Artykuły

"Fantazy" na cmentarzu

Cały "Fantazy" u Hanuszkiewicza dzieje się na cmentarzu. Na cmentarzu hrabiostwo Respektowie przyjmują gości, na cmentarzu piją herbatę, na cmentarzu znajdują się stylowe salony hrabiny Idalii, by wreszcie ostatni akt mógł się istotnie - zgodnie z tekstem - na cmentarzu rozegrać. Scenografia Krzysztofa Pankiewicza ma w sobie coś z pop-artu w kombinowaniu autentycznych elementów. Autentyczny drewniany parkan, który podpierają kamienne kariatydy, zgruchotane posągi i kolumny, prawdziwa wiązka słomy, pochylone nagrobki, jakieś szczątki kotar i niebo ciemno namalowane na horyzoncie... Być może dekoracje te mają znaczenie symboliczne: że niby cmentarz polskiego życia, czy tylko życia polskiego ziemiaństwa, upadek dworu czy pałacu. Być może... Tylko, że w "Fantazym" nie o to chodzi i nie o to chodzi zresztą w przedstawieniu. Takie "nowoczesne" spojrzenie scenografa kłóci się z charakterem utworu, zabija jego styl - słowem: nie ma sensu.

Zresztą cała inscenizacja Hanuszkiewicza jest trochę pop-artowska w sensie mieszania najróżniejszych elementów. "Fantazy" jest cudowną komedią romantyczną. I przedziwną. Komedią o tematyce jak najbardziej współczesnej, z postaciami wziętymi z ówczesnego towarzystwa (Krasiński, Bobrowa) i wyśmianymi, z komediowymi perypetiami omyłkowego porwania, bogatego zamążpójścia, miłości i zazdrości - i z dramatyczną śmiercią rosyjskiego Majora na końcu. Wszystko to zamknięte w strofach najczystszej poezji, która przelewa się w toku zwykłej konwersacji. Coś z Musseta z jego

Balzaca z jego przenikliwością społeczno-finansową. A przy tym w tej komedii Słowackiego rozgrywającej się gdzieś w dworku na Podolu jest cała Polska. Z Sybirem, walkami o wolność, honorem, pojedynkami, romantycznym poetyzowaniem, "układaniem dramatu", patriotyzmem i lekkoduchostwem, tragizmem i śmiesznością. Prawdziwie "wielka komedia", jak ją nazwał Wacław Kubacki.

W Teatrze Powszechnym wyszła z tego w zasadzie "mała komedia". Komedia spłaszczona w swej problematyce a przy tym przeniesiona jakby do innej sfery społecznej i... literackiej. Aktorzy czuli się tu trochę jak w komedii mieszczańskiej. Do tego płynność i rytm wiersza Słowackiego gubił się, opuszczane lub powtarzane słowa nie miały nawet wpływu na jego melodię. Przedstawienie wychodziło poza styl utworu, w ogóle poza jakikolwiek jednolity styl, do czego przyczyniała się także owa "pop-artowska" rozmaitość jego elementów. Naturalistyczne poszczekiwania psów, tętent koni i nastrojowy podkład muzyki, całkowite umowne wnętrza i potoczny realizm gry, czerwień wypływającej krwi na piersi skaleczonego Fantazego i umierający na stojąco Major itd. Łatwość - żeby nie powiedzieć nonszalancja - z jaką reżyser przechodził nad poszczególnymi problemami scenicznymi, robiła wrażenie jak by w ogóle tych problemów nie miał.

A jednak... Przedstawienie "Fantazego" - jak i niektóre inne przedstawienia Hanuszkiewicza - mimo że może drażnić szczegółami i nie tylko szczegółami, jednak pociąga całością, interesuje, rozwiązuje wiele scen pomysłowo. Jest jasne i czytelne w wyraźnym przeciwstawieniu dwóch światów: z ironią potraktowanych pozerów i ludzi żyjących prawdziwym życiem i prawdziwymi - nie wyimaginowanymi - dramatami. Daje komedię "małą" wprawdzie, ale żywą, zagraną w ostrym tempie, zabawnie i nie bez swoistego wdzięku. Zbliża Słowackiego - bodaj w jakiejś części prawdziwego - do widza, a to też coś znaczy.

Przy tym warto to przedstawienie zobaczyć dla kilku ról nieprzeciętnych. Przede wszystkim Adam Hanuszkiewicz jako Fantazy. To chyba jego najlepsza rola - obok Don Juana - w ciągu ostatnich lat. Jest czarującym kabotynem, który życie układa w upoetyzowane obrazy. Ma odpowiednią dozę autoironii. Ma dowcip, wdzięk i styl. Jak świetnie by błyszczał w przedstawieniu inaczej wyreżyserowanym. Niezwykle też ujęła postać Dianny Zofia Kucówna. Swą jedyną tyradę do Fantazego wypowiada z drwiną i ironią, bez liryzmu i patosu, za to z wewnętrznym przekonaniem i pewnością dziewczyny, która wie czego chce. I tą jedną sceną Kucówna wbija się w pamięć widza.

Tadeusz Janczar z chwalebną prostotą i przejęciem zagrał Jana, a Juliusz Łuszczewski zaprezentował swą piękną kulturę aktorską jako Major. Te dwie postacie to ludzie żyjący autentycznie a nie tylko pozą. Zabawną, z dyskrecją zagraną parę hrabiostwa Respektów - choć z innej sfery - tworzyli Elżbieta Wieczorkowska i Józef Pieracki. Magda Celówna była miłą Stellą. Hanna Bedryńska nie wydobyła subtelności roli Idalii. Seweryn Butrym nadał cechy realistycznej prawdy postaci Rzecznickiego, totumfackiego Fantazego. W pozostałych rolach wystąpili Aleksander Piotrowski (Ksiądz Loga), Eugeniusz Robaczewski (Kamerdyner), Emilia Krakowska (pokojowa), Karol Stępkowski (Kałmuk) i Kazimierz Janus (Baszkir).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji