Artykuły

Alicja na Powązkach

"Alicja w krainie czarów" w reż. Pawła Passiniego - przedstawienie zrealizowane przy współpracy artystów z Gardzienic i Stowarzyszenia Makata w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Ostatnio tak często oglądam spektakle, zrealizowane poza tradycyjnymi budynkami teatralnymi, że zapominam powoli jak wygląda normalny teatr. Taki z szatnią, gdzie się stoi we kolejce przed i po, brzęczącymi numerkami, które spadają pod krzesła w kluczowym momencie, apatycznymi bileterkami, programami po 20 złotych, zawierającymi informacje z encyklopedii, trzeszczącymi przy każdym ruchu fotelami i zaduchem perfum na widowni. Szczerze mówiąc nie żałuję, że twórcy tacy jak Grzegorz Jarzyna czy grupa G8 wyprowadzają swoje przedstawienia na spacer. Teatr wyjęty z rutyny Wieczoru Teatralnego zaczyna błyszczeć, jak babcine sukienki wydobyte z szafy i nałożone na imprezę do klubu. Pozwala zarazem spojrzeć z nowej perspektywy na miasto i zobaczyć jego nieznaną twarz, czy będzie to hala fabryczna na Woli, zakamarki Dworca Centralnego czy zakłady Norblina.

Taką próbą odejścia od teatralnej rutyny jest "Alicja w krainie czarów", niezależne przedstawienie w reżyserii studenta reżyserii Pawła Passiniego, zrealizowane przy współpracy artystów z Gardzienic i Stowarzyszenia Makata. Rzecz pierwotnie miała być prezentowana na praskich podwórkach, w końcu premiera odbyła się w dawnej spalarni śmieci koło Powązek. Chociaż jako prażanin z wyboru żałuję, że nie zobaczę "Alicji" na własnym podwórku, muszę jednak przyznać, że Passini znalazł fantastyczne miejsce. Opowieść Lewisa Carrolla znakomicie wpisuje się w krajobraz zarośniętych trawą, poprzemysłowych ruin, które w świetle reflektorów tworzą klimat nierzeczywistego snu. Sąsiedztwo Powązek, na których dziesiątki tysięcy warszawian śni innym snem też robi swoje. Ale wartość tego przedsięwzięcia nie kończy się na walorach krajoznawczych. Passini dał bardzo ciekawe spojrzenie na książkę naszego dzieciństwa. Wydobył ją z wiktoriańskich realiów i odkrył drugą, dziką stronę opowieści o dziewczynce, która we śnie spotyka mówiące zwierzęta, postaci z kart i figury szachowe. U Passiniego "kraina czarów" zmienia się w groteskowy świat na granicy choroby, w którym nikt nie może czuć się bezpiecznie, a zwłaszcza grzeczne dziewczynki: Królik ma objawy ciężkiej nerwicy, Biała Królowa przejawia niezaspokojoną żądzę występów estradowych, Kapelusznik jest cholerykiem, a Suseł to nałogowy alkoholik. Świetnym pomysłem było obsadzenie w głównej roli trzech aktorek: Alicję grają Agata Zyglewska, Joanna Wichowska (obie z Gardzienic) i Maria Czykwin (AT), wszystkie ubrane w jednakowe czerwone sukienki, co sprawia wrażenie, jakby w jednej dziewczynie tkwiły trzy sprzeczne charaktery. Bo jest to nie tylko spektakl o surrealistycznym świecie snu, ale o szukaniu własnego ja. Rzecz jest wysmakowana plastycznie jak najlepsze francuskie spektakle plenerowe, najbardziej zaskakuje kostium Żółwiciela, który chodzi na szczudłach, na głowie zamiast żółwiej skorupy ma wojskowy hełm, a ciało pomalowane ochronnymi barwami. Nie rozumiem tylko, jaką rolę odgrywał autobus typu Ogórek, który wjechał niespodziewanie na scenę. Z Ogórkiem czy bez - mam nadzieję, że życie tego wizyjnego przedstawienia nie skończy się po trzech pokazach. Sam pognam jeszcze raz na Powązki, jeśli tylko Królik wyjrzy z nory.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji