Saragossa hrabiego Potockiego - blask cudów na scenie
Trudno sobie wyobrazić bardziej nieteatralny tekst, niż "Rękopis znaleziony w Saragossie". Przez 66 dni opowiadanie goni opowiadanie, narrator kreuje kolejnego narratora. Tadeusz Bradecki dokonał jednak cudu adaptacyjnego. Nie ostatniego w tym spektaklu. Ewenementem jest i to, że 55 aktorów gra ponad sto postaci przez 4 godziny. Wszyscy są ważni. To cud gry zespołowej. Nie ma w Polsce drugiego takiego zespołu teatralnego, który byłby w stanie podźwignąć takie przedsięwzięcie inscenizacyjne. Potrafi to tylko zespół Starego Teatru z Krakowa. A przecież wszyscy oni zmieniają kostiumy, wchodzą - i to nie tylko na deski sceny, ale i między widzów, nawet na drugi balkon. To cud roboty inspicjenckiej.
Mamy też do czynienia z cudem synkretyzmu. Do spektaklu zostały włączone teksty Mickiewicza i Szekspira, fragmenty Biblii i oda Horacego, wreszcie, prawie w całości, trzy z "Parad" samego Potockiego. I nie powstaje literacka sieczka. Kolejnym cudem jest warstwa muzyczna. Stanisław Radwan uczynił ją integralną częścią spektaklu, równie dobrze czując się w ognistym flamenco, skocznej sarabandzie, jak i w motywach z Beethovena. Orkiestra, przebrana w maski z karnawału weneckiego, należy do scenicznego świata, nie jest tu żadnym ciałem obcym.
Świat ten wywoływany jest szalenie prostymi środkami. Uderza bogactwem, w czym zasługa autorki scenografii i kostiumów Barbary Hanickiej, a także odpowiedzialnej za plastykę ruchu scenicznego Agnieszki Łaskiej. Jego rozmach i ogrom stwarzają sami aktorzy. Wokół prostego rekwizytu, przy pomocy skromnej dekoracji, można wywołać większe przestrzenie, niż z pomocą najbogatszej wystawy.
To cud teatralny. Byliśmy jego świadkami na rozpoczęciu XXIII Warszawskich Spotkań Teatralnych.