"Dziady" dobre na wszystko
My Polacy lubimy od czasu do czasu dokarmić nasze odchudzone "ja" narodową sztuką. Takie przynajmniej intencje możnaby przypisać medialnym zabiegom, które towarzyszyły niedzielnej premierze "Dziadów" wyreżyserowanych przez Jana Englerta dla Teatru Telewizji.
Już na kilka dni przed premierą telewizja podbijała bębenek zainteresowania. W dniu spektaklu pod wskazany numer telewidzowie mogli dzwonić, żeby podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Pompowana była atmosfera niecodziennego wydarzenia. Cóż, każdy czas chce mieć swoje wielkie pięć minut.
Sama inscenizacja należała niewątpliwie do udanych, zarówno pod względem gry aktorskiej, jak i kompozycyjnego pomysłu. Englert słusznie podkreślał, że dramat Mickiewicza to materia dość niejednorodna, stąd jego realizacja przybrała swoiście "filmowy" charakter. W tym kontekście należy też chyba traktować trik komputerowy użyty do pokazania przemiany Gustawa w Konrada. Jednak patrząc na to całe zamieszanie trudno oprzeć się wrażeniu, że nadal tkwi w nas prapolska tęsknota za sztuką, "która się w krew narodu zmienia", która atakuje media (a za ich pośrednictwem i ludzkie umysły) przy rozwiniętych sztandarach. O ile rzecz jasna tego wszystkiego nie należy potraktować jak precyzyjnie opracowanego chwytu reklamowego. Z czego to wynika? Lubimy co jakiś czas przypominać narodowe wielkości. Ich aktualizacje mają utwierdzać nas w naszej wielkości, bo toż przecież rodacy. Tylko czy, jak pisał Gombrowicz to, że Mickiewicz był naszym rodakiem czyni z przeciętnego Kowalskiego kogoś lepszego.
Nie wiem, czego dotyczyły uwagi telewidzów, o ile w ogóle takowe były. Obejrzałem za to w "Pegazie" spotkanie z licealistami. Licealiści jak licealiści. Zadali kilka konwencjonalnych pytań. Dlaczego właśnie "Dziady"? Dla kogo jest ten spektakl? Dlaczego tak, a nie inaczej, został zrobiony?
Na koniec nasunęło mi się pytanie. Dlaczego reżyser "Dziadów" spotkał się właśnie z uczniami? I olśnienie. Przecież oni są najlepszymi specami od "Dziadów". Pamiętajmy, że jest to żelazna pozycja w świętym kanonie szkolnych lektur. I wszystko jest jasne.