Artykuły

Odpowiedź Romana Pawłowskiego na list wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego

Zadaniem urzędników jest zapewnienie twórcom warunków do pracy i rozwoju, a publiczności - dostępu do kultury. Urzędnik nie powinien wypowiadać się o artystycznym programie teatru. Nawet jeśli jest polonistą - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Kilka dni temu Dorota Sajewska, dramaturżka Teatru Dramatycznego, napisała list do Włodzimierza Paszyńskiego, wiceprezydenta Warszawy, który na obradach Rady Warszawy stwierdził, że Dramatyczny odszedł od tradycyjnego modelu teatru opartego na kanonie literackim. Sajewska poprosiła, aby urzędnik rozwinął swoją myśl. I oto Paszyński, który jest polonistą z wykształcenia, opublikował odpowiedź w portalu Natemat.pl. Pisze w niej, że teatr powinien być ogrodem i świątynią, a na poparcie swojej tezy cytuje wiersz Andrzeja Bursy "Dyskurs z poetą", zapis subtelnej rozmowy na temat poezji przerwanej smrodem z wiadra z fekaliami.

"To jak uderzenie obuchem - dalszy dialog nie będzie już możliwy - interpretuje urzędnik. - Szanse na kolejny, podobny, równie ważny, też wydają się niewielkie". I wyznaje: "Przekraczając po raz pierwszy próg szkoły jako nauczyciel, tak właśnie myślałem o roli, którą przyszło mi zagrać - tego, który rozmawia. I myślę tak do dziś. Również zasiadając na widowni teatralnej. Wyniesie się wiadro, powróci w teatrze rozmowa. Bo teatr to OGRÓD. Nie chcę w nim barbarzyńców!".

Czytałem Bursę, kiedy jeszcze go nie było w programie szkolnym, i bardzo mnie zdziwiło, jakim cudem twórczość tego prowokatora i antyestety, pełna brzydoty i wulgaryzmów, może uzasadniać wizję teatru jako ogrodu, w którym pachnie wyłącznie różą. Przeczytałem jeszcze raz wiersz "Dyskurs z poetą". I okazało się, że Paszyński go nie zrozumiał. Bursa wcale nie zachwyca się subtelną poezją, której głównym problemem jest, jak wyrazić zapach róży, ale wprost przeciwnie: obnaża jej zakłamanie. Zderza wyniosły język wyszukanej metafory z prozaicznością. Rozmówca w samym środku rozmowy o poezji prosi poetę, aby wyniósł wiadro, bo śmierdzi szczyną. I wyznaje z rozbrajającą szczerością: "Możliwe że to było nietaktowne/ ale już nie mogłem wytrzymać".

Z taką umiejętnością interpretacji wiersza polonista Paszyński nie zaliczyłby matury, nie mówiąc już o pomniejszych klasówkach. Nie rozumie podstawowego środka artystycznego wyrazu, jakim jest ironia. To kolejny dowód na to, że polityką kulturalną zajmują się u nas amatorzy, którzy nie mają podstawowej wiedzy, czym jest teatr, literatura, muzyka, sztuki wizualne. Zapamiętali coś tam ze szkoły i dzisiaj próbują odgrywać rolę erudytów. A nie na tym polega ich rola. Zadaniem urzędników jest zapewnienie twórcom warunków do pracy i rozwoju, a publiczności - dostępu do kultury. Urzędnik nie powinien wypowiadać się o artystycznym programie teatru. Nawet jeśli jest polonistą.

Paszyńskiego kompromituje coś jeszcze - w swoim liście porównuje twórców pracujących dzisiaj w Dramatycznym do "wiadra z fekaliami". Pisze, że kiedy "wyniesie się wiadro, powróci w teatrze rozmowa". Czy urzędnik, który takim językiem mówi o ludziach teatru, powinien odpowiadać za kulturę?

A oto wiersz, który cytuje wiceprezydent Paszyński:

Andrzej Bursa

Dyskurs z poetą

Jak oddać zapach w poezji...

na pewno nie przez proste nazwanie

ale cały wiersz musi pachnieć

i rym

i rytm

muszą mieć temperaturę miodowej polany

a każdy przeskok rytmiczny

coś z powiewu róży

przerzuconej nad ogrodem

rozmawialiśmy w jak najlepszej symbiozie

aż do chwili gdy powiedziałem:

"wynieś proszę to wiadro

bo potwornie tu śmierdzi szczyną"

możliwe że to było nietaktowne

ale już nie mogłem wytrzymać.

1957

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji