Artykuły

Z wiekiem człowiek smutnieje

- Zamierzam robić to, co do tej pory. Tyle że będę mogła zapraszać do współpracy innych reżyserów. Dawać im szansę pracy w dobrym teatrze z fajnym zespołem. To mnie raduje, bo chyba jestem ideowcem - mówi AGNIESZKA GLIŃSKA, reżyserka, od przyszłego sezonu dyrektorka artystyczna Teatru Studio w Warszawie.

Agnieszka Glińska [na zdjęciu] zaprasza na "Lekkomyślną siostrę" Włodzimierza Perzyńskiego w poniedziałkowym Teatrze Telewizji. Z reżyserką rozmawia Małgorzata Piwowar:

Premiera "Lekkomyślnej siostry" odbyła się w Teatrze Narodowym przed trzema laty, 14 lutego, w Dniu Zakochanych.

Agnieszka Glińska: Nie zwracam uwagi na takie daty.

A już posądzałam panią o przewrotność, bo opowiedziała pani o miłości - tyle że do pieniędzy.

- Bo ja wiem? Raczej o podwójnej naturze ludzkiej, niezmiennej mimo upływu lat, niezależnie od okoliczności.

Co współczesnego widza może zainteresować w sztuce napisanej ponad 100 lat temu, w dodatku przez autora rzadko dziś wystawianego?

- Z niezrozumiałych dla mnie powodów, bo Włodzimierz Perzyński potrafił diagnozować ludzkie charaktery bardzo przenikliwie. W "Lekkomyślnej siostrze" odnajdujemy proces "przerabiania siebie", czyli diametralnej zmiany zdania, które wydawało się nam niezmienne. Potrafimy budować przedziwne konstrukcje myślowe, by się usprawiedliwić. Oczywiście stoi za tym zazwyczaj jakiś interes, choć się do tego nie przyznajemy.

Przykre prawdy, portret ludzi, nie jakimi chcieliby być, a jakimi widzą ich inni?

- No, nie jest to bajka.

Ale komedia.

- W dzisiejszych czasach jest najtrafniejszą metodą opisu świata. Choć to smutna komedia. Perzyński wypunktował ułomności naszej ludzkiej natury, opisał naszą wobec samych siebie bezradność. Uznałam, że nie należy się wobec tego tekstu dystansować, i namawiałam kolegów do zobaczenia, że to jest i o mnie, i o nich. Do hipokryzji rzadko umiemy się przyznać, przeważnie widzimy ją u innych.

Akcja spektaklu rozgrywa się na początku XX wieku, pani przeniosła ją trzy dziesięciolecia wprzód.

- Żeby kostium nie powodował poczucia zbyt wielkiego dystansu, a mogłoby tak być, gdyby pojawiły się te wszystkie suknie i kapelusze. Choć nasza polska mentalność i tak prześwituje przez każdy strój...

Tak bardzo jest specyficzna?

- Tak myślę. Naszą cechą jest znajdowanie sobie gorszego od nas, kogoś, na kogo możemy zrzucić własne frustracje i stresy. Perzyński prezentuje model rodziny z wyklętą czarną owcą, niespełniającą oczekiwań bliskich. Potępili ją, bo odważyła się żyć po swojemu. Oni zabijają w sobie nawet cień myśli o innym życiu. Ich wstręt do Mani to ich wyparte pragnienia. Nie potrafią się do nich przyznać. Miejsce, w którym się urodziliśmy, i otaczający ludzie często determinują nasz los. Nie potrafimy potem wziąć go w swoje ręce.

Wystąpiła pani w sztuce w podwójnej roli - jako reżyserka i tytułowa bohaterka. To pierwszy po latach powrót do aktorstwa. Łatwo było?

- Trudno. Na ten eksperyment namówił mnie dyrektor Jan Englert. Przystałam, bo pomyślałam, że moja obcość wprowadzi do postaci inność w scenicznej rzeczywistości. Ale dzielenie się na reżyserkę i aktorkę... Podziwiam tych, którzy to potrafią. Myślałam, że odpowiedzialność podzieli się na pół, ale się podwoiła. Drugi raz już tego numeru nie powtórzę.

Czy to znaczy, że rozdział aktorski uważa pani za zamknięty w swojej karierze?

- Nie. Aktorstwo spodobało mi się na nowo, gdy Andrzej Wajda uwierzył we mnie, obsadzając w "Katyniu". Niczego nie przekreślam, ale nie będzie to mój podstawowy zawód. Na pewno nie w teatrze.

13 lat temu wyreżyserowała pani "Trzy siostry" w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Teraz wraca pani do nich, realizując je dla Teatru Telewizji. Dlaczego?

- Wtedy czytałam "Trzy siostry" z perspektywy 28-letniej kobiety, której wydawało się, że rozumie te dziewczyny. A dzisiaj widzę, że mam więcej istotnych pytań: o przeznaczenie, odpowiedzialność za własny los, o szukanie odpowiedzi, co nas hamuje. I co sprawia, że jeden dochodzi do muru i mówi: "przeskoczę go!", a drugi załamuje ręce i wycofuje się. Interesuje mnie ludzka psychika i diabeł, który w niej siedzi, każąc czekać, aż życie coś za nas załatwi.

Czy to znaczy, że po tych kilkunastu latach trudniej jest reżyserować Czechowa?

- Jasne. Jak jest się młodym i niedoświadczonym, nie ma obciążeń. Z czasem one narastają. Zaczynamy też rozumieć, że każda życiowa sytuacja jest wielowymiarowa. Jednocześnie człowiek smutnieje. Zaczyna widzieć więcej, ale - paradoksalnie - przestaje rozumieć to, co dawniej wydawało się proste i oczywiste. Przed laty przedstawiałam historię trzech dziewczyn, dziś bardziej mnie kusi opowiedzenie o ludziach uwięzionych w rzeczywistości.

Trudno chyba oderwać się od słynnych realizacji tej sztuki...

- Staram się o tym nie myśleć, tylko robić swoje. W naszym spektaklu w roli Iriny zadebiutuje intrygująca Agnieszka Pawełkiewicz z IV roku Akademii Teatralnej w Warszawie, Olgę zagra Patrycja Durska, natomiast Maszę - Patrycja Soliman.

Przed kilkoma dniami otrzymała pani nominację na dyrektora Teatru Studio w Warszawie. Są już plany?

- Zamierzam robić to, co do tej pory. Tyle że będę mogła zapraszać do współpracy innych reżyserów. Dawać im szansę pracy w dobrym teatrze z fajnym zespołem. To mnie raduje, bo chyba jestem ideowcem.

***

Agnieszka Glińska

Rocznik 1968. Absolwentka Wydziału Aktorskiego i Reżyserii PWST w Warszawie. Jest laureatką Paszportu "Polityki" w dziedzinie teatru, a także Grand Prix za reżyserię Teatru Telewizji "Czwarta siostra" Głowackiego na III Festiwalu Dwa Teatry

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji