Artykuły

Florencja u Bogusławskiego

"Lorenzaccio" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Aleksandra Pyrkosz w Teatraliach.

Akcja sztuki "Lorenzaccio" toczy się w mało dla dzisiejszych polskich widzów ważnym miejscu, choć kojarzy się ono z wakacyjnymi wypadami, tłumami turystów i podstępnymi handlarzami rzeczy niepotrzebnych, lecz jakże niezbędnych do natychmiastowego zakupu. Historia osadzona przez Alfreda de Musseta we Florencji pobudza jednak do refleksji. "Lorenzaccio" w reżyserii Lassalle'a jest sztuką poprawną w wykonaniu i drapieżną dla sumienia w przesłaniu.

Możemy wyobrazić sobie Florencję za czasów Medyceuszy: kąsające słońce, parzące mury miasta, oddech ulgi podczas wieczornych balów. Kraina tak cudowna i bogata jak radosna Italia stanowiła wyobrażenie raju. Jednak nieumiejętne prowadzenie księstewka przez księcia, kierowanie się przyjemnością swoją i dworzan, ignorowanie poważnych spraw uczyniły z niej "ziemię jałową". Florencja staczała się coraz bardziej i stawała się przyczyną rozczarowań wielu, którzy bezpowrotnie stracili swoją miłość i szacunek.

Zdaje się jednak, że faktyczną władzę w księstwie sprawował osnuty wątpliwą sławą Lorenzo - młodzieniec z rodu Strozzich. Do niedawna student idealista, od niedawna jedynym ideałem jego były przyjemność i manipulacja. Jego inteligencja, wysublimowanie i przenikliwość miały siłę rażenia pioruna, jego słowa same kusiły do wysłuchiwania ich, jego wdzięk magnetyzował zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Jest bez wątpienia najbarwniejszą postacią dramatu Musseta. To jemu przypada niechlubna rola bycia bohaterem dynamicznym. Jego poglądy są płynne, jego melancholia zabójcza. Postanawia zabić księcia, ojca jego nowego życia. Tak aby jego krew spłukała zbrukany przyjemnościami i cynizmem życiorys Lorenzaccio.

Czy główny bohater źle lokuje swój resentyment? Musset dowodzi, że śmierć księcia rozwiązuje wiele spraw. Wraz z jego śmiercią dokonane zostają zaległe porachunki, dokończone dzieła zemsty. Reżyser natomiast pozostawia wielokropek po ostatnim wyrazie sztuki. Nowym księciem zostaje bowiem osoba identyczna jak Aleksander Medyceusz, naprzeciwko którego czyha wtórujący mu sobowtór "Lorenzaccio". To początek nowej epoki, której treść zawsze pozostanie ta sama, a tylko formy się zmieniają. Tym samym akcentuje Lassalle, że historia ludzkości to kłębek zdrad i zbrodni, które wynikają z sympatii-antypatii i w których zmieniają się tylko imiona i twarze. Człowiek i jego natura zawsze pozostaną niezmienne.

Zabawne, jak współczesny jest to dramat. Pokazuje zdemoralizowaną młodzież pod rządami Medyceuszy (Lorenzo, Salviati i książę przebierają się na balu za zakonnice). Bohaterowie męscy często posługują się prostą logiką, mówiąc o roli kobiety w świecie. Nie kryją się ze swoimi odkrywczymi teoriami na temat miejsca kobiety w męskim łóżku. Spektakl ukazuje wątpliwości, czy w życie ludzkie jest wpisane zepsucie jako prawo natury. Czy to może dziwić, czy raczej nie powinno? Jestem ciekawa, jak niniejsza sztuka brzmiałaby we współczesnym języku.

Jak wspomniałam wcześniej, sztuka jest co najmniej poprawna. Znakomita rola Janusza Gajosa jako kardynała, Zamachowskiego w roli księcia oraz przewspaniała kreacja Lorenzaccio (Marcin Hycnar) hipnotyzowały widzów. Zabrakło jednak umiejętności mierzenia możliwości na zamiary, bowiem spektakl był za mały jak na gabaryty sceny: wiele dialogów ginęło w eterze i było niesłyszalnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji