Artykuły

Po co jest system teatrów publicznych?

Co jakiś czas jakiś bystrzak odkrywa, że w Warszawie jest więcej teatrów niż w Berlinie. Po czym stwierdza, że - skoro Warszawa pod każdym względem jest gorsza od Berlina - duża ilość teatrów jest problemem Warszawy. Zakłada przy tym, że Berlińczycy nie tęsknią za dawnymi, pozamykanymi w latach dziewięćdziesiątych, teatrami - pisze Michał Zadara w Krytyce Politycznej.

Wniosek jest taki, że jeśli się zamknie połowę Warszawskich teatrów, to te pozostałe będą tak dobre jak Berliner Ensemble i Volksbühne razem wzięte.

Warto więc się więc przez chwilę zastanowić, po co istnieją te wszystkie Warszawskie teatry i do czego służy polski system teatralny, zanim zaczniemy imitować berlińską politykę teatralną lat dziewięćdziesiątych.

Najważniejszym celem systemu teatralnego w Polsce jest dostarczanie ambitnej rozrywki i sztuki jak największej części społeczeństwa. To, co transport publiczny robi w dziedzinie mobilności (zapewnia niedrogie możliwości przemieszczania się obywateli po całym kraju), teatr robi w dziedzinie kultury. Zapewnia obywatelom niedrogie możliwości uczestniczenia w wysokiej kulturze, za stosunkowo niską cenę. Oba systemy są oparte na przeświadczeniu, że jeśli państwo nie dostarczy obywatelom tych usług, to skutki dla państwa będą złe.

Taka funkcja teatrów wynika z zapisu artykułu 6 konstytucji RP:

"Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju." (Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 Kwietnia 1997 r., za: www.sejm.gov.pl) Można dyskutować o tym, czy ten zapis odnosi się do teatrów państwowych. Moim zdaniem się odnosi, ponieważ Rzeczpospolita potrzebuje narzędzi, by artykuł szósty realizować, a teatry wydają się oprócz telewizji publicznej i muzeów najbardziej oczywistym narzędziem do "stwarzania warunków równego dostępu do dóbr kultury". Gdyby państwo nie posiadało obowiązku zapisanego w artykule 6, dotowanie teatrów byłoby bezpodstawne z punktu widzenia prawa.

Jeśli więc Konstytucja RP jest źródłem prawnym i ideowym obecnie funkcjonującego systemu, oczywistym jest, że dostęp do treści produkowanych w teatrze powinna mieć jak największa ilość osób. Kluczowe są tu zwroty "upowszechnianie" - czyli docieranie do wszystkich - i "równy dostęp" - czyli obalenie wszelkich barier, zarówno ekonomicznych (ceny biletów), geograficznych (do teatru jest daleko) i kulturowych (to za trudne dla mnie). Zapis w konstytucji jest naprawdę radykalny, i warto go przeczytać kilka razy - kultura ma naprawdę być dla wszystkich obywateli równo dostępna. Skoro podstawą systemu teatralnego jest ten zapis, teatry państwowe tworzą medium do głębi demokratyczne, zorientowane nie tylko na elity, ale na całe społeczeństwo. Rozbudowany system teatralny się bierze więc stąd, że nasze państwa ma konstytucyjny obowiązek umożliwiania nam dostępu do kultury. Likwidacja teatrów jest czymś podobnym do likwidacji misyjności telewizji. Na pewno nie ulepszy stanu kultury.

Tymczasem dla urzędników i polityków, ale też niektórych dyrektorów teatrów i artystów, system teatrów publicznych jest niestety bardzo nieudolną kopią teatrów bulwarowych. Dla nich najwspanialej byłoby, gdyby w każdym teatrze Krystyna Janda grała z Tomaszem Karolakiem bez dekoracji, bez drogich kostiumów, autora już oswojonego i dla nikogo nie zaskakującego, Gombrowicza lub Czechowa.

I to, czego przede wszystkim nie rozumieją, jest to, że teatry bulwarowe nie stworzą "warunków do równego dostępu do dóbr kultury", ponieważ dostęp do ich dzieł jest ograniczony przez cenę biletów. Teatr, którego celem jest generowanie zysku, nie działa w interesie równości, tylko w interesie swoim (i to nie jest zarzut, tak powinno być, takie jest prawo handlowe). I jeśli nasi urzędnicy i politycy myślą o stołecznych teatrach bulwarowych jako o wzorach dla teatrów publicznych, to nie rozumieją podstawowej absolutnie rzeczy, że teatry publiczne są instytucjami edukacyjnymi, kulturalnymi i społecznymi. Jak autobus miejski, jak szpital, jak przedszkole, jak drogi miejskie.

Narzekam na stan świadomości urzędników. Ale sam system teatralny, w ramach którego pracuję, nie ma takiej samoświadomości. Zapomniał, po co istnieje. Nie wie, dlaczego państwo dotuje teatry, i czym publiczny teatr się różni od prywatnego. Sam fakt, że powstały w Warszawie dwa prywatne teatry, które zupełnie na serio konkurują ze scenami publicznymi, powinien nam dać do myślenia: skoro bulwar wygląda jak teatr publiczny, to znaczy, że teatr publiczny stał się podobny do bulwaru. Teatry publiczne przestały mieć wyrazisty charakter publiczny. A jeśli my, twórcy publicznego teatru, nie pamiętamy, jakie są zadania systemu, w którym pracujemy, to jak urzędnicy mają to pamiętać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji