Artykuły

Komizm "Fantazego"

Adam Hanuszkiewicz, przygotowując inscenizację Fantazego w Teatrze Powszechnym, postanowił ten utwór odczytać na nowo. Pewne zmiany wprowadził w dziedzinie fabularnej. Jak wiadomo, nie mamy tu do czynienia z ostatecznie wykończonym dziełem. Sporne są na przykład okoliczności, w których ginie Major. Czy to był pojedynek na pistolety? Czy śmierć samobójcza? Zgodnie ze słowami Respekta (które mogły być jednak tylko domysłem), a wbrew innym danym - Hanuszkiewicz w zakończeniu IV aktu wprowadza pantomimiczną scenkę groteskową, w której Rzecznicki wyzywa Majora na pojedynek.

Ale nie te innowacje nadają kształt spektaklowi Hanuszkiewicza. Zgodnie ze swymi zapowiedziami, ujął on sztukę jako komedię. Na rzecz takiego ujęcia można przytoczyć sporo argumentów: "...Patrz, jakich komików wydaje Polska... aż do grobu śmieszą..." - mówi Fantazy, rozbawiony wiadomością, że wskutek dziwnego qui pro quo ginąć mu przychodzi z powodu porwania Omfalii Rzecznickiej, a nie Idalii. "Aż do grobu śmieszą" ci komicy - a więc komizm, i to groteskowy (choć wcale nie wesoły!), miałby przenikać cały utwór.

Racine próbował dać coś w rodzaju tragizmu w stanie chemicznie czystym, bez domieszek. Dla romantyków mieszanie tragizmu z komizmem stało się hasłem sztandarowym. Hugo, ledwo nawrócony na nową estetykę, pisze wstęp do Cromwella, gdzie dla poety tragicznego rewindykuje prawo do groteski. Tylko dwa młodzieńcze dramaty Słowackiego są wolne od komizmu (choć nie od ironii). Nawet początek Mazepy można, i należy, rozgrywać komediowo.

Komizm nie jest komizmowi równy. Hanuszkiewicz stara się w Fantazym odkryć ten jego rodzaj, który nazywamy sytuacyjnym. Jak widzieliśmy na przykładzie ze sceną wyzwania na pojedynek - reżyser nie cofa się przed burleską. Przedstawienie zaczyna się dźwiękami tamecznymi, wesołymi. Szybko przechodzą one w "muzykę konkretną" naśladującą turkot zajeżdżającego powozu. Fantazy (grany przez Hanuszkiewicza) i Rzecznicki (Seweryn Butrym) wysiedli przed chwilą z powozu, i przechodząc przez przedpokoje mieli niezłą zabawę. Prof. Małecki nie bez racji nazywał Respekta i jego żonę "półpankami podolskimi". Ich arystokratyzm jest połowiczny. Brakuje mu fundamentu: zamożności, pozwalającej na życie zgodne z odpowiednim stylem. Nie może tego nie zauważyć arystokrata-milioner, Dafnicki. Ani jego adiutant Rzecznicki, na pewno człowiek solidnie zabezpieczony i umiejący gospodarować, przy tym skłonny do dowcipkowania, a nawet się w tym specjalizujący. Otóż ci dwaj panowie już na pierwszy rzut oka zauważyli, iż w gospodarstwie "półpanków" Respektów nie wszystko jest w porządku. Ustawione w sieni posągi świadczą o artystycznym, hellenizującym snobizmie. Lokajów, jak zaobserwował Fantazy, jest mniej niż posągów. Nie świadczy to o zamożności Respektów.

Łączy się to z czymś innym jeszcze. Dafnicki jest człowiekiem o rzetelnej kulturze artystycznej. Pisał piękne listy włoskie, które sobie można wyobrazić jako odpowiednik Wieczorów florenckich Klaczki. Rzecznicki się też ze sztuką oswoił, a złośliwy dowcip jest jego specjalnością. Tymczasem Respektowa żywi jeszcze kult Walter Scotta, czyta Matyldę pani Cottin, wyznaje śmieszny "populizm" ukraiński, uprawia "dzikie ogrody angielskie". No i zachowuje owe zabawne posągi w przedpokojach...

Edward Csató zastanawiał się, czy Fantazy jest "rzeczywiście poetą, czy też tylko wielkim panem, koneserem bawiącym się literaturą". Wydaje mi się, że Hanuszkiewicz rozstrzyga tę wątpliwość na rzecz hipotezy pierwszej. Mówi wiersz Słowackiego z niemałą dozą finezji. Trochę jak wielki dzieciak, pieszczący się sobą, oczarowany bogactwami swej wyobraźni, stale ulegający pokusom nadmiernej metaforyzacji. Ale, równocześnie mówi ten Wiersz z akcentem leciutkiej nonszalancji, w zawrotnym tempie. Jest przy tym rozśmieszony sytuacją, w której się znalazł. Prawdziwy artysta wśród rozprawiających o sztuce snobów! Milioner wśród "półpanków", zagrożonych ruiną. Dlatego chce udawać człowieka towarzysko niewyrobionego. Rokowania matrymonialne składa w ręce Rzecznickiego. Nawet wobec Dianny będzie udawał prostaka.

Ale tu następuje zwrot nieoczekiwany. Przyjeżdżają do siedziby Respektów goście nowi: Major ze swymi ordynansami, a wśród nich przebrany, nielegalnie się tu znajdujący, dawny narzeczony Dianny, Jan. Wizyta tych gości sprawia na Respektach mocne wrażenie; wśród tego wszystkiego, zapominają o Fantazym. Milioner-artysta, sławny i przez wszystkie dwory rozrywany, przyjechał do Respektów, by się ich kosztem zabawić. W organizowaniu tej zabawy z rozkoszą uczestniczył "zawodowy" złośliwiec, Rzecznicki. I oto sytuacja się odwraca. Żartownisie, którzy chcieli Respektów zlekceważyć, sami stają się przedmiotem towarzyskiego afrontu.

W inscenizacji warszawskiej z 1948 r. Wierciński wprowadzał Respekta i jego rodzinę w krótkiej scence przed rozpoczęciem właściwej akcji. Dopiero odgłos kroków Fantazego i Rzecznickiego "wypędzał" ich z salonu. Chodziło zapewne o to, by uzmysłowić, że Respekt próbuje zachować pozory, robić dobrą minę do złej gry, kazać na siebie czekać. W spektaklu Hanuszkiewicza takiego wstępu nie ma. Ale i tak gra ceremoniału, niemal starochińskiego, uwydatnia się dostatecznie. W wielkiej scenie oświadczyn Hanuszkiewicz konsekwentnie kładzie nacisk na sprawę komediową. Respektową gra Elżbieta Wieczorkowska w sposób dyskretnie ironiczny, pomniejszający wymiar tej postaci, akcentujący jej zafrasowanie. W rozmowie o nowinkach z Rzymu lekko tylko udaje zainteresowanie tym światem. Całą uwagę skupia na ukrytej w krzakach Idalii (która się u Respektów niespodziewanie i potajemnie zjawiła). A więc sytuacja została oparta na efekcie groteskowym. Respektowa słuchając Fantazego myśli o "Dasi". Fantazy też jakoś obecność tamtej wyczuwa - tym się wyjaśnia jego zdenerwowanie, i rozbicie filiżanki (co Respektowa fałszywie interpretuje jako objaw rozstroju). Scena jest odrobinę skrócona. Opuszczono dowcipne portrety rzymskich bywalców (z wyjątkiem Idalii). Znakomity wydaje się pomysł, polegający na tym, że Fantazy leciutko parzy sobie dłonie, gdy mimowolnie (albo pół-mimowolnie), dotyka samowara.

Ale niebawem Fantazy odzyskuje pewność siebie. Gdy został z Dianną, zapada chwila milczenia, jakby panna nie raczyła się domyślić, o co chodzi. Fantazy oświadcza się z brutalną szczerością. W niedbałej pozie kładzie się na murawie. Obserwuje dziewczynę, czy potrafi swoją godność obronić. Zofia Kucówna zaczyna mówić w pozycji siedzącej, spokojnie. Mówi rzeczowo, powoli. Tylko w jej oczach są jakieś przebłyski gniewnej nienawiści. W drugiej części monologu wstaje z ławki, zbliża się do impertynenta, patrzy mu w oczy, pochyla się nad nim. Odzywa się muzyka, jakby obrazująca to, co ma się rozegrać w nieszczęsnej, "zatradowanej" za długi wiosce Respektów. Rytm się przyspiesza, każdy wiersz uderza i pali. Sławny i genialny monolog, na który zawsze czekamy z biciem serca, który każdego z wrażliwych widzów musi chwycić za gardło - w tym spektaklu zabrzmiał nowymi, interesującymi tonami.

Ale za chwilę zacznie się rozmowa Jana z Idalią. Wierny swym założeniom reżyser stara się sytuacjom narzucić "aż po grób śmieszącą" zabawność. Idalia (którą gra Hanna Bedryńska) wylewa nad sobą łzy niemal pensjonarskie. Porzucona "jak jakaś Basia, lub Rózia" - zawodzi. Za chwilę posuszy oczy i przemówi inaczej. Otóż, nie wdając się tu w sprawy realizacyjne, myślę że nic nie pozwala na takie zubożenie postaci, hojnie wyposażonej przez poetę: Idalia jest śmieszna, ale sama dobrze swój mimowolny komizm wyczuwa i rozumie. Jej elokwencja zdradza raczej nadmiar autokrytycyzmu, niż jego brak. Wszystko, co mówi, przeczy uproszczonej koncepcji. Nie tylko drwiąco charakteryzuje Rzecznickiego czy Respektów, ale i wobec samej siebie umie podjąć desperacką decyzję przyjęcia śmieszności.

Za to w akcie trzecim tekst daje reżyserowi więcej szans. Niesłuszne wydają mi się zarzuty niektórych polonistów (np. Borowego), dotyczące przeniesienia ważnych momentów akcji poza scenę, oparcie ich ma relacji. Przykładem ma być ośmieszanie Fantazego przez Baszkira wobec Dianny i Stelli oraz zabicie psa. Właśnie fakt, że dowiadujemy się o tym z relacji samego Fantazego, nadaje sprawie ostry smak. Czuło się go w pamiętnej interpretacji Osterwy - oczywiście nie pomija tej okazji Hanuszkiewicz. Natomiast scena Fantazego z Respektem nie została w spektaklu wykorzystana z punktu widzenia sytuacyjnego humoru. Respekt (Józef Pieracki) myśli o grożącej mu ruinie, wszystko zawisło na włosku, jedno słowo może go zgubić lub ocalić - - a musi udawać rozczulanego ojca. Niestety - nie wszystko tu w pełni zabrzmiało. Chyba również nie została w spektaklu dostatecznie przeprowadzona wielka konfrontacja komediowa między wygrywającą pojedynek Idalią, a ugodzonym w to, co uważał za źródło swej wyższości, Rzecznickim. Podłość tego człowieka na tym polega, że kpi z Idialii nawet wtedy, gdy może ją uważać za ofiarę. Nagłe odwrócenie sytuacji w scenie z Idalią wymagałoby więc, dla pełnego efektu, poprzedniego wycieniowania jadowitych złośliwostek Rzecznickiego.

Akt IV nadawał się do zastosowania przyjętych przez Hanuszkiewicza rozwiązań. Idalia gra tutaj rolę osoby "zhańbionej", w zastępstwie tej, która była rzeczywiście - choć przez nieporozumienie - porwana. Ale inscenizator pada po trosze ofiarą własnej inwencji. W akcie IV znajduje się u Słowackiego ironiczny komentarz służby na temat chlebodawców. Helenka ma niezłą zabawę z Rzecznicką, a Emilia Krakowska swobodnie i bez przesady tę szansę wykorzystuje. W scenie XV tego samego aktu Lokaj w rozmowie z Helenką odczytuje bilecik Fantazego i komentuje śmieszną niezrozumiałość zawartych tu zdań. Ale w spektaklu już poprzednio - od pierwszego aktu - dwaj lokaje zmieniając rekwizyty przedrzeźniają słowa jaśnie państwa. Pomysł w zasadzie ciekawy, jakby komentarz dell'arte do toczącej się akcji, krzywe zwierciadło podsuwane bohaterom przez pozornie niemych i głuchych świadków. Zwłaszcza, że wybornie to realizują Eugeniusz Robaczewski i Karol Stępkowski, cisi, dyskretni, zjadliwi, drwiący. Tylko że wynikają z tego dwa skutki. Po pierwsze, komizm sytuacyjny jest zawarty w samym tekście - Hanuszkiewicz w zasadzie mu zawierzył, tę wiarę uczynił osią krystalizacyjną swej koncepcji. Teraz, przez wysunięcie pomysłu wykraczającego poza poetykę komedii, zdaje się nagle zdradzać lęk: czy to wystarczy? Po wtóre, wprowadzanie dialogu lokajów, przewijające się przez cały spektakl, osłabia efekt, jaki nam gotował akt IV. W rezultacie trzeba było pomyśleć o trochę sztucznych efektach dodatkowych, jak czytanie listu Fantazego w ten sposób, że list ten leży na ziemi, lokaj dotyka go nie palcami rąk, ale butem.

Akt ostatni pozwala scenę Idalii z Fantazym rozegrać w sposób brawurowy, choć trudny. Hanuszkiewicz akcentuje komiczność przyjętej przez Fantazego pozy, mimo że słowa o śmierci jako złotej kolumnie powietrza chyba nie są przez Słowackiego pomyślane komicznie. Układanie Idalii na grobowcu i manewr ze sztyletem są efektami pomyślanymi zgodnie z ogólną linią interpretacji. Ale od chwili wejścia śmiertelnie rannego Majora tragizm już wszystko przytłacza. Juliusz Łuszczewski z przejmującą siłą mówi swoją spowiedź. Śmierć dobrowolna jest jego rehabilitacją za ów przegrany moment życia, gdy stał z lontem w ręku, nie zabił cara, udaremnił powodzenie dekabrystowskiego spisku, a swych przyjaciół naraził na szubienicę czy więzienie. Hanuszkiewicz tu nawet nieco zaciera dwuznaczne zachowanie się państwa Respektów na wiadomość o śmierci zamożnego krewnego i otrzymania po nim spadku, który ich ratuje od ruiny.

