Artykuły

Marek Weiss: Piłka ponad wszystko

Ratujcie młode dusze i nie zabierajcie teatrom pieniędzy na strefy kibica, bo piłka nie jest dobrem narodowym! - apeluje na swoim blogu Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej w Gdańsku.

W "Carmen" - najnowszej premierze Opery Bałtyckiej pierwszą sceną jest kopanie piłki przez grupkę wałkoni. Złośliwi uznają to za podlizywanie się kibicom na fali totalnego podlizywania się od premiera po przedszkolanki tej większości narodowej. Ale Ci, którzy uważnie obserwują moje kolejne spektakle i przekonali się, że nic w nich nie dzieje się przypadkiem, dostrzegą gorzką ironię twórcy, któremu przyszło żyć w czasach kultu piłki, o jakim nie śniło się rzymskim woźnicom w zamierzchłych czasach ani lekkoatletom, ani złotkom siatkarskim, ani kolarzom w Wyścigach Pokoju, ani narciarzowi witanemu krzykami "Małysz na prezydenta!"

Ilość fanatyków piłki nożnej przekroczyła masę krytyczną, co pokazuje jedna z ostatnich apokaliptycznych reklam popularnego napoju. Ktoś mógłby powiedzieć, że pisanie o tym, to próba zawrócenia kijem Wisły i że szkoda czasu i atłasu na lamentowanie w tej sprawie. A jednak zmusiło mnie do tej wypowiedzi biuro Teatrów Warszawskich u boku światłej skądinąd Pani Prezydent Stolicy, które odjęło piszczącym z biedy scenom warszawskim podobno dziesięć milionów i oddało je walkowerem na strefę kibica z okazji plagi Euro. Oby to była tylko zjadliwa plotka medialna! Bo jeśli to prawda, to ktoś, kto podpisał się pod taką decyzją powinien w smole i w pierzu chodzić po ulicach miasta w godzinach pracy zamiast siedzieć za swoim zhańbionym tym podpisem biurkiem.

Rozumiemy, że kibice, którzy nie dostaną się na mecze, to poważny problem społeczny i trzeba im zagwarantować choćby namiastkę igrzysk pod telebimem wśród kiełbasek i piwa. Ale przecież teatry to też igrzyska i gdyby w ich mizerny żywot zainwestować trochę więcej, to i one może przyciągnęłyby falę gości, wśród których jest z pewnością jakiś promil wrażliwej i mądrej młodzieży.

Może festiwal sztuk poświęconych problemom współczesnych walk plemiennych, których spadkobiercami stały się wojownicze kluby piłkarskie, skierowałyby uwagę kibiców na tory auto-świadomości i dały im szansę przeżycia katharsis? Język popkultury od dawna funkcjonuje z powodzeniem na scenach poważnych i opowiada się nim historie prawdziwe i przejmujące. Łączeniem tego języka z tradycją i wartościami zawartymi w arcydziełach od dawna zajmuje się grupa wybitnych twórców teatru w Polsce.

To nie tylko walka o przyciągnięcie nowego widza, który żadnego innego języka nie rozumie. To również próba zrozumienia przy pomocy popkulturowych gadżetów tego, co się z naszą współczesnością i nami stało. Jak daleko zaszło zepchnięcie wszystkiego, co nie jest popkulturą do muzeów i placówek, gdzie artystów zastąpili archiwariusze i konserwatorzy sztuki. Te pytania są często bolesne i generują gorzkie odpowiedzi. Ale będziemy je zadawać coraz bardziej dramatycznie, bo agonia starych form języka, muzyki i teatru trwa i angażuje wciąż nowych ratowników.

Biura teatrów czy to w Warszawie, czy w Gdańsku, czy w innych kwitnących miastach naszej Zielonej Wyspy dumnej, że jeden procent jej budżetu został przeznaczony na kulturę, mają obowiązek stać na czele tej akcji ratunkowej i wytężać koncept i środki, żeby zrównoważyć falę dziczejącej przed masowymi mediami młodzieży. Właśnie teatry dają szansę na utrzymanie w jej gronie garstki apostołów poezji.

A wśród teatrów właśnie opera jest takim miejscem, gdzie poezja ma największą moc czynienia cudów. Więc ratujcie młode dusze i nie zabierajcie teatrom pieniędzy na strefy kibica, bo piłka nie jest dobrem narodowym!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji