Artykuły

Kobiety biorą władzę w Grotesce

- Od dłuższego czasu głoszę tezę, że milowymi krokami postępuje matriarchat. Wszyscy zaczynamy mieć bowiem dość rzeczywistości zorganizowanej według męskiego punktu widzenia. "Kobiety kontratakują" jest więc rodzajem hołdu, który chciałbym złożyć wszystkim kobietom - mówi Adolf Weltschek, reżyser przedstawienia którego premiera odbędzie się 8 marca.

Zwykle reżyseruje Pan przedstawienia, w których główne role odgrywają lalki. Ich miejsce zajęło tym razem 12 pięknych kobiet. Jak Pan się czuje w ich towarzystwie?

- Jako reżyser czuję się bardzo dobrze.

To utalentowane i przede wszystkim chętne do pracy aktorki, tworzące niezwykle profesjonalną obsadę.

O czym opowiada przedstawienie?

- To śpiewany monodram, rozpisany na sześć głosów. Zaangażowaliśmy jednak dwanaście aktorek, więc będą się one dublować. Głównym jego tematem jest kobiecość, którą obrazują najpiękniejsze utwory z repertuaru światowych i polskich wokalistek. Doszliśmy do wniosku, że można z nich stworzyć poetycką opowieść o perypetiach współczesnej kobiety, zmagającej się z rzeczywistością i problemami życia codziennego, których źródłem są bardzo często mężczyźni. Bohaterka spektaklu będzie na naszych oczach przezwyciężała te problemy.

"Kobiety kontratakują" zostały podzielony na trzy części. Czy to oznacza, że zobaczymy trzy różne oblicza jednej kobiety?

- Tak. Podczas pierwszej części poznamy kobietę zdegradowaną, która zwierza się z tego, co jej doskwiera, co uniemożliwia jej harmonijne, szczęśliwe życie. Jej postawa ulega jednak zmianie podczas drugiej części przedstawienia. Naszym oczom jawi się już kobieta zbuntowana, która przeciwstawia się zdominowanemu przez mężczyzn światu, demaskując rządzące nim mechanizmy.

Sugeruje Pan, że żyjemy w cywilizacji mężczyzn?

- Oczywiście, i przeciw temu skrojonemu przez mężczyzn światu buntują się kobiety, które chcą jego zmiany. Chcą się wyzwolić, czyli zaproponować swój porządek. I robią to w trzeciej części spektaklu, w której poznajemy kobietę autonomiczną, triumfującą, proponującą nam swoją filozofię, na fundamentach której buduje ona swoje relacje z innymi, w tym z mężczyznami.

Na czym dokładnie opiera się ta filozofia?

- Jednym słowem - na miłości. Uczucie to przejawia się na różne sposoby, ma różne formy i jest czynnikiem konstruującym rzeczywistość. Częścią składową tej filozofii jest także siła i determinacja, która charakteryzuje kobiety w dążeniu do swoich celów. Istotnym fundamentem prawdziwej kobiecości jest także akceptacja upływającego i zmieniającego ją czasu.

I o tym wszystkim będą śpiewać aktorki?

- Tak. Usłyszymy 25 przebojów w tłumaczeniu Małgorzaty Zwolińskiej, która jest też autorką scenografii przedstawienia. Wyboru dokonaliśmy wspólnie spośród 1500 przesłuchanych utworów.

Jakie kryterium decydowało o wyborze piosenek?

- Musiały one złożyć się na spójną opowieść o kobiecie, która przechodzi przez wspomniane już wcześniej trzy fazy życia i staje się niezależną, autonomiczną osobą. Drugim istotnym kryterium była wartość muzyczna tych utworów. W teatrze usłyszymy je w niezwykle interesujących aranżacjach Jerzego Kluzowicza, który jest kierownikiem muzycznym przedstawienia. Dzięki jego wyjątkowej pracy, publiczność dostrzeże nieznany wymiar popularnych przebojów. Niejednego słuchacza zaskoczy z pewnością aranżacja utworu "Time" Freddiego Mercury'ego czy "I am every woman" Whitney Houston.

Przeboje jakich artystek usłyszymy jeszcze w Grotesce?

- Janis Joplin, Elli Fitzgerald, Tiny Turner, Marilyn Monroe Christiny Aguilery czy Shakiry.

Dlaczego zdecydował się Pan na zrobienie spektaklu właśnie o kobiecie?

- Od dłuższego czasu głoszę tezę, że milowymi krokami postępuje matriarchat. Wszyscy zaczynamy mieć bowiem dość rzeczywistości zorganizowanej według męskiego punktu widzenia. Obserwuję to, co dzieje się wokół mnie, i widzę, że kobiety przejmują stery w życiu społecznym i rodzinnym, i robią to efektywniej niż mężczyźni. Są empatyczne, dojrzałe, bez wahania podejmują trudne decyzje, są zdyscyplinowane, gotowe do większej mobilizacji i poświęceń. Jestem więc zwolennikiem tezy, że niebawem nastąpi zmierzch cywilizacji męskiej.

I z tego powodu zdecydował się Pan wystawić "Kobiety kontratakują"?

- Nie tylko. Kierowały mną jeszcze osobiste motywy. Sam dorastałem i dojrzewałem pod troskliwą opieką kobiet: mojej mamy i nauczycielek. "Kobiety kontratakują" jest więc rodzajem hołdu, który chciałbym złożyć wszystkim kobietom.

Czy kobieta, którą zobaczymy w przedstawieniu, nie będzie jednak efektem Pańskiej męskiej, subiektywnej wizji?

Myślę, że nie. Właściwie to staram się w ogóle nie reżyserować tego przedstawienia w sensie tradycyjnym. Ja ten spektakl jedynie organizuję, nadając mu pewien estetyczny kształt. Powściągam więc swoje reżyserskie zapędy, bo wiem, że ostateczny kształt dzieła stworzy wrażliwość zaangażowanych do spektaklu aktorek, które wykonają piosenki w oparciu o własne emocje.

Czy wyklucza Pan mężczyzn ze świata, w którym prym wiodą kobiety?

- To jest niemożliwe. Jesteśmy skonstruowani jak dzień i noc. Pierwiastek męski i żeński wzajemnie się przenikają. Taki jest naturalny porządek rzeczy. Nie robimy "Seksmisji", tylko przedstawienie o tym, że świat może funkcjonować w harmonii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji