Artykuły

"Dziady" - widowisko telewizyjne

Publikujemy kolejne glosy w dyskusji na temat telewizyjnej inscenizacji "Dziadów" (red.).

Jan Englert w udzielanych licznie wywiadach pod­kreślał, że dla potrzeb Teatru Telewizji przygoto­wał adaptację telewizyjną "Dziadów", czyli samoistny, jednolity, spójny scena­riusz, który nawet widzowi literacko niewyrobio­nemu pozwoli obcować z arcydramatem polskiego romantyzmu.

Muszę przyznać, że czekając na telewizyjne "Dziady" właśnie tego byłam najbardziej ciekawa: jakie bę­dzie to nowe opracowanie dramaturgiczne? czy rze­czywiście uda się Englertowi skonstruować tekst jednolitego widowiska? czy powiedzie się tym sa­mym próba nowego odczytania "Dziadów"? Aby uczciwie odpowiedzieć na te pytania, trzeba - choć­by pobieżnie - przyjrzeć się adaptacji Englerta. W pierwszej sekwencji Gustaw siedzi oparty o drzewo i marzy. W tym marzeniu pojawia się Dzie­wica w białej sukni idąca przez kwietną łąkę. Wtem obraz przesłania Myśliwy czarny na koniu, który z kwikiem staje dęba. Słyszymy głos Myśli­wego: "Latasz, mój ptaszku, za wysoko latasz" i tak oto Myśliwy czarny - wyobrażenie Złego Ducha rozpoczyna swoje panowanie nad światem i Gustawem-Konradem.

Druga sekwencja także długo obywa się bez Mic­kiewiczowskiego słowa. Konrad wraz z innymi wię­źniami jedzie wozem eskortowanym przez żołnie­rzy. Widzimy niekończące się jesienne pola i lasy, wieje wicher, zacina deszcz. O zmroku konwój sta­je na popas w opuszczonym domu. Więźniowie, w tym Konrad, zasypiają na słomie. Płoną świece, a w ich świetle zarysowuje się postać Anioła Stróża. Teraz dopiero rozlega się głos Więźnia (z Prologu III Części "Dziadów"): "Nocy cicha...". Gdy dochodzi do ostatniego wersu "Jak te sny mię trudzą!", na ekranie telewizyjnym pojawiają się kolędnicy z gwiazdą, Turoniem, śmiercią, kozą. Słyszymy ich dziecinne głosy, czyli kwestię Anioła z Prologu: "Ty będziesz znowu wolny, my oznajmić przyszli". Podejmuje to Więzień: "Mam być wolny" aż do słów: "Żywy, zostanę dla mej ojczyzny umarły". Wtedy twarz śpiącego Więźnia pokrywa cień Mat­ki Boskiej, po czym ciemniejący obraz rozświetla się migocącymi światełkami. To gromada podąża do kaplicy. Przez jej zakratowane okno Gustaw zaglą­da do środka (tak będzie przez całą Część II "Dzia­dów"). Guślarz mówi strofy z I Części, które stano­wić mogą romantyczne credo dramatu, a zapewne i tezę spektaklu: Kto marzeń tknięty chorobą,

Sam własnej sprawca katuszy,

Darmo chciał znaleźć przed sobą,

Co miał tylko w swojej duszy;

Kto wspominasz dawne chwile,

Komu się o przyszłych marzy,

Idź ze świata ku mogile,

Idź od mędrców do guślarzy!

Mrok tajemnic nas otacza,

Pieśń i wiara przewodniczy,

Dalej z nami, kto rozpacza,

Kto wspomina i kto życzy.

Dopiero po tych wierszach Guślarz rozkazuje: "Zamknijcie drzwi od kaplicy". Rozpoczyna się obrzęd. U sklepienia kaplicy pojawiają się "lekkie duchy" w podwójnej postaci - pary gołąbków i dwojga dzieci, co pozwala Englertowi przenieść akcję do mieszkania Księdza, gdzie przy stole sie­dzi kilkoro dzieci. Spokój tego domu burzy Pustelnik-Gustaw z gałęzią jedliny, dobywający szty­let i opowiadający historię swojej miłości. Sło­wom "Ujrzałem ją niespodzianie!" towarzyszy obraz Dziewicy w bieli biegnącej leśną drogą. Mi­ja pierwsza "godzina miłości" i "pierwsze światło zagasło". Ale płoną inne światła. Jesteśmy znów w kaplicy, gdzie Guślarz waląc w afrykański bę­ben przyzywa "najcięższego ducha" - Widmo szar­pane przez Chór ptaków. Przez zakratowane okna zaglądają Gustaw, Zosia oraz... Myśliwy czarny, obserwujący obrzęd z ironicznym grymasem. Obecność Zosi wywołuje tego "pośredniego ducha". Jej piosenkę ilustruje biegnący baranek. Na koniec tej sceny ukazuje się "rozmazana" twarz Gustawa, a następnie cała jego postać -ponownie w domu Księdza. Gustaw pyta "Gdzież jestem?", czym wy­rzuca swoją skargę, która kieruje go "przed pałac". Telewizyjny obraz wypełnia uczta weselna. Gdy w dalszym opowiadaniu pada kwestia: "...żeby ją za­bić", Ksiądz zasłania się córeczką przed nożem Gu­stawa (!). A kiedy nieszczęsny kochanek mówi: "Wtem ona z swoim anielskim urokiem", znów po­jawia się Dziewica w białym welonie. Wtedy Gu­staw (z offu) rzuca przekleństwo: "Niech będzie ślepą, martwą jak opoka". Gdy wypowiada "z de­terminacją": "Płacze nade mną... jaka łezka szcze­ra!", na ekranie rzeczywiście widzimy płaczącą Dziewicę. Na słowa zaś: "Z tego umarłem...", za­mykające "godzinę rozpaczy", Gustaw nie przebija się sztyletem i świeca druga nie gaśnie, lecz ekran zajmuje postać Myśliwego czarnego na koniu. Myśliwy prowadzi nas do Więźnia "na etapie", któ­ry ryje w ścianie: "Gustavus obiit M.D. CCC. XXIII Calendis Novembris". W tym momencie zaczyna się scena VIII Części III dramatu. Oto do pałacowej sa­li wkracza Nowosilcow w otoczeniu swej świty. Roz­lega się pytanie Pelikana: "Co Pan Senator każe z Rollisonem robić?". W chwilę później do tej samej "sali przedpokojowej" wchodzą Rollisonowa, Kmitowa i Ksiądz Piotr. Po ich odprawieniu słychać dźwięki menueta z "Don Juana" Mozarta, rozpoczyna­jącego Bal. Na tańczące pary nakłada się postać Kon­rada piszącego teraz: "Hic natus est Conradus M.D. CCC. XXIII Calendis Novembris". Znajdujemy się w celi Konrada. Biegają po niej szczury, a przy stole siedzi nieruchomo Myśliwy czarny, czekając na swo­ją ofiarę. Tak kończy się pierwsza część telewizyj­nych "Dziadów" w adaptacji i reżyserii Jana Englerta. Drugą część widowiska rozpoczyna ta sama scena: szczury biegające po celi, Myśliwy czarny przy sto­le, twarz Konrada przesłonięta przez sylwetki ucze­stników balu u Senatora. Raz jeszcze ukazują się twarz Konrada i palące się świece. Ich płomień pa­da teraz na "więźniów młodych", wchodzących do celi Konrada, aby "przepędzić wieczór świętej Wigiliji razem". Tę scenę wypełnia głównie opowiada­nie Sobolewskiego, ilustrowane obrazami - prze­świetlonymi jaskrawym światłem - policmajstra na koniu, zakutych chłopców z ogolonymi głowami, Ja­czewskiego w kibitce, pustego kościoła i "ręki ka­płańskiej" w czasie Podniesienia. Po pieśni Jankow­skiego "Mówcie, jeśli wola czyja" i proteście Kon­rada "Lecz nie pozwolę bluźnić imienia Maryi" przenosimy się do senatorskiego pałacu, gdzie wciąż trwa bal. Teraz do głosu dochodzi młodzież "z prawej strony": "Czyż go to za nas nikt nie ska­rze? / Nikt się nie pomści?". Gdy Ksiądz Piotr pod­nosząc ręce do góry odpowiada " - Bóg!", wracamy do celi więziennej, gdzie śpiewa Feliks, a następ­nie Konrad wygłasza "małą improwizację", kończą­cą - jak wiadomo - scenę I Części III "Dziadów". Po "małej" nie następuje - jak u Mickiewicza - "wiel­ka improwizacja", lecz po kwestii jednego z wię­źniów "Konrad osłabł - zostawcie - sam, sam je­den w celi!" jesteśmy znów w pałacu Nowosilcowa, gdzie wdziera się Pani Rollison z okrzykiem: "Ja go znajdę tu, tego pijaka, tyrana!". Na jej koń­cowe słowa: "tu, tu jest kat jego!" uderza piorun, wzbudzając przerażenie gości Senatora. Tę sekwencję zamyka Nowosilcow, zwracając się do Księdza Piotra: "Idź, gdzie chcesz, do licha!". Kie­dy jednak Senator "odchodzi do swoich pokojów", nie spotykają się jeszcze - jak w tekście dramatu - rozdzieleni przez żołnierza Ksiądz Piotr i Konrad. To oko Konrada wypełnia ekran telewizora. Znów jesteśmy w jego celi. Tak oto, od 25 wiersza "Ty Boże, ty naturo! dajcie posłuchanie", zaczyna się scena II, czyli Improwizacja. Brak w tej realizacji Głosu z lewej strony i Głosu z prawej. Konrad, mówiąc "Ja mistrz wyciągam dłonie! / Wyciągam aż w niebiosa", a także dalej: "Daj mi rząd dusz!", "Milczysz, milczysz!" i wreszcie "Odezwij się, - bo strzelę przeciw Twej naturze", zwraca się ku umie­szczonemu wysoko oknu, z którego światło refleksa­mi pada na jego twarz. Słowo "Carem!" wypowia­da Myśliwy czarny - w białym mundurze cara, po czym od razu rozpoczynają się egzorcyzmy. W egzorcyzmach, co każe przypomnieć inscenizacje Wy­spiańskiego czy Swinarskiego, występuje trzech ak­torów: Ksiądz Piotr, Konrad i Duch. Tym Duchem, który wszedł w ciało Więźnia, jest Myśliwy czarny, ubrany jak Konrad w białą koszulę. Początek i ko­niec kwestii Ducha wypowiadają wspólnie Konrad i Duch, a ich twarze nakładają się na siebie. Po prze­pędzeniu złych mocy Ksiądz Piotr modli się przy leżącym w celi Konradzie (znów biegają po niej szczury), Duch zaś znalazł dla siebie nowe wciele­nie. W Widzeniu Senatora jest Belzebubem - "Jego Imperatorską Mością" (Myśliwy czarny w mundurze cesarskim). Dopiero po tej scenie słyszymy Chór aniołów (a nie diabłów!), śpiewający przecież w scenie III Konradowi i Księdzu Piotrowi po skoń­czonych egzorcyzmach. Ów chór aniołów to kolę­dnicy z pierwszych obrazów telewizyjnego widowi­ska. W czasie ich śpiewu "Pokój temu domowi" po­jawia się najpierw oko Konrada, a potem twarz Księdza Piotra. Obraz rozjaśnia się i po ukwieconej łące brodzi Ewa. Słowa "Róża, ta róża żyje!" i "Weź mnie na serce" Ewa w swym Widzeniu kieruje do śpiącego Konrada, bo to jego postać oglądamy przez chwilę na ekranie. Ewa kładzie czerwoną różę na ołtarzu, na którym płoną świece. Przy tym ołtarzu modli się Ksiądz Piotr i tu do­znaje łaski Widzenia. W opracowaniu Englerta wy­padły z Widzenia dwa początkowe wersy ("Tyran wstał - Herod! - Panie, cała Polska młoda / Wyda­na w ręce Heroda"). Rozpoczyna je więc: "Co wi­dzę - długie, białe, dróg krzyżowych biegi". Słowa Księdza Piotra ilustrują kibitki pędzone przez rosyj­skich żandarmów. Pod koniec Widzenia ("Ku niebu, on ku niebu, ku niebu ulata") Ksiądz Piotr podno­si się z klęczek i idzie przez cały kościół, a jego twarz (przy słowach "Sława! sława! sława!") prze­słania wizerunek Matki Boskiej. Po tej scenie reżyser powraca do II Części "Dzia­dów" i do kwestii Guślarza: "Czas odemknąć drzwi kaplicy". Wtedy, jak u Mickiewicza, zjawia się Wid­mo (Gustaw), a przy nim Pasterka (w białej po­świacie). Towarzyszy im pieśń Chóru "Co to bę­dzie, co to będzie?", która przenosi nas na nowe miejsce. Gustaw w otoczeniu Gromady z Guślarzem na czele wiedzie spór z Księdzem w jego domu - od słów: "Słuchaj, jakie mię na świat zamiary przy­wiodły". To zderzenie dwu postaw światopoglądo­wych: wiary, dyktowanej dawną tradycją, z wiarą, której porządku pilnuje oficjalny Kościół, jest - świadomie, a może przypadkowo? - najsilniejszym starciem czy nawet kulminacją inscenizacji Engler­ta. Gdy Ksiądz potępia Dziady jako "pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki", Gustaw wykrzykuje z żarem większym niż w Improwizacji:

