Artykuły

Horror show

Z najnowszą premierą Teatru Rozrywki zrobiło się istne szaleństwo. Widzowie tak walą drzwiami i oknami, że na ich specjalne życzenie zmieniono przedwakacyjny repertuar i w ten piątek, sobotę i niedzielę o godz. 19 będzie jeszcze można zobaczyć "The Rocky Horror Show".

Dyrektor Miłkowski kręci sobie pętlę. Na świecie dla podobnych przedsięwzięć buduje się specjalnie teatry, choćby hamburską "Florę" dla "Fantoma w operze". U nas teatrom obcina się budżet. A Miłkowscy dalej robią swoje, jakby ściany przed nimi nie było. Polska premiera "The Rocky Horror Show" pewnie mogła być wystawniejsza. Gdy na scenie pojawia się jednak motocykl i auto a udająca Marię Meyer, pani Larysa Zelimowa "spływa" w czeluści sceny, jakby miała do dyspozycji pneumatyczny podnośnik najnowszej generacji, urzędasy mogą zaliczyć kolejną udaną premierę i kombinować gdzie by tu jeszcze zaoszczędzić. Oni w końcu nie widzą, że cudownie spływająca artystka, tak naprawdę musi kurczyć się i gimnastykować niczym cyrkowa akrobatka w... półaucie, przerobionym z zdezelowanej syrenki! Niechby chociaż "dosłyszeli" potrzeby tej sceny i doinwestowali jej nagłośnienie. Artyści po raz kolejny swą wspaniałą pracą udowodnili, że... widzowie na taką inwestycję zasłużyli.

Musical Richarda O'Briena dociera do nas 26 lat po swej prapremierze, ale i w chwili, gdy na świecie gra się jego 30 realizacji. Ciekawe czego ludziska w nim szukają. W Teatrze Rozrywki dostali najbardziej rozrywkowe przedstawienie w dziejach tej sceny. Za polski fenomen AD 1999 można uznać, że aż tak świetnie potrafimy się bawić w towarzystwie typów androginicznych, transwestytów i transseksualistów, biseksów, pupofanek (przydał się więc w programie zacny profesor Starowicz!), traktowanych na co dzień jak istne pomioty szatana, o którym niektórym nawet się nie śniło. A tu naród się cieszy...

Ku uciesze realizatorów, którzy w materiale "The Rocky Horrow Show" dostrzegli spore możliwości zabawy i śmiechu z tego wszystkiego co przewaliło się przez kulturę w ostatnich dziesięcioleciach, z "grozy" rewolucji seksualnej, z fascynacji kinem, serialami i teledyskami, z ufoludkowej science fiction czy z coraz śmieszniejszych horrorów. Zdrowym śmiechem widzowie potwierdzają, że tak naprawdę i w każdym z nas jest coś, czego sobie nie uświadamiamy, że jesteśmy istotami dużo bardziej skomplikowanymi, niż nam się zdaje, i że w każdym jest jakaś inność. To bynajmniej nie alibi dla orgiastycznego szaleństwa. Band kościotrupów ostrzega; choćby przed AIDS. Groupie Columbia w znakomitej interpretacji Izabelli Malik wykrzykuje i tę prawdę, że nie ma ani Dobra, ani Piękna, ani Radości, Ani Życiowego Spełnienia, gdy osiągane mają być z krzywdą drugiego człowieka.

Na show i takie memento w chorzowskim "The Rocky Horror Show" wszyscy pracują równo. Inscenizator i reżyser Marcel Kochańczyk, Henryk Konwiński (współpraca reżyserska i choreografia), który w niesamowitych tańcach z wielką fantazją, bez cytowania wprost, odniósł się do dyskotekowych pas lat 60. i 70. a ruch aktorów nasycił erotyzmem zatrzymującym się tuż przed cienką granicą dobrego smaku. Ryki publiczności na widok - prześwietnych w roli podejrzanego naukowca - Stanisława Ptaka i Jacentego Jędrusika w pończoszkach i szpileczkach najlepszym są tego dowodem. Fantazję Pawła Dobrzyckiego (dekoracje) pysznie podkręcają kostiumy Zofii de Inez i muzykalność Grzegorza Czai (kierownictwo muzyczne).

W aktorskiej obsadzie na czoło wysuwa się grający gościnnie czołową rolę Frank'N'Furtera, szalonego transwestyty z Transylwenii - Janusz Kulik. Wykorzystuje wszystkie swe znakomite warunki do tej piekielnej roli i towarzyszących mu partnerów. Nieco gorzej wypada, gdy gra sam. Gdyby jeszcze lepiej śpiewał! Mielibyśmy na scenie ideał. Śpiewa za to znakomicie i całe towarzystwo "trzyma za twarz" (łącznie z widzami, nie potrafiącymi oprzeć się jej zaproszeniu do tańca) Elżbieta Okupska w roli-nieroli narratora. Brawurowy duet tworzą Maria Meyer, jako iście demoniczna pokojówka ("Science Fiction" śpiewająca z zadziornością i temperamentem Tiny Turner) i Dariusz Kordek, gościnnie grający służącego (Kordek świetnie pokazuje jego diaboliczną wredność, z temperamentem tańczy i stepuje, świetnie śpiewa). Nasz Marian Florek jako Riff-Raff jest mniej szatański, co w tej roli jest istotne. Młodą parę Janet i Brada grają dwa duety. Magdalena Szczerbowska i Jacek Bończyk (gościnnie) oraz Ewa Grysko i Jakub Lasota (też gościnnie). Grają podobnie, z wielkim zaangażowaniem, obydwaj panowie - ze sporą siłą komiczną. Bardziej przypadł mi do gustu temperament pierwszego duetu. W roli Eddiego, dostawcy... organów, Mariusz Kozioł pokazał większy sceniczny pazur, niż Dominik Koralewski. W androida Rocky'ego Horrora odważnie i z sporym wyczuciem dwuznaczności tej postaci wcielił się gościnnie Janusz Kruciński. O Izabelli Malik, już wspomniałem. Na brawa zasłużyli wszyscy. Dostają ie tylko oklaski. Już od drugiego spektaklu publiczność w odpowiednich momentach zapala zapalniczki, rzuca ryż i jak serpentyny... papier toaletowy. Ciekawe, kiedy pojawią się przebierańcy? Na premierze byli. Z Londynu! I bawili się u nas świetnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji