Artykuły

Nie przenoście nam artystów do stolicy!

Protestujemy! Chcemy Eryka Lubosa i Tomasza Tyndyka we Wrocławiu, a spektaklu Przemka Wojcieszka na scenie Współczesnego! I nie pogodzimy się z tym, że panowie wybierają warszawskie Rozmaitości. Dlaczego kolejni aktorzy przenoszą się do Warszawy? - odpowiedzi szukają Magda Piekarska i Krzysztof Kucharski.

Eryk Lubos [na zdjęciu w spektaklu "Made in Poland"] właśnie podpisał nowy angaż. Niestety, nie z Krystyną Meissner, szefową Teatru Współczesnego, ale z Grzegorzem Jarzyną, dyrektorem Rozmaitości. Żeby zobaczyć wrocławskiego aktora, który urzekał dolnośląską publiczność rolami w "Nakręcanej pomarańczy" czy legnickim "Made in Poland", trzeba się będzie wybrać w następnym sezonie do Warszawy. - Współczesny jest moim pierwszym teatrem i jakby rodzinnym domem - mówi Lubos. - Krystyna Meissner jest jedną z najważniejszych osób w mojej artystycznej biografii. Dalej będę tu grał i chętnie podejmę nowe wyzwanie. A że wyjeżdżam? Wielu aktorów gra w paru teatrach, ja dostałem interesującą propozycję od Jarzyny i postanowiłem spróbować sił w innym miejscu. Jestem otwarty na propozycje i najdziksze pomysły. Uważam się za teatralnego robotnika. Ja jestem do roboty. Szkoda, że artystycznej "roboty" artysta nie mógł dalej znajdować we Wrocławiu.

Dyrektor Meissner z dystansem mówi o tym rozstaniu: - Ta zmiana dobrze Erykowi zrobi. To mój pomysł. Gdy się dowiedziałam, że dostał dwie główne role w filmach, że będzie grał u Jarzyny w teatrze, było jasne, że przez najbliższy sezon nie wejdzie do obsady we Współczesnym. Sprawę postawiłam po męsku: "albo pan bierze urlop i tylko dogrywa, albo pan odchodzi na jakiś czas i próbuje stanąć na własnych nogach, czego panu serdecznie życzę". Jestem ciekawa, jak sobie poradzi. I zawsze do nas może wrócić.

Eryk Lubos nie jest jedynym aktorem, który wraz z nowym sezonem opuści Wrocław. Do Warszawy wyjeżdża Tomasz Tyndyk, inny aktor Współczesnego - także do Rozmaitości.

Do stolicy będziemy jeździć nie tylko dla ról Lubosa i Tyndyka. Po sukcesie "Made in Poland" mieliśmy nadzieję, że kolejny spektakl Przemysława Wojcieszka zobaczymy we Wrocławiu. O takich planach opowiadał sam reżyser. Tymczasem okazało się, że tekst "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię", opowieści o dwóch młodych dziewczynach, które zakochują się w sobie w smażalni kurczaków, nie spodobał się w naszym mieście.

- Chciałem pracować we Wrocławiu, ale ani dyrektor Teatru Polskiego, ani szefowa Współczesnego nie byli zainteresowani moim tekstem - mówi Wojcieszek. - Na początku byłem rozżalony, ale teraz mi przeszło. Jest pięć świetnych scen w Polsce, które proponują mi współpracę bez wstępnych warunków. Mogę wybierać. Rozmaitości mają najlepszy zespół młodych aktorów w Polsce, który ma się do wrocławskich scen jak AC Milan do Śląska Wrocław. Tam, a także w Legnicy czy w Wałbrzychu ludzie są gotowi podjąć artystyczne ryzyko. Wrocław nie szanuje siebie. A efekt jest taki, że jest teatralną prowincją w porównaniu z Legnicą.

Krystyna Meissner nie widzi problemu: - Ta sztuka mnie nie zainteresowała, wydawała mi się wtórna w stosunku do "Made in Poland".

Szkoda, że nie mogliśmy się o tym przekonać na własne oczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji