Artykuły

Brel mnie nie opuszcza

- Kiedy oglądam filmowe zapisy koncertów Jacquesa Brela, widzę tam piosenkę aktorską w stanie czystym - mówi WOJCIECH KOŚCIELNIAK, reżyser tegorocznej Gali PPA "Tak jest".

Piosenki Brela zaśpiewają m.in.: Katarzyna Groniec, Cezary Studniak, Barbara Melzer, Bartosz Porczyk, Marcin Czarnik i Justyna Antoniak.

***

ROZMOWA Z Wojciechem Kościelniakiem

Magda Piekarska: Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan piosenkę Brela?

Wojciech Kościelniak: W 1988 roku. Dostałem właśnie II nagrodę na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej i byłem szczęśliwy, pełen nadziei i chyba też przekonany, że moje wykonania są naprawdę fajne. A potem usłyszałem koncert z piosenkami Wojciecha Młynarskiego, na którym utwory Brela w jego tłumaczeniu śpiewał m.in. Michał Bajor i inni artyści. Dosłownie wbiło mnie w fotel i poczułem się dużo mniej pewny siebie.

Ale prawdziwy wstrząs przeżyłem jakieś siedem, osiem lat później, kiedy obejrzałem wideo z koncertu Brela w paryskiej Olimpii z 1964 roku. Wtedy zrozumiałem, na czym polega piosenka aktorska. Byłem kształcony w przekonaniu, że aktor, śpiewając, powinien chować się za tekstem, nie dodawać za dużo od siebie. A tutaj okazało się, że może budować równoległe opowiadanie. Słyszałem wcześniej, że nie wolno mu ilustrować tekstu, a tu przekonałem się, że może, o ile udaje mu się z piosenki wydobyć dodatkowe sensy. Widziałem, jak śpiewając "Ne me quitte pas", Brel cały aż się posmarkał od płaczu, widziałem jak spala się na scenie, aja byłem wychowany w przekonaniu, że to widz ma się wzruszać, nie aktor. Zobaczyłem piosenkę aktorską w stanie czystym, cudowny teatr, w którego centrum jest aktor.

A nie zmęczył się pan Brelem? Wielokrotnie bywał pan jurorem na PPA, a w konkursie jego piosenki są wykonywane bardzo często.

- Fakt. Dziś nie jestem w stanie zliczyć, ile razy je słyszałem: setki, może tysiące. I rzeczywiście, wielokrotnie, kiedy siedziałem w jury, ręce mi opadały. Bo słysząc to samo "Nie opuszczaj mnie" śpiewane tyle razy, można było nabrać przekonania, że z tej piosenki więcej wycisnąć się nie da, że nie można już z jej pomocą opowiedzieć nic nowego. Ale jednocześnie musiałem w to wierzyć, bo do brelowskiego kanonu powracałem wciąż na zajęciach ze studentami w szkole aktorskiej. Miałem poczucie, że w jakiś sposób jest ponadczasowy i że każde pokolenie musi się z nim mierzyć. Że istnieje jakiś obraz tych piosenek w świadomości zbiorowej i że trzeba z nim dyskutować.

Propozycja wyreżyserowania brelowskiego koncertu nie przeraziła pana? Jeśli wyzwaniem jest znalezienie klucza do jednej z nich, to jak poradzić sobie z 25?

- To rzeczywiście spora trudność, ale nie zastanawiałem się ani chwili i propozycję przyjąłem z wielką radością. Udało mi się wstrzelić w taką furtkę - okazało się bowiem, że od początku PPA nie było tu brelowskiej gali.

Jaki znalazł pan klucz do Brela?

- Nie chciałbym go zdradzać, powinien pozostać niespodzianką dla widzów. Powiem tylko, że mam wrażenie, że te polskie interpretacje bardzo się różniły od tego, co robił sam Brel, a my mierzymy się z jego ekspresją, odwołujemy się do jego kreacji scenicznych. I przynajmniej w kilku wykonaniach z galowego koncertu znajdzie się ten neurotyczny rys. Koncert będzie się składał z dwóch, bardzo różnych od siebie części. Na scenie pojawi się chór, a śpiewającym aktorom będzie towarzyszyła też tancerka, Ewelina Adamska-Porczyk, która ma prowadzić dialog z ich interpretacjami.

Wszyscy przywykliśmy do pewnego stylu towarzyszącego wykonaniom Brela - tutaj ta charakterystyczna dla dawnych lat PPA czarna sukienka, czarny golf, czasem papieros pasują jak ulał. Czy pojawią się też na gali?

- Oczywiście: uważam, że jak ktoś przychodzi na Brela, powinien to dostać. To swojego rodzaju zestaw obowiązkowy. Ale nie stosujemy takich środków bezrefleksyjnie, więc będzie też dyskusja z tą brelowską kliszą.

Opowiadacie w tym spektaklu o samym Brelu?

- Nie, nie ma tu biograficznego klucza. Taka publicystyka zresztą nie bardzo mnie interesuje. Jeśli ktoś będzie chciał się dowiedzieć, na jakiej wyspie spędził on ostatnią część życia i z kim romansował, bez naszej pomocy znajdzie te informacje.

W programie gali znajdziemy aktorów z różnych teatrów - wrocławskich Capitolu i Polskiego, Stefana Jaracza w Łodzi, Słowackiego w Krakowie czy Muzycznego w Gdyni. Jak ich pan wybierał?

- Znam ich, z większością miałem okazję pracować wcześniej. To utalentowani, fantastyczni artyści, choć może nie wszyscy są szeroko znani. Bardzo ważna była dla mnie też ich dyspozycyjność. Nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której zabieram się do pracy nad koncertem dosłownie za pięć dwunasta. Przez kilka miesięcy jeździłem więc z miasta do miasta, organizując w ten sposób, trochę na raty, próby.

Jest trema?

- Pewnie, że tak. Jak zawsze. Tym bardziej że cała zabawa polega na tym, jak podejść do tych piosenek, w większości świetnie znanych, jak je potraktować, biorąc pod uwagę fakt, że one już w jakiś sposób funkcjonują w naszej zbiorowej świadomości. Tutaj trzeba wyważyć proporcje. Bo chęć bycia oryginalnym za wszelką cenę może sprawić, że wyjdzie coś kuriozalnego, na zasadzie próby łapania się prawą ręką za lewe ucho. To prawdziwa łamigłówka - jak odwołując się do tradycji wykonań Brela, powiedzieć jednocześnie coś nowego. Wierzę, że nam się uda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji