Artykuły

"Dziady" krakowskie

O przedstawieniu "Dziadów" w krakowskim Teatrze im. J. Słowackiego w inscenizacji Bohdana Korzeniewskiego powszechnie mówi się, że jest dyskusyjne. Każde przedstawienie "Dziadów" jest dyskusyjne, zawsze bywało takim i prawdopodobnie będzie w przyszłości. Ten nieteatralny arcypoemat dramatyczny ma większość scen napisanych z genialnym wyczuciem teatru, ale całość złożona z dwóch różnych utworów (części II i IV oraz część III) wydaje się niemożliwa do jednolitego i sensownego skomponowania na scenie. A przy tym słucha się tych cudownych strof - mimo że znanych już niemal na pamięć - zawsze ze ściśniętym gardłem i przyspieszonym biciem serca. Nie ma w literaturze polskiej - a dla nas i w literaturze światowej - dzieła, które by w teatrze robiło głębsze i mocniejsze wrażenie niż "Dziady".

Dyskusje jednak, które powstają po krakowskich "Dziadach", są gwałtowniejsze niż kiedykolwiek przedtem. Reakcje widzów są bardzo rozmaite, a czasem paradoksalne. Przedstawienie budzi uznanie, a nawet zachwyt szeregu uniwersyteckich specjalistów od Mickiewicza, mimo że reżyser obszedł się z tekstem bezceremonialnie, poszczególne sceny pociął na cząstki i przemieszał z sobą w całość, w której sam trzymał się jakiejś linii kompozycyjnej, ale w której inni skłonni są widzieć groch z kapustą. Wśród tych innych słyszałem pełen oburzenia głos jednego z luminarzy naszej literatury który uważał, że Związek Literatów Polskich powinien w tym wypadku interweniować znęcaniu się nad Mickiewiczem. Istotnie przecinanie scen, które się dobrze pamięta i których dalszego ciągu się oczekuje, wywołuje nieraz efekt irytujący i wygląda na "poprawianie" Mickiewicza.

Pomiędzy tymi dwoma krańcowymi stanowiskami są inne pośrednie, wahające się i wysuwające wątpliwości, a także aprobujące w takich czy innych szczegółach. I jest widownia, która mimo wszystko w napiętym skupieniu słucha przez trzy godziny poezji Mickiewicza. Tak było przynajmniej z niedzielną publicznością na jednym z przypadkowych przedstawień, które oglądałem.

Korzeniewski chciał ująć "Dziady" jako wizję senną Konrada zamkniętą w ludowy obrzęd zaduszkowy. Jedno i drugie jest u Mickiewicza i inscenizator całkowicie niewierny wobec samego tekstu literackiego, pozostał wierny wobec jego ducha i sensu. Wierny jest też w wydobyciu i wyeksponowaniu na pierwszy plan prześladowania patriotycznej młodzieży polskiej, co jest główną sprawą "Dziadów" - co prawda tylko ich III części. W ten sposób zmierzał do stworzenia pewnej jedności. W konwencji snu mieszczą się wszystkie nielogiczności i nierealności, w które "Dziady" obfitują, a pogańsko-chrześcijańska mitologia oraz ludowa obrzędowość i misteryjność stanowią element jednoczący wszystkie trzy części "Dziadów". Pseudoracjonaliści mogą się oczywiście zżymać na duchy, diabły i anioły, ale bez tego nie ma "Dziadów" i widzieć w tym dziś jakieś religianctwo i mistykę znaczy być ślepym i głuchym na literaturę i... teatr. Inscenizacji Korzeniewskiego można bardzo wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że nie jest ona racjonalistyczna.

Przedstawienie od początku dzieje się na kilku równoczesnych planach: miłość, walka patriotyczna, okrucieństwo tyrana, oportunizm salonów warszawskich i wileńskich - to wszystko miesza się ze sobą.

Sceny są nie tylko poprzestawiane, ale i pocięte na strzępy, poukładane w ciągu myślowym i skojarzeniowym niby w "Kartotece" Różewicza. Ciąg ten narzucony jest sztucznie przez trzy "godziny" z IV części: miłości, rozpaczy, przestrogi. Całość ma trzy części, przy czym najbardziej udana jest druga, na którą składa się: sen senatora oraz wielka improwizacja z egzorcyzmami i widzeniem ks. Piotra. Sen senatora jest wręcz znakomicie zainscenizowany i zostanie chyba trwale upamiętniony w historii teatralnej "Dziadów", jak Bal u senatora w inscenizacji Schillera czy II część u Skuszanki i Krasowskiego w Nowej Hucie. Jest też aktorsko interesujący. Wbrew opinii krytyków krakowskich senator Eugeniusza Fulde wydał mi się świetną kreacją aktorską w przedstawieniu, które pod tym względem pozostawia bardzo wiele do życzenia. Wysiłek młodego i bardzo zdolnego aktora Marka Walczewskiego w roli Gustawa-Konrada zasługuje na szacunek ale jeszcze nie mógł on w pełni udźwignąć tej roli. Niemniej fakt, że te dwie sceny były najlepsze w przedstawieniu, daje do myślenia, gdyż one jedne nie zostały pokawałkowane przez reżysera i ukazały się - oczywiście przy skrótach - w kształcie Mickiewiczowskim.

Natomiast w pierwszej części przedstawienia w mieszance pociętych fragmentów dość wyraźnie wychodzi różność wagi artystycznej i ideologicznej "Dziadów" wileńskich i "Dziadów" drezdeńskich. Poza tym, jeżeli przeplatanka fragmentów II i IV części z częścią III jest jeszcze możliwa do przyjęcia i ma jakąś swą logikę, to "rąbanka" poszczególnych scen części III, jak Salon warszawski, Pan senator, czy w celi więziennej, wydaje się całkowicie pozbawiona sensu, zrobiona chyba tylko po to, by całość składała się z króciutkich urywanych scenek i była... dziwniejsza. W dodatku po najmocniejszym natężeniu w drugiej części przedstawienia następuje część trzecia, która jest właściwie powtórzeniem części pierwszej, mozaiką fragmentów tych samych scen, nie przynoszącą niemal nic nowego ani w treści ani w sensie artystycznym.

Jeszcze słowo o dwóch bardzo udanych elementach przedstawienia: muzyka Krzysztofa Pendereckiego i dekoracje, a właściwie układ sceny zrealizowany przez Tadeusza Brzozowskiego - czarne podium i jeden słup światła, w którym ukazują się główne postacie i który służy za płomień w obrzędzie Dziadów. Natomiast kostiumy, również Tadeusza Brzozowskiego, są więcej niż złe: udziwacznione śmieszną symboliką, nadawałyby się może do jakiejś sztuki Witkiewicza, ale nie do Mickiewicza. Zaszkodziły one bardzo "Dziadom" krakowskim, które i tak nasuwają wiele poważnych zastrzeżeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji