Artykuły

Woody Allen mceńskiego powiatu

"Zapis automatyczny" w reż. Macieja Adamczyka i Katarzyny Pawłowskiej w Teatrze Porywacze Ciał w Poznaniu. Pisze Kalina Zalewska, jurorka XVIII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Nowy spektakl Porywaczy Ciał to pełen energii i poczucia humoru one man show, składający się z szeregu etiud, połączonych ze sobą na zasadzie swobodnych skojarzeń. Zapis automatyczny, o którym się tu wspomina (tak brzmi tytuł spektaklu), to surrealistyczna technika niekontrolowanego zapisu wolnych skojarzeń, ujawniająca podświadomość i grę wyobraźni. W sam raz dla artysty, jakim okazuje się główny bohater.

Maciej Adamczyk - autor scenariusza, wykonawca i wspólnie z Katarzyną Pawłowską reżyser spektaklu - tworzy na scenie postać performera, który usiłuje zaistnieć w pędzącym świecie. Dotrzymać kroku współczesności, a nawet narzucić jej swoją wizję. Walcząc o własną kreatywność pozostaje w stanie ciągłego napięcia, nieustannej burzy mózgu. Widzowie skonfrontowani zostają z potokiem słów i obrazów, tworzonych jakby na poczekaniu (wrażenie improwizacji jest bardzo silne), podczas których aktor przebiera się, używa rozmaitych rekwizytów, pozostając w ciągłym ruchu.

W marzeniach-rojeniach jego bohater odbywa dalekie podróże. Podczas jednej z nich katapultuje się z lotniczej katastrofy do pociągu TGV i w ten sposób dociera do Paryża, niczym w amerykańskim filmie akcji. Kiedy jednak konduktor chce sprawdzić bilety, bohater stara się zapaść pod ziemię; dotarłszy do celu rozważa natomiast spalenie ubrań i dokumentów przed pałacem królewskim w obawie, że inaczej nie zostanie zauważony. Happening to czy polskie kompleksy, dające o sobie znać tym mocniej, im dalej od ojczyzny?

Podwójna optyka, globalistyczna i rodzima, jest charakterystyczna dla całej opowieści. Pozornie bohater Adamczyka to niczym niezwiązany obywatel świata, który swobodnie przemieszcza się po całym globie i wszędzie czuje jak u siebie. Podszyty kompleksami jak u Mrożka czy Munka, dziwnie przypomina jednak kombinującego bez ustanku rodaka, który w kolejnym historycznym wcieleniu jest artystą-performerem, bo takie przyszły czasy.

Nad sceną wisi obraz kilkuletniego chłopca (małego Adamczyka?), w kolorowych serigrafiach, na wzór pop-artowskich wizerunków Warhola. Porywacze wiedzą komu zawdzięczamy współczesny kształt masowej kultury i od kiedy zaczęło się to całe szaleństwo. Z jednej strony buddyzm, nowa religia i filozofia, której uległ, kolejne mudry, o których opowiada; z drugiej hochsztaplerka związana z performerską aktywnością (pomysł wjazdu na obleganą wystawę spryskaną na złoto limuzyną, z atrakcyjną młódką na masce i zgarnięcia za to sporej kasy, nawiązujący, co tu kryć, do akcji Pawła Althamera). Przykra świadomość, że ukochana puściła się z kolegą, zagłuszana jest przez telezakupy, czyli szybki kurs jak zrobić sałatkę i jaką kupić miseczkę. Pieniądze, które trzeba zarobić, by nie wypaść z gry, ocierając się o kicz i kompromitację, walczą o lepsze z problemem, jaki wybrać tatuaż: satanistyczną czaszkę czy może jednak delfinka. Adamczyk pokazuje kompletne pomieszanie znaczeń i wartości, wskutek czego każda forma rzeczywistości naciska na bohatera z równą siłą, domagając się jego uwagi i odpowiedzi.

Pomieszanie kompleksów niższości i nadmiernych wyobrażeń o sobie, emocjonalne wybuchy, a potem ucieczka przed światem nad ulubione jezioro, gdzie liże się rany i dochodzi do równowagi - to portret neurotycznej osobowości naszych czasów w rodzimym wydaniu. Woody Allen mceńskiego powiatu pokazany w atakach lęku przed innymi i gwałtownej potrzebie zaistnienia czy wręcz narzucenia swojej woli.

Marek Koterski stworzył bohatera z nerwicą natręctw, wiecznie narzekającego inteligenta, uginającego się pod presją wymagań, których źródłem jest polska tradycja i kultura; u Adamczyka mamy portret neurotyka, który chce od nich uciec do globalnej wioski. I jest w stanie posunąć się do ostateczności, by to osiągnąć. Stare, dobrze znane kompleksy mieszają się z nowymi fascynacjami, tworząc portret Polaka w płynnej nowoczesności. Miewa on momenty słabości, ale ostro zmierza w wybranym kierunku, niczym bohaterka Różewicza z przyj, dziewczę, przyj. Proponowana widzom wyprzedaż rzeczy, którymi się otacza, przedtem niezbędnych, potem niepotrzebnych, a w końcu utopienie ich w jeziorze, do którego skacze także sam bohater, pokazuje jak krucha jest ochota na życie, pozornie różnorodne i atrakcyjne, ale pozbawione głębszych motywacji.

Uruchomienie swobodnych skojarzeń było odkryciem psychoanalizy, mającym odsłonić spychane w podświadomość zahamowania pacjenta. W naszych czasach, jak świadczy Zapis automatyczny, problemem może stać się brak zahamowań i granic, których nie można przekroczyć, bo już ich nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji