Artykuły

Gdy jestem w Gdańsku tęsknię za Łodzią

pokochałam Łódź za różne rzeczy. Głównie zawodowe, które mnie tu trzymają. Przecież już około 35 lat jestem w zespole Teatru imienia Jaracza. To bardzo wiąże z miastem. Kiedy jestem w Gdańsku tęsknię do Łodzi, kiedy jestem w Łodzi tęsknię za Gdańskiem. To takie zamknięte koło - mówi BOGUSŁAWA PAWELEC, aktorka Teatru im. Jaracza w Łodzi.

Jak to się stało, że gdańszczanka została łodzianką?

- Dostałam się do łódzkiej szkoły teatralnej, o dziwo za pierwszym razem. Po skończeniu szkoły dostałam etat w Teatrze imienia Stefana Jaracza. I tak tu zostałam. Poza tym była tu jeszcze Wytwórnia Filmów Fabularnych, która zaproponowała mi jedną, drugą rolę. To jeszcze bardziej zachęciło mnie do pozostania w Łodzi.

Łódź zrobiła na Pani dobre wrażenie?

- Pierwsze wrażenia nie były najlepsze. Szkoła filmowa znajdowała się wtedy jeszcze koło ulicy Głównej (dziś Piłsudskiego). Tam miejscami ścieki płynęły rynsztokami. Robiło to na mnie niesamowite wrażenie. Ja Łodzi wcześniej nie znałam, przyjechałam tu zaraz po maturze, nie miałam w tym mieście nikogo bliskiego. Przez lata te wrażenia zmieniały się na lepsze. Ale już wówczas jedno mile mnie zaskoczyło. To, że w Łodzi było tyle parków. Brakowało mi tu morza, plaż, ale wiedziałam, że to miasto ma ciekawy charakter.

Z czasem polubiła Pani Łódź?

- Bardzo chciałam, wręcz walczyłam o nią, na swoim maleńkim podwórku, przy kamienicy, w której mieszkałam. Chciałam być patriotką nie tylko Gdańska, Trójmiasta, ale i Łodzi. Wydawało mi się, że się to uda. I pokochałam Łódź za różne rzeczy. Głównie zawodowe, które mnie tu trzymają. Przecież już około 35 lat jestem w zespole Teatru imienia Jaracza. To bardzo wiąże z miastem. Kiedy jestem w Gdańsku tęsknię do Łodzi, kiedy jestem w Łodzi tęsknię za Gdańskiem. To takie zamknięte koło.

Łódź polubiła panią?

- Jestem osobą dosyć skrytą, nie pokazującą się poza zawodem. Ale chyba Łódź mnie polubiła, a zwłaszcza mój zawód. Miałam piękny okres w teatrze. Teraz mam już trochę lat, a w pewnym przedziale wieku nie jest łatwo dostać rolę. Mam w Łodzi mnóstwo przyjaciół, nie tylko w branży artystycznej. Mieszkam tu już blisko czterdzieści lat. Spędziłam więc w Łodzi większość swojego życia.

Dowodem na sympatię miasta było przyznanie Złotych Masek za najlepsze role teatralne w sezonie?

- Pewnie było. To nagroda dziennikarzy, recenzentów, ludzi, którzy znają się trochę na teatrze. Taka nagroda dla w miarę młodego człowieka, który gdzieś zostanie dostrzeżony, ma duże znaczenie. Dla mnie też. Wracając do Łodzi, to trochę dziwne miejsce...

Dlaczego?

- Ma ona dziwną atmosferę. Niektórzy się nią zachwycają, ja też mam takie chwile. Mówię o architekturze miasta, o ludziach, którzy tu mieszkają, kontakcie z nimi. Łodzianie są bardzo otwarci. Ale z drugiej strony boli, że Łódź nie ma szczęścia do gospodarzy, bez względu na opcje polityczne. Nie mamy szczęścia do ludzi, którzy chcieliby bardziej zająć

się miastem.

Ma Pani w Łodzi swoje magiczne miejsca?

- To Łagiewniki, Arturówek. Jeżdżę tam na rowerze. Spotykam ludzi, do których się uśmiecham, rozmawiamy o różnych rzeczach, o przyrodzie. To są moje magiczne miejsca. Kiedyś była nim ulica Piotrkowska. Niestety widzę, że jest zaniedbana. Czasem brakuje tam smaku.

Jednak Łódź ma w sobie coś, co sprawia, że może się podobać...

- Tak, takich miejsc jest dużo. Nie będę oryginalna, gdy wymienię Księży Młyn czy Manufakturę. Mieszkam bardzo blisko Manufaktury, niemal naprzeciwko. Cieszę się, że ta fabryka została odrestaurowana, zamieniona w centrum handlu, rozrywki. Jest przepiękna, co potwierdzają moi przyjaciele, którzy przyjeżdżają tu z innych polskich miast, Gdańska, Warszawy.

Manufaktura to też dziś dla mnie magiczne miejsce. Przy czym nie mówię tylko o części handlowej, ale o tym, co jest więcej. O kinie, wystawach artystycznych. To piękne, czyste, bardzo zadbane miejsce.

Odczuwa Pani sympatię łodzian?

- Tak. Mieszkam na początku Bałut. Kłania mi się wiele osób, których nie znam. To oczywiście bardzo miłe, sympatyczne. Nawet panowie z mojej ulicy głęboko mi się kłaniają. Czuję się bezpieczna. Przy swoich kłopotach bywają uśmiechnięci.

Pewnie pamiętają Panią z roli Emmy Dax z "Seksmisji". Ten film kręcony był w Łodzi?

- Większość zdjęć nakręcono w studiach Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Myśmy walczyli potem o jej utrzymanie. Szkoda, że nie zrobiły tego władze miasta. A warto było to robić. Przecież ta wytwórnia miała największe tradycje w Polsce.

Ale teatry chyba do dziś mogą być chlubą miasta?

- Na pewno. Nie mamy się czego wstydzić. Mój teatr jest stabilnym teatrem, jego repertuar jest bardzo różny i przyciąga widzów.

Teraz będziemy mogli oglądać Panią w serialu "Na Wspólnej"...

- Tak, zagram matkę Weroniki, czyli Renaty Dancewicz...

Czego Pani życzy Łodzi?

- Przede wszystkim dobrych gospodarzy. Ludzi, którzy nie będą myśleli tylko o swoim miejscu pracy, ale widzieliby to, co widzę ja i inni łodzianie. By się oglądali. By to, co robią, nie było tylko wystawą, jak miejski sylwester organizowany za wielkie pieniądze. Tylko żeby pomyślano o Placu Wolności. Jest pięknym placem i wcale nie trzeba zdejmować z niego pomnika Tadeusza Kościuszki. Życzę też Łodzi, by jej mieszkańcy reagowali na małe, drobne rzeczy, bo od tego się wszystko zaczyna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji