Masowy Widz "Dziadów"
To pisze "Wyimaginowany Masowy Widz" wychowany na amerykańskich produkcjach klasy B, który ostatnio miał możność obejrzenia w TVP "Dziadów" Mickiewicza w reżyserii Jana Englerta.
Przyzwyczajony do miernoty, intelektualnej płycizny, mieszanki mordobicia i seksu na ekranie, byłem zszokowany, oglądając spektakl z takim bogactwem treści wyrażonej pięknym, bogatym językiem. Z radością patrzyłem na młodych aktorów z pasją wypowiadających kwestie dramatu, z zapartym tchem obserwowałem Konrada - Michała Żebrowskiego - zmagającego się w Wielkiej Improwizacji z sobą, historią i Bogiem, płakałem z panią Rollison. Był to wspaniały spektakl - pełen emocji i uczuć, zagrany odważnie, żywiołowo i namiętnie. Już dawno żaden program telewizyjny nie wstrząsnął mną tak głęboko. Tymczasem z recenzji w "Gazecie" dowiedziałem się, że jestem Masowym Widzem, który dał się nabrać na tanie chwyty i że oglądałem "patriotyczny kicz w kiepskim kinie", a Englert jest partaczem - nie dość, że nie umie sensownie reżyserować, to jeszcze nie jest w stanie odczytać tekstu i stworzyć spektaklu, który będzie "sygnałem o tym, gdzie jest nasza narodowa tradycja".
Otóż ja taki sygnał odebrałem: znajdujemy się w czasach, gdzie wszystko, co istotne, pochodzi z ekranu telewizyjnego. Englert pokazał, że można stworzyć nowoczesny spektakl telewizyjny wykorzystujący manierę teledysku, a mimo wszystko uzyskać dzieło przejmujące i porażające pięknem słowa. Triumf Mickiewicza nad migającymi obrazkami.