Artykuły

Wilki i lisy

Młodzież chce buntu i anarchii - we wszystkich inscenizacjach "Zbójców" od roku 1782. Trzeba trafić w ten młodzieżowy ton, ponadczasowy jak również i aktualny. Polski reżyser Jan Klata celuje w niego w przedstawieniu w Bochum. I trafia w dźwięk i obraz muzyki rockowej. Czarnobiałe teledyski The Battles (Tonto), Woodkid (Iron) i Lany del Rey (Born to die) są akustyczną i wizualną podstawą inscenizacji (polecane w programie) - pisze Gerhard Preußer w Theater heute.

Na tle przypominającej organy ściany zbudowanej z ogromnych metalowych rur, w gąszczu białych świetlówek, w pozycji gotowej do skoku stoi pięciu mężczyzn z obnażonymi torsami, pokrytymi w całości tatuażami, obwieszonymi rozmaitymi groźnie wyglądającymi akcesoriami (scenografia i kostiumy - Justyna Łagowska). Wyśpiewując na zmianę chórem pieśni nienawiści i retoryczne arie solowe wybierają Karla Moora (Felix Rech) na swojego wodza. Natomiast Franz Moor (Florian Lange) to spocony mięczak, wbity w przyciasny jak gorset garnitur, podlizujący się staremu Moorowi (Andreas Grothgar), wojownikowi tai-chi, zamkniętemu w swoim własnym świecie, w którego plecy tkwią wbite niczym u fakira strzały losu.

Na metalowe boczne ściany zbójeccy buntownicy rzucają się bezustannie z ekstatyczną, bezcelową agresją, na tych ścianach widzimy też wyświetlone projekcje przedstawiające niektóre sceny: opowiadanie o zbezczeszczeniu klasztoru zastąpione jest zapętlonymi obrazami kobiet, uśmiechających się nieprzyzwoicie do kamery, gestykulujących zachęcająco, do których to obrazów Spiegelberg z niemym bólem rozkoszy markuje agresywne męskie erotyczne drgawki. Zamiast wyzwoleńczej walki okrążonych zbójców w czeskich lasach widzimy serię obrazów wideo z rozstrzelania: na aktorach oraz reszcie realizatorów przedstawienia strzałem w głowę wykonywany jest wyrok, lawina krwi uderza o wciąż tę samą białą ścianę. Mniej więcej co dziesiąta ofiara wstaje ze śmiechem.

Rockowych "Zbójców" było już wielu. Ale Klata nie sięga tu po fenomen socjologiczny, lecz estetyczny: wilcze spojrzenia, zapadające się budynki (filmy puszczane wstecz), mrok, czerń i przemoc jako środki autoinscenizacji. Ta estetyzacja przemocy nie ma na celu ironii, nawet jeśli zamiast miast w projekcjach wideo płoną jedynie lasy zapałek. Ta estetyzacja kokietuje własną nudą, dezorientacją i bezsilnością wobec realnej przemocy.

Klata nie boi się patosu i hałasu, ale nawet werbalne potworności Schillera trzeba wypełnić sensem a nie tylko rzucać w słuchaczy akustyczną kataraktą. A poczucie timingu u Klaty irytuje: nie bierze pod uwagę prędkości przetworzenia informacji werbalnych, za to informacje optyczne wbija nam do głowy tak, jakby publiczność cierpiała na wizualną tępotę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji