Artykuły

Poezja i proza

Julia, gdy po raz pierwszy pojawia się na scenie, jest jeszcze dzieckiem. W białym, porannym stroju manipuluje długą laską, którą ustawiła so­bie na dłoni i teraz usiłuje utrzymać w pozycji pionowej. Pochłonięta zabawą, nieuważnie słucha słów matki o planach, dotyczących jej zamęścia, widać, że kwestia nie pobudza jej wyo­braźni. Spotkawszy na balu Ro­meo, wciąż jeszcze reaguje na poły dziecinnie: lgnie do niego z ufnością i oddaniem, w któ­rym jest więcej uczuć małej dziewczynki niż dojrzewającej kobiety. Ale w scenie balkono­wej zachowuje się już inaczej: wibruje niepokojem, trawi ją wewnętrzna gorączka, w jej ru­chach znać - uśpioną przedtem - zmysłowość. Gdy spadnie na nią pierwszy cios - wiadomość o śmierci Tybalta i wygnaniu Romea - jej cierpienie będzie żywiołowe i bardzo zewnętrzne, manifestowane łzami, gwałtow­nym gestem, tonem buntu i roz­paczy w scenie pożegnania z ukochanym. Gdy spadnie cios następny - rodzicielski nakaz ślubu z Parysem - jeszcze w spazmie rzuci się do ręki ojca, do kolan matki, w objęcia po­wiernicy, a kiedy wszyscy ją zawiodą, odzyska spokój. Ka­mienny spokój stężonego bólu, taki, który znamionuje już doj­rzałą, świadomą nieuchronności nieszczęścia, kobietę. Julia Szczepkowskiej jest bardzo sub­telna, bardzo wrażliwa w swoich zmaganiach z losem - na wskroś autentyczna. Gdy mówi ze oceny - sala zastyga w skupieniu, wsłuchana w stro­fy Szekspira, w świetnym przekładzie Barańczaka.

Znakomitym kontrastem dla Julii jest jej powiernica - Mar­ta Joanny Żółkowskiej. Trywial­na w ruchach, ostentacyjnie ob­nosi swe prostackie poczucie godności, nieodparcie komiczna brakiem inteligencji, objawia­nym na najróżniejsze sposoby. Te dwie role wyraźnie wyod­rębniają się z tła, pozostają w pamięci.

W tle zaś toczy się spektakl, którego bohaterowie bądź to tra­cą miarę w nerwowej nadekspresji (Merkucjo Piotra Bajora) bądź są zupełnie niezdolni uwia­rygodnić uczucia, o (których de­klamują ze sceny. Młody, tak ciekawie zapowiadający się w szkolnych przedstawieniach Pa­weł Kozłowski, w roli Romea wydaje się zupełnie zdezorien­towany. Nie on jeden niestety, choć on właśnie - może z bra­ku doświadczenia - najmniej umiejętnie to ukrywa.

W tle jest również scenogra­fia, bardzo efektowna (białe arkady biegną ukosem w głąb sceny) i zgoła niefunkcjonalna. Plan gry ograniczony jest do niewielkiego skrawka przed ar­kadami, przestrzeń poza nimi przez większą cześć spektaklu pozostaje nie wykorzystana, a cała ta konstrukcja traktowana być musi z daleko posuniętą umownością: balkon wypada w niej o piętro wyżej niż sypial­nia, ta ostatnia urządzona jest za każdym razem w innej częś­ci sceny.

Tło sprawia, niestety, takie wrażenie, jakby pośpiesznie je zamarkowano. Co tym bardziej przykre, że jest ono inkrusto­wane miejscami z prawdziwym artyzmem i tym samym spek­takl naraża widza na perma­nentną frustrację: przez mo­ment szybuje ku szczytom po­ezji, by po chwili ciężko klap­nąć w świat teatralnej prozy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji