Fascynujące oratorium codzienności, czyli teatr na szóstkę
"Nieskończonej historia..." w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.
Spektakl Piotra Cieplaka w stołecznym Powszechnym zachwyca magią, reżyserią oraz aktorską.
Samo streszczenie "Nieskończonej historii. Oratorium na 30 postaci, chór, orkiestrę i sukę Azę" nie wypada zbyt zachęcająco, można rzec - banalnie.
Oto obserwujemy życie pewnej kamienicy w niewielkim miasteczku. Postaciami pierwszoplanowymi są dwie starsze niewiasty, pani Dąbkowa i pani Dworniczkowa. Oprócz nich poznajemy też m.in. nauczyciela rysunków, kłócące się małżeństwo, kobietę w ciąży, dziewczynę pracująca w McDonaldzie.
W pewnym momencie pojawia się energiczna właścicielka zakładu pogrzebowego. Przybywa po tym, jak jedna z pań przewraca się w łazience i umiera.
Cała historia nakreślona przez Artura Pałygę stała się dla reżysera Piotra Cieplaka podstawą do stworzenia fascynującego misterium. Prozaiczny i banalny świat kamienicy zderzony został z filharmoniczną muzyką Jana Duszyńskiego.
Aktorzy "Nieskończonej historii" stali się solistami znakomicie zestrojonej orkiestry. Każda postać wypowiada lub czasem wyśpiewuje swą kwestię w charakterystyczny dla siebie sposób. W tym przedstawieniu dramatyczno-muzyczno-instrumentalnym są sceny oratoryjne, musicalowe; niektóre przypominają teatr Janusza Wiśniewskiego czy Tadeusza Kantora, w innych widać fascynację Teatrem Osobnym Mirona Białoszewskiego. A wszystkie konwencje wzajemnie przenikają się i uzupełniają.
Widz przez niemal dwie godziny obserwuje w skupieniu pozornie zwykłych ludzi, ich obsesje, radości i chwile zadumy. Codzienność zderza się z czymś wyjątkowym, banał ze wzniosłością, a dynamika z odrobiną melancholii. Jest w tym niezwykłym oratorium pochwała życia, ale też oswajanie się z tematem śmierci.
Wszyscy pod bacznym okiem reżysera wspinają się na wyżyny aktorskiego kunsztu. Nie ma żadnej puszczonej roli, ani jedna z postaci nie brzmi fałszywie. W pamięci pozostają cudowne staruszki, grane z wdziękiem przez Marię Robaszkiewicz i Elżbietę Kępińską, nieco zakompleksiony nauczyciel rysunków, a w głębi duszy domorosły filozof Cezary Kosiński, trener Trampek Mariusz Benoit czy pełna energii Olga Sawicka jako właścicielka zakładu pogrzebowego. Jest także żyjąca w wyobraźni widzów suka Aza.
Taki spektakl to święto teatru. Sprawdzian dla aktorów, który zespół zdał na szóstkę.