Więc żadnych nie ma duchów? Świat ten jest

bez duszy?

[...]

Gdyby z twych oczu ziemskie odpadło nakrycie,

Obaczyłbyś niejedno wkoło siebie życie,

Umarłą bryłę świata pędzące do ruchu.

Po tej profetycznej deklamacji następuje jeszcze py­tanie Księdza: "Mów, czego potrzebujesz..." i odpo­wiedź gwałtowna Gustawa: "Ja! nic nie potrzebuję, jest potrzebnych tylu!". Kończy się trzecia godzina - "godzina przestrogi". Świece gasną i Gustaw (po­dążając za tekstem IV Części) mówi: "Bo słuchaj­cie i zważcie u siebie". Refren ten podchwytuje Gromada, która ponownie znajduje się w kaplicy. Obraz zasnuwa mgła, z której wyłania się otwar­te oko Konrada, budzącego się ze snu. Żołnierze wyciągają więźniów i zapędzają do kibitek. To tu­taj, "na etapie", Konrad spotyka (już na jawie) Księdza Piotra:

Czy to we śnie! - tak, we śnie, teraz przypo­mniałem,

Taż sama twarz, te oczy, we śnie go widziałem.

On to, zdało się, że się wyrwał z otchłani.

Odepchnięci przez rosyjskiego żołnierza, każdy podąża "w swoją drogę": Ksiądz Piotr między końmi, Konrad na wozie. Rozdzielająca ich prze­strzeń powiększa się coraz szybciej. Na tle odda­lającego się krajobrazu słychać głos Gustawa Ho­loubka, który wypowiada buntownicze wezwanie Ducha z Prologu III Części: "Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza!". Na tym jednak wi­dowisko się nie kończy. Przez pola biegną jeszcze mali kolędnicy śpiewając: "Pokój temu domowi". Dopiero teraz ekran przesłania zachodzące słońce oraz nazwiska wykonawców i realizatorów telewi­zyjnych "Dziadów" z roku 1997.

Oceniając "Dziady" Jana Englerta, nie od rzeczy bę­dzie przypomnieć przenikliwą uwagę Antoniego Słonimskiego, poczynioną na marginesie spektaklu Leona Schillera z roku 1934: "Ogrom natchnienia zawarty w "Dziadach" jest bogactwem narodowym, ale bogactwem dość kłopotliwym". Oznacza to, mówiąc najprościej, że każda próba nadania wi­domego kształtu temu arcydziełu poezji polskiej, wpisanemu przecież silnie w swój czas, jest przedsięwzięciem zawsze ryzykownym, choć przez to bardzo kuszącym. Każdy bowiem z realizato­rów będzie musiał rozstrzygać te same fundamen­talne kwestie: czy "Dziady" stanowią całość, czy też poszczególne części są odrębnymi utworami? czy w jednym spektaklu połączyć wszystkie części, co nieuchronnie prowadzi do drastycznych skreśleń w największym dziele polskiej poezji i samowol­nego układu scen? Gdy idzie zaś o "szczególny problem inscenizacyjny", czyli o świat nadprzyro­dzony "Dziadów", to w pierwszym rzędzie należy przesądzić, czy duchy "zstępują widomie", a jeśli tak, to pod jaką postacią? Mając zaś w pamięci Mickiewiczowskie zdanie z roku 1834: "Wiara we wpływ świata niewidzialnego, niematerialnego, na sferę ludzkich myśli i działań jest ideą macierzy­stą poematu polskiego", należy też ustalić, jaka jest relacja pomiędzy upiorami, widmami, anioła­mi i diabłami a światem ludzi. Ponieważ nikt już dzisiaj - bo takie jest doświad­czenie teatru XX wieku - nie broni "praw autor­skich" Mickiewicza, każda więc nowa inscenizacja "Dziadów" wpisuje się nie tyle w historię interpreta­cji poematu, co w historię sztuki scenicznej. Jak Stanisław Wyspiański udowodnił, że "Dziady" są dramatem scenicznym i zrealizował je środkami re­alistycznymi swego czasu, jak Leon Schiller podda­jąc rewizji scenariusz Wyspiańskiego stworzył naj­wybitniejsze - w stylu konstruktywistycznym - dzie­ło polskiego teatru monumentalnego, jak Konrad Swinarski rozgrywając "Dziady" w całym gmachu Starego Teatru wykreował wielkie, choć może już trochę spóźnione, dzieło "teatru otwartego", jak Je­rzy Grzegorzewski komponując "Dwanaście improwi­zacji - sceny z poematu dramatycznego Adama Mic­kiewicza" zademonstrował przy zachowaniu wszyst­kich cech swego indywidualnego stylu dzieło wiel­kiej dekonstrukcji, tak Jan Englert posługując się współczesną techniką telewizyjną stworzył "Dziady" w konwencji wideoklipu.

Reżyser sam zresztą uznał i przekonywał o tym publicznie, że tego wymaga teraźniejszy czas, że należy "ładować" obrazy między słowami monolo­gów, bo dzisiejszy widz przede wszystkim patrzy, a nie słucha. Stąd tak drażniąca wielu, w tym i mnie, ilustracyjność tej inscenizacji. Co jednak, nie bójmy się tego pytania, przy wielowątkowości "Dziadów" oznacza to dzieło "cywiliza­cji obrazkowej"? Chcąc w obecnej, wolnej Polsce uwolnić "Dziady" od polityki i martyrologii, "bo to się już przeżyło", Englert zapowiedział, że "próbu­je zmienić proporcje między dramatem narodu i dramatem jednostki" i - "narażając się filologom" -"odczytać romantyczny dramat egzystencjalnie". Jakie są więc te egzystencjalne, nowe "Dziady"? Spór światopoglądowy między Gustawem a Księdzem, chyba nie bez powodu przesunięty na koniec wi­dowiska, o porządek i siłę sprawczą świata, każe myśleć o sporze sprzed przeszło 150 laty między romantykami a klasykami: co prowadzi do głębsze­go, prawdziwego poznania - "czucie" czy "mędrca szkiełko i oko"? Ale ponieważ Guślarz przewodzą­cy Gromadzie, w imię której broni pogańskiego obrzędu, nie jest Guślarzem "starym", lecz wyglą­da jak szaman, czarownik: jest to dzieło New Age w "cudownym płaszczu snów w technikolorze". Bo jakie inne mogą być "Dziady" końca XX wieku?!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji