Artykuły

Nie było konkursu, bo nie musiało być. Nikogo nie szukałem - tak Wojciech Nowicki, dyrektor Teatru Wielkiego, komentuje list Jana Tomaszewskiego do marszałka województwa. Poseł PiS chciał wyjaśnień w związku z powołaniem Waldemara Zawodzińskiego na wicedyrektora opery.

Niedawno przez media przetoczyła się wiadomość, że Teatr Wielki zamówił "świadczenia usług w zakresie kształtowania działalności artystycznej sceny". Zostały one zlecone Waldemarowi Zawodzińskiemu, a szacunkowa wartość zamówienia to ponad pół miliona złotych.

Poseł Jan Tomaszewski napisał list do Witolda Stępnia, marszałka województwa. Pytał, "na jakiej podstawie szacunkowa wartość zamówienia (bez VAT) wyniosła 531 tys. 250 zł? Gdzie była umieszczona informacja na temat ww. przetargu? Dlaczego do postępowania przetargowego na ww. stanowisko przystąpiła tylko jedna osoba?".

- To nie był konkurs. To jednoosobowa decyzja dyrektora naczelnego, do której był uprawniony - mówi Wojciech Nowicki, dyrektor naczelny Teatru Wielkiego i Teatru Jaracza. - Jak wynika z prawa o zamówieniach publicznych, musiała ona zostać opublikowana na łamach "Biuletynu Zamówień Publicznych".

Poseł pytał, jak to możliwe, że jedyną osobą, która do niego staje i wygrywa, jest obecny dyrektor artystyczny tej sceny. Jednak w chwili podpisania umowy - 29 listopada 2011 r. - Waldemar Zawodziński nie był dyrektorem Teatru Wielkiego. Stał się nim dopiero na mocy decyzji Wojciecha Nowickiego.

- Ktoś wymyślił, że Waldemar Zawodziński, a może i wiele innych osób w tym teatrze, niezależnie od pensji pobiera jakieś ekstradodatkowe pieniądze - twierdzi dyr. Nowicki. - Wynagrodzenie, które zostało podane w "Biuletynie...", wynosiło 531 tys. zł, ale za trzy i pół roku, co daje miesięcznie 12 tys. zł brutto. A dokąd by w Polsce nie pojechał, dostanie dziesięć razy tyle za reżyserię i scenografię jednej opery. Takie są stawki.

Waldemar Zawodziński jest teraz dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego i Teatru Jaracza.