Artykuły

Magiczny koń

ZBIGNIEW NIECIKOWSKI, dyrektor Teatru Lalek "Pleciuga" w Szczecinie opowiada o przygotowywanej premierze "Czarnego konia Trzygłowa".

Pierwszego lipca w "Pleciudze" odbędzie się premierowe przedstawienie sztuki "Czarny koń Trzygłowa". Pomijając wszystko inne - termin wydaje się nietypowy. Zazwyczaj w lipcu aktorzy zażywają już zasłużonego odpoczynku.

- Data nie jest przypadkowa. Ale po kolei... Pod koniec grudnia ubiegłego roku zaproszono dyrektorów szczecińskich placówek kultury na spotkanie, podczas którego zachęcono nas do zgłaszania propozycji artystycznych, nawiązujących do przypadającej w lipcu tego roku rocznicy sześćdziesięciolecia ustanowienia polskiej administracji w Szczecinie. Pomyślałem, że warto pokusić się o przygotowanie przedstawienia dla najmłodszych widzów. Byłem bowiem przekonany, że o odpowiedni repertuar dla dorosłych zadbają koledzy z innych placówek. Miałem do dyspozycji dwa teksty...

Aż dwa? Byłam przekonana, że "Koń Trzygłowa" nie miał konkurencji.

- Miał! Początkowo myślałem o "Niesłychanej wojnie kaszanej" Joanny Kulmowej, uświadomiłem sobie jednak, że dla dzieci to ona się raczej nie nadaje. Sięgnąłem więc po tekst, którego wcześniej nie znałem. Wiedziałem tylko, że na początku lat siedemdziesiątych był realizowany w naszym teatrze. Mowa o baśni autorstwa Marii Kann "Czarny koń Trygława". Sprawa okazała się jednak o tyle skomplikowana, że sztuka ta, napisana w 1971 roku, powstała w całkiem odmiennej rzeczywistości...

Politycznej?

- Tak. Było zbyt wiele akcentów podporządkowanych ówczesnej opcji politycznej, niekoniecznie zgodnych z prawdą historyczną o Szczecinie czasów pogańskich. Było jednak coś, co mnie w tym tekście - po usunięciu otoczki politycznej- ujęło: obraz miasta z przełomu jedenastego i dwunastego wieku, tuż przed wejściem na te ziemie chrześcijaństwa. Zainteresował mnie wątek baśniowy...

No właśnie, co takiego niezwykłego było w tytułowym koniu Trygława?

- Proszę pani - wszystko! Przy pomocy tego konia wróżono! To był koń-medium. Ktoś, kto wybierał się na wyprawę kupiecką lub wojenną prosił kapłana, opiekującego się niezwykłym koniem o wróżbę. Przed koniem rozkładano dziewięć włóczni. Trzykrotnie przeprowadzano przez nie zwierzę. Jeśli koń ani razu nie trącił żadnej z nich - wówczas można było śmiało jechać w interesach kupieckich lub wojskowych. Potrącenie włóczni wróżyło źle.

Rozmawiamy o baśni Marii Kann, ale jako autor sztuki, której premiera czeka nas za dwa tygodnie, widnieje Marek Maj.

- To prawda. Współpracujący z "Pleciugą" autor, Marek Maj, podjął się napisania sztuki na motywach baśni Marii Kann. Proszę zwrócić uwagę, że tytuł też jest nieco zmieniony - w oryginale mamy Trygława, teraz zaś Trzygłowa. Okazuje się bowiem, że właśnie ta druga nazwa jest prawidłowa. Zadanie Marka Maja polegało na tym, żeby pokazać fragment nieznanej historii naszego miasta baśniowo, ale prostymi środkami.

A jak to będzie wyglądało na scenie? Niech pan zdradzi choć trochę...

- Przedstawienie będzie grane w dwóch planach. W pierwszym akcie nasza opowieść dzieje się na skraju puszczy, nad brzegiem jeziora. Jak się później okaże - nad brzegiem Jeziora Dąbskiego. Natomiast na drugim planie będzie widoczny zarys ówczesnego Szczecina. W drugim akcie akcja przenosi się do Szczecina, w okolice świątyni Trzygłowa. Będzie również fragment targu szczecińskiego. Będą kupcy, kuglarze...

Zobaczymy lalki?

- Będą lalki, ale aktorzy animujący je pozostaną widoczni. Więcej nie zdradzę!

- W takim razie czekamy z niecierpliwością. Dziękuję za rozmowę.

Na zdjęciu: Zbigniew Niecikowski z marionetką wędrownego teatrzyku marionetek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji