, zachwycony zwłaszcza rozmachem całego przedsięwzięcia oraz odtwórcą roli Magaldiego, a rozczarowany nieco Madonną, od razu zapowiedział, że jeszcze co najmniej dwa razy zechce obejrzeć filmową wersję "Evity", z której spektakl zapożyczył fragment piosenki "You must love me".