A jednak - czegoś tu jeszcze brakuje. Myślę, że Fantazy to nie tylko pyszna komedia, w której błyszczy humor i fosforyzuje ironia. Nie tylko popis świetnych metafor. Nie tylko śmiałość groteski. Coraz mocniej, coraz uporczywiej myślę o spektaklu, w którym by zabrzmiał ukryty tutaj głębszy sens wydarzeń. Wiemy, w jakich okolicznościach została napisana ta sztuka. Związek ze sprawą Konarskiego wydaje mi się prawdopodobny, a z literackiego i scenicznego punktu widzenia - godny uwagi. Bo w całym utworze, od pierwszej sceny po ostatnią, kryje się ważna, a umyślnie niedopowiedziana sprawa.

Dlaczego Respekt znalazł się na Sybirze? Wzięty jako zakładnik, by się nie "zaraził" niezdrowym powietrzem powstania, został wysłany w okolice Tobolska, wraz z całą rodziną. Jedynie dzięki opiece Majora, byłego dekabrysty, liberała, zaznał stosunkowe łagodnego losu. Młodsze pokolenie tej rodziny już się przejęło nowymi ideami. Dianna poznała Jana, który podczas powstania 1831 roku dowodził oddziałem kosynierów. Jan był i jest rewolucjonistą niepoprawnym. Nawet na Sybirze buntował lud. Czy można sobie wyobrazić, by o tych sprawach nie rozmawiał z narzeczoną? By jej do spisku nie wciągał?

Dianna nie bez powodu mówi w siwym monologu - o chłopach, znajdując się między dwoma obowiązkami, dwoma nakazami kategorycznymi. Nie dla rodziców się poświęca i jeśli z utworu wyeliminujemy tę sprawę, dylemat Dianny uczynimy uboższym, lub niezbyt zrozumiałym. Jaki jest naprawdę stan przekonań Dianny domyśla się także Fantazy; mówi o tym do Rzecznickiego. Ale nawet i Stella otrzymuje tutaj swój udział, nie całkiem dziecinny. Ma władzę rusałki nad siostrą; ja bym to rozumiał jako uczestnictwo w sprawach, które w naszym kraju nieraz dźwigały osoby w jej wieku. Jakże to od razu wzbogaciłoby postać, którą w tylu spektaklach wyposaża się tylko w pensjonarskie umizgi, czy minki ("Właściwy człowiek od spuszczania powiek" - jak mówi Jan Sztaudynger). A sprawa Jana? Jego nielegalny u Respektów pobyt, przyjaźń z Majorem, wyraźne ukrywanie tajemnic, których nie chce i nie może wyjawić?

Czy dałoby się to środkami współczesnego teatru wypowiedzieć i przekazać? Kilka faktów pozwala na odpowiedź. Po pierwsze - w krakowskim spektaklu z 1954 roku scenografia Andrzeja Pronaszki językiem malarskich symboli i aluzji sugerowała ideowy podtekst utworu (którego Słowacki nie mógł pokazać wyraźniej ze względu na wmieszanego w sprawę Konarskiego wuja, a pośrednio i matkę). Po wtóre - na wielu spektaklach publiczność, szczególnie młoda, mocno reaguje na te zwłaszcza sceny, w których głębszy sens najmocniej rozbrzmiewa, np. zakończenie monologu Dianny i spowiedź Majora. Po trzecie - satyra na tych, co zbyt łatwo i tanio oddają swe życie, na Fantazych i Idalie, nawet na Recznickich i Respektów, wtedy nabiera głębszego sensu, gdy można jej przeciwstawić inny świat i inną cenę dążeń. Myślę, że prócz trzech znanych tytułów, mógłby jeszcze Fantazy otrzymać inny: Dwie Polski, jak w zagubionym dramacie Mickiewicza o Jakubie Jasińskim.

Jestem przekonany, że spektakl, który by popróbował takiej interpretacji, jest możliwy i potrzebny. Bo Fantazy wydaje mi się jednym z najbogatszych, i największe perspektywy otwierających, utworów. Nawet zagraniczny krytyk, Lucien Dubech, w swej Historii teatru europejskiego napisał, że ze wszystkich poetów romantycznych najwięcej teatralnej wyobraźni posiadał Polak, Juliusz Słowacki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji