Artykuły

Świński ryj z różańcem

Skandalizująca treść, przeciążeni pracą aktorzy, obawy dyrektorów - oto dlaczego premiery często są odwoływane - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Oresteja" Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym miała być jednym z najważniejszych wydarzeń minionego sezonu. Tymczasem doszło do otwartego konfliktu między reżyserką i odtwórcami głównych ról - Grzegorzem Małeckim i Pauliną Soliman. Padły ostre słowa. Pokazywano mocne gesty.

Skończyło się tym, że premiera odbędzie się rok później - w połowie kwietnia 2012 r. Z nową obsadą. Często bywa jeszcze gorzej.

Bulwersujący Dracula

- Po piętnastej próbie wezwałem reżysera Piotra Siekluckiego i zakomunikowałem mu, że przerywam próby jego "Draculi" - mówi Piotr Szczerski, dyrektor Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. - W takich sytuacjach żadna decyzja nie jest dobra, ale musiałem ją podjąć, ponieważ nie mogłem firmować zmieniającego się wciąż scenariusza.

Dyrektora zbulwersowała scena, w której wiedźmy o wyglądzie starych prostytutek zmuszają bohatera do założenia różańca, ten zaś zakłada go na ryj świni.

- Pokazujemy ostre spektakle, m. in. "Joannę Szaloną" Wiktora Rubina - zastrzega się dyrektor Piotr Szczerski. - Nie zgadzam się z "Hamletem" Radka Rychcika, bo jest nazbyt histeryczny, a jednak szanuję wizję reżysera. "Dracula" zaczynał się od orgii i kończył orgią. Miałem prawo sądzić, że widzowie zobaczą skandal dla skandalu.

Dyrektor Szczerski dodaje również: - Sieklucki jest dyrektorem prywatnego Teatru Nowego w Krakowie i pod jego szyldem może eksperymentować, ja odpowiadam za publiczne pieniądze.

- Tekst jest mocny i wulgarny, na taki dostałem przyzwolenie: dyrektor powiedział, że mamy zrobić spektakl, na którym widzowie pospadają z foteli - mówi Piotr Sieklucki. - Zmiany scenariusza polegały na tym, że dopisaliśmy kilka monologów Passoliniego, generalnie jednak został skrócony. Uważam się za człowieka kompromisu - dodaje Piotr Sieklucki. - Gdyby dyrektor chciał ze mną porozmawiać, zdjąłbym różaniec ze świńskiego ryja, choć uważam, że ta prowokacja miała sens, bo służyła pokazaniu świata bez Boga, gdzie refleksja przychodzi za późno. Piotr Szczerski nie podjął jednak rozmowy.

O odwołaniu premiery reżyser dowiedział się od zespołu technicznego. - Zostałem potraktowany fatalnie i czuję się, jak człowiek wyrzucony z domu - uważa. - Przecież zrobiłem w Kielcach kilka spektakli, które miały dobre oceny! Myślę, że dyrektor Szczerski mógł się przestraszyć swojego nadzorcy w samorządzie.

- Nie boję się krytyki - komentuje Szczerski. - Scenariusz opublikowałem na stronie teatru. Niech każdy sam sobie wyrobi zdanie. Przerwanie na tym etapie prób spowodowało jeszcze stosunkowo niskie straty finansowe - nieco ponad 20 tys. złotych. Najgorsze jest to, że zarówno autorzy, jak i zespół, zaangażowali energię w próby, a nie ma artystycznego efektu. Na szczęście szybko zrealizujemy dwa mniejsze spektakle.

Brak porozumienia

23 stycznia recenzenci teatralni otrzymali z Teatru Wybrzeże następującą informację: W najbliższy piątek o godzinie 19 odbędzie się prapremiera "Lekcji angielskiego". Autorem i reżyserem sztuki jest Krzysztof Pieczyński.

24 godziny później przyszła e-mailowa depesza: Teatr Wybrzeże uprzejmie informuje, iż z powodu braku artystycznego porozumienia między aktorami a reżyserem premiera "Lekcji angielskiego" zostaje odwołana.

- Aktorzy ufają inscenizatorowi, dają mu na starcie nielimitowany kredyt, jednak nie są marionetkami. Kiedy pojawiają się wątpliwości, mają prawo zadawać pytania - mówi Adam Orzechowski, dyrektor Teatru Wybrzeże. - Czują dyskomfort, jeśli reżyser nie jest skłonny do kompromisów i nie udziela satysfakcjonujących odpowiedzi, bo to przecież oni stają przed widownią.

Adam Orzechowski przypomina, że decyzja o pokazaniu spektaklu ciąży na dyrektorze. - Nie podjąłem jej, co było trudne, również dlatego, że muszę się rozliczyć z każdej publicznej złotówki - mówi. - Tym razem eksperyment artystyczny nie satysfakcjonował ani aktorów, ani reżysera, ani teatru.

Koszty "Lekcji angielskiego", jakie poniósł teatr przed premierą, wynosiły ok. 50 tys. zł

- Jestem przyzwyczajony do anglosaskiego teatru - mówi Krzysztof Pieczyński. - W Ameryce zespoły są małe i przed każdą premierą przeprowadza się casting, żeby wybrać aktorów, którzy pasują do wizji autora i reżysera. W Wybrzeżu dyrektor nie dał mi szans, bo teatr jest skostniałą instytucją repertuarową. Musiałem pracować z nieodpowiednimi osobami, dlatego skończyło się katastrofą. Nie rezygnuję z projektu. Szukam odpowiedniej sceny.

Jak było dawniej

- Dwukrotnie w ciągu dziewięcioletniej dyrekcji myślałem o odwołaniu premiery albo przerwaniu prób, ale nie zrobiłem tego, bo nie czuję się w teatrze bogiem - mówi Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego. - Bywa tak, że spodziewamy się klapy, a jest sukces, ma być sukces - zdarza się klapa.

W sztuce nie wszystko da się wyliczyć i przewidzieć. - Konfrontują się wizje artystyczne - mówi Jan Englert. - Dochodzi do konfliktów personalnych, zdarza się niemoc twórcza. Najgorsza jest pierwsza próba generalna i premiera, potem nawet słabsze spektakle nabierają wyrazu. Jesteśmy skazani na ryzyko.

Jan Englert podkreśla, że obecna sytuacja jest szczególnie trudna dla teatrów.

- W latach 70. nie podawano terminów premier, a najwięksi, Axer i Jarocki, próbowali do czasu, kiedy byli gotowi - mówi szef artystyczny Narodowego. - Dziś musimy lepiej planować, bo aktorzy są zatrudnieni na etacie w jednym teatrze, ale grają w serialach i na innych scenach, a opóźnienia w próbach, jak efekt domina, dezorganizują działalność kilku instytucji. To wzmaga presję. Na pewno nie pomaga.

Poza "Oresteją" w Narodowym opóźniona była również premiera "Nosferatu" Grzegorza Jarzyny.

- Zachorował aktor, ale nie wiem, czy w innej sytuacji pokazalibyśmy spektakl na czas - mówi Jan Englert.

Również w zeszłym roku wydarzeniem miało być "Czekając na Godota" Piotra Cieplaka w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie.

- Chciałem, by spektaklowi towarzyszyła muzyka Stanisława Radwana, mieliśmy też plany scenografii odbiegające od didaskaliów, ale zabrakło na nie praw autorskich: wtedy się rozeszliśmy. Nie ma co komentować - mówi reżyser.

Na zdjęciu: Krzysztof Pieczyński i Katarzyna Dałek podczas próby "Lekcji angielskiego" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